Rozdział 6

549 27 0
                                    


Aaaaa, moja ręka, kurwa chyba ją złamałam. Przykładam bolącą rękę do ust i dmucham na nią. Wydając przy tym niezidentyfikowane dźwięki. I to właśnie one, powodują, że moi towarzysze zatrzymują się i odwracają w moją stronę. Teraz mnie to nie obchodzi.

Mam ochotę zabić tego gnoja, który stoi przede mną i się krzywo uśmiecha. Kiedyś za ten uśmiech zrobiłabym wszystko, dosłownie wszystko. Jednak teraz już jestem mądrzejsza z resztą „mądry Polak po szkodzie". Jego policzek zdobi moja odbita ręką i bardzo dobrze, chętnie bym mu poprawiła jeszcze w drugi, a na koniec uszkodziła fiuta.

- Co ty tutaj robisz? – syczę przez zaciśnięte zęby.

- Przyleciałem po Ciebie, Księżniczko. Tak, jak obiecałem.

- Na pewno nie mnie, nie mam zamiaru nigdzie z Tobą lecieć. Nie rozumiesz słowa SPIERDALAJ? – niemal wykrzykuje ostatnie słowo.

No będzie mnie tu wnerwiał. Nie jest u siebie w Ameryce, żeby mi rozkazywać. Moi rodzice nie mają nade mną władzy, a tym bardziej, ten gnój jej nie będzie miał.

Przez to wszystko nawet nie zauważam, kiedy Marcel staje tuż obok mnie.

- Przepraszamy bardzo za zaistniałą sytuację, koleżanka za dużo wypiła i miała ostatnio trudny czas. Już nie przeszkadzamy. – odwraca się w moją stronę i chce chwycić mnie za dłoń.

To, co się dzieje chwile później zapiera mi oddech w piersi. Dex chwyta Marcela za ręką, tą którą wyciągnął w moim kierunku, nachyla się do mnie, a nasze usta dzielą milimetry. Nie patrzy nawet na chłopaka tylko w moje oczy.

- Powiedz koledze, żeby więcej tego nie robił. Bo może się to źle skończyć, a ty dobrze wiesz jak.

- Marcel, proszę zostaw nas na chwilę samych. – ja również nie patrzę na blondyna.

- Zwariowałaś Pola, co to za gościu?

- To kolega mojego taty, nie musisz się martwić, nic mi nie będzie, nie zrobi mi krzywdy.

- Pola proszę cię, wsiadajmy do auta i odwiozę cię do mojego domu.

- Nie, wy idźcie, ja zaraz dojdę do was.

- Nie zostawię cię z gościem, którego przed momentem spoliczkowałaś. – Marcel już zaczyna tracić cierpliwość. – dobra daję ci pięć minut i jak nie przyjdziesz do auta to dzwonię na policję.

- Nie będzie takiej potrzeby, kolega taty zaraz sobie stąd pójdzie w pizdu.

Marcel odwraca się i idzie do reszty grupy. Nie patrzę na nich, ale wiem, że Klaudia zostanie na swoim miejscu i będzie czekała, aż ja nie podejdę do niej. No to teraz sobie poczeka.

- Dex, nie tak się umawialiśmy – znajomy głos wtrąca nam się w rozmowę.

Odwracam się od hipnotyzującego wzroku tego dupka i patrzę na nikogo innego, jak na mojego własnego tatę i... nie wierze...

- Vinnie, tęskniłam za tobą. – rzucam się na chłopaka, robiąc trochę zamieszania krzycząc na środku rynku późną nocą. Też robię na złość ojcu, bo nie wiem, dlaczego tutaj jest. Ponoć miał robić interesy w Ameryce, a nie być tutaj. No i chyba okłamał mamę, albo ona też o tym wiedziała, ale mnie nie uprzedziła. A najbardziej na złość robię temu dupkowi. Wieszam się na Vinnie'm, jak mała małpka, ale ten drań mnie nie podtrzymuje.

- Zabieraj te pierdolone łapska od niej Vinnie, bo ci je przy samej dupie upierdolę.

Ulala chyba ktoś się tutaj zdenerwował, a chuj jeszcze daję buziaka w policzek mojemu staremu znajomemu. Dex prawie zawału dostaje, ale mnie to nie obchodzi.

- Kurwa, stary ja jej nawet nie dotykam, uspokój się – mówi do Dex'a – Księżniczko chcę jeszcze trochę pożyć, proszę puść mnie. – teraz zwraca się do mnie.

No bezczelny, jest tylko trzy lata starszy ode mnie, a tylko starzy wyjadacze

Klubu mówią do mnie „Księżniczko". Kapituluję, ale tylko ten jeden raz, następnym nie dam się tak łatwo spławić. Ledwo staję na nogach, a ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać chwyta mnie za biodra i obraca w swoją stronę. Przez ten jego manewr prawie się przewracam na tych szpilkach i muszę się przytrzymać jego napakowanych przedramion. Czuję, jak w miejscu styku naszych ciał przechodzi prąd, unoszę głowę i... zamieram. Patrzy się na mnie dziwnym wzrokiem, ale na jego ustach błąka się uśmiech. Przez wypity alkohol wszystkie odczucia docierają do mnie z opóźnieniem.

Przypomnij sobie, głupie serce, jak ciebie potraktował ostatnim razem.

I to jest jak policzek na otrzeźwienie.

Wyswobadzam się z jego rak i daję krok do tyłu.

- A z własnym ojcem się nie przywitasz? – na ratunek przychodzi mój tata, rycerz na czarnym rumaku.

Podchodzę do taty i przytulam się do jego klatki piersiowej.

- Okłamałeś mamę. – sama nie wiem czy się pytam czy stwierdzam.

- Dla dobra sprawy – ucieka wzrokiem w kierunku Dex'a.

- Pomagasz tej zdradzieckiej mendzie?! – prawie krzyczę. – czekaj tylko zadzwonię do mamy to inaczej się będziesz tłumaczył.

Po jego minie widzę, że chyba mają jakiś układ z Dex'em, a ja jestem albo środkiem do tego celu albo samym celem. Ani trochę m się to nie podoba.

Tata podchodzi do mnie i mówi łagodnym głosem i o dziwo łamana polszczyzną, jak na Amerykanina przystało.

- Księżniczko, wszystko ci wyjaśnimy, ale proszę cię nie denerwuj mamy. Myśli, że jesteśmy na akcji w sąsiednim stanie.

Nie przypominam sobie, żeby tata kiedyś okłamał mamę. Więc dlaczego to robi teraz. Dex widział, jak kogoś zabija i teraz go szantażuje? Nie, to nie to. Może menda mu coś obiecał? Chyba tylko księgę kłamstw. Poradnik, jak łatwo omamić szesnastolatkę i ją przelecieć. Nie, też nie to. Nie pasuje mi to do niego. Zakładając, że potrafi pisać składnie i prosto w linijce. to już nie wiem, a mój zamroczony alkoholem mózg nie pomaga w myśleniu.

- Dobra, nie będę dzwoniła do mamy, ale wszystko, ale to wszystko mi powiesz, co tu robicie. Rozumiesz?

- Tak, oczywiście – patrzy na mnie miną zbitego psa. – dobra chłopaki zabieramy się z tą. Księżniczko wracasz z nami. Pożegnaj się z towarzystwem – kończy już po angielsku.

- Nie. Wracam ze swoją ekipą. Z nimi przyjechałam i z nimi wrócę. – mówię zła.

Ojciec coś gada pod nosem, ale nie zwracam na to uwagi, tylko odwracam się od nich i idę w kierunku mojej paczki. Kiedy już jestem koło nich Klaudia pierwsza zarzuca mnie pytaniami.

- To on prawda? Co robi tutaj w Polsce? I to jeszcze z twoim ojcem? – rzuca jak z karabiny maszynowego.

- odpowiadając na twoje pytania to niestety. Nie wiem. Nie wiem. Ale się dowiem.

- Pola ty wariatko wystraszyłaś mnie tą całą sytuacją – widzę, że Marcel się martwił.

- Spokojnie poradziłabym sobie z nimi – uśmiecham się szeroko.

Kątem oka widzę, że cała trójka stoi kilka metrów od nas i obserwują otoczenie. A zwłaszcza Marcela. Jeśli oczy Dex'a mogłyby zabijać to właśnie Marcel leżałby trupem. A ja, żeby był weselej, staję na palcach i całuję chłopaka w policzek.

- Dziękuję, mój obrońco – uśmiecham się na jego zdziwioną minę – mogę mieć jeszcze prośbę do ciebie?

- Jasne – odpowiada szybko.

- Odwiózłbyś mnie do domu? Wezmę tylko torbę z ciuchami z waszego domu.

- Nie ma problemu. 

Black Dragon. Błędy Dex'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz