Rozdział 9

509 22 0
                                    


W drodze powrotnej zadzwoniłam do Klaudii, że jadę właśnie odebrać auto z przed jej domu. Czekała na mnie już koło auta.

- Naprawdę dziś wylatujesz? – pyta mnie przytulając się do mnie mocno.

Nie lubię takich momentów pożegnania, jakbym wylatywała na stałe, a tak nie jest. Wrócę za parę miesięcy, pewnie gdzieś w październiku bądź w listopadzie, na pewno przed świętami Bożego Narodzenia, które chcę spędzić z dziadkami.

- Przecież wrócę za kilka miesięcy. Fakt wylatuje na drugi koniec świata, ale mamy, telefony, Messengera i Skype 'a, więc się nie martw. Będziemy do siebie pisać, dzwonić i oglądać się na ekranie laptopów. Będzie dobrze, zobaczysz nawet nie obejrzysz się, a już w październiku pójdziesz na studia.

Teraz ja przytulam ją mocno, bo wiem, że jeszcze nigdy nie miałyśmy takiej przerwy od swojego towarzystwa.

- Zobaczysz, wszystko się ułoży, a wtedy nie będę miała ci tego za złe, że zostaniesz tam na stałe – odsuwa się ode mnie i patrzy nie na mnie i tylko na coś za mną, a konkretnie na kogoś. Już nie muszę nawet się domyślać o co jej chodzi, bo wiem, że chce mnie już zeswatać z Dex'em.

- Nawet o tym nie myśl. To kłamca jakich mało na tym świecie. Fakt przystojny jak cholera, ale kłamca.

- Kochasz go nadal, prawda? – pyta nagle Klaudia patrząc mi w oczy.

No to mnie zagięła tym pytaniem. Kocham czy nienawidzę oto jest pytanie. I kocham i nienawidzę. Oto jest odpowiedź.

- Wiedziałam – odpowiada uśmiechając się do mnie ciepło – to zrób tak, żeby musiał się bardzo, ale to bardzo postarać o ciebie, ale nie ułatwiaj mu niczego. Na dobre rzeczy trzeba trochę poczekać – przytula mnie jeszcze raz, a mi zbierają się łzy pod powiekami. Już za nią tęsknię, choć nawet nie odsunęłam się na krok.

Teraz właśnie zapinam już ostatnią walizkę, jedna z ciuchami druga z przyprawami i rzeczami, które nie zmieściły się do walizki numer jeden. Jak się powiedziało A to teraz muszę powiedzieć B i jechać do Stanów, o dwa tygodnie wcześniej niż planowałam. Mój bilet przepadł i kasa za niego też, bo był bez możliwości zmiany terminu. Z resztą na biednego nie trafiło, a tata nie odczuje braku dwa tysiące trzysta polskich złotych. To zaledwie nie całe sześćset dolarów, więcej wydaje na zakupy spożywcze.

***** 

Po osiemnastu godzinach lotu z przystankiem w Warszawie, siedzę już na ławce przed lotniskiem w Miami. Piekielne słońce wypala mi oczy, a ja jak na złość nie pamiętam, gdzie wrzuciłam okulary przeciwsłoneczne. Jestem niewyspana, głodna, bo tylko w klasie economy były miejsca dla naszej czwórki, a tam średnio karmią. Chłopaki chyba też są głodni, bo zaczynają się rozglądać za jakąś budą z żarciem.

A ja chłonę w tym momencie cały ten hałas i przyzwyczajam się do otaczającego mnie świata Ameryki. Wciągam głęboko powietrze do płuc i czuję zapach frytek, hamburgerów i ten specyficzny zapach Stanów. Nie wiem, jak go określić, ale wszędzie bym go rozpoznała.

Vinnie siada koło mnie i podaje mi porcję frytek z serem, moje ulubione jedzenie fast food'owe w tym kraju. Kiedyś próbowałam takie zrobić w domu, ale średnio mi to wyszło. Ani zapach, a tym bardziej smak nie przypominał mi teraz tego, co mam w buzi. Az mruczę z zadowolenia.

- Nie wiedziałem, że za dwa dolce jestem w stanie doprowadzić cię do rozkoszy – mówi Vinnie, a Dex, który siedzi naprzeciwko mnie zabija biedaka wzrokiem aż mi się śmiać chce.

- Widzisz, jak chcesz to potrafisz – uśmiecham się do niego – wiesz, jak zadbać o kobietę i zrobić jej dobrze – teraz już się śmieję.

Resztę posiłku spożywamy w ciszy. Vinnie chyba nie chciał już podpaść Dex'owi ani mojemu tacie, więc siedział cicho.

Nawet nie zdążyłam dojeść swojej porcji, kiedy koło nas zatrzymuje się wielkie bydle, czyli ojcowska duma RAM 2500 w pięknym, jak smoła kolorze. Zapomniałam, że tu Są Stany. Tu czym większe i mocniejsze tym lepsze. Nie to, co w Polsce. Każdy jeździ czymś co ma cztery koło kierownicę i żeby, jak najmniej spalało paliwa, bo drogie jest odwiedzanie stacji paliw i lepiej jest to robić, jak najrzadziej.

Jako, że jestem nauczona polskiej zasady, kto pierwszy ten lepszy, pakuję się na przód samochodu, jako pasażer. Wiem chamstwo, ale trudno, czasy potulnego baranka już się zakończyły.

Za kierownicą siedzi, jeden z moich ulubieńców Klubu, a dodatkowo przyjaciel (nie wspomnę, że najlepszy) Dex'a, David. Rzucam się mu na szyję i przytulam mocno. Nie wiem jak to robię, bo podłokietnik w tym modelu samochodu wygląda jak pas startowy na lotnisku, z którego właśnie wyszłam.

- Też się cieszę, że cię widzę, Księżniczko – odwzajemnił uścisk, jednak, kiedy słyszymy warczenie z tylnej kanapy szybko mnie odsuwa od siebie – nic się nie zmieniło – to chyba nie miało być do mnie, ale się muszę upewnić.

- Co się nie zmieniło?

- Mówiłem, że się nie zmieniłaś nic, a nic, dalej tak samo piękna – uśmiecha się do mnie David, ale szybko spogląda w lusterko wsteczne i jeszcze szybciej odpala furę.

Jedziemy niecałe pół godziny mijając Miami i mniejsze miejscowości. W końcu mijamy tabliczkę z napisem Homestead i już wiem, że jeszcze chwila i będziemy na miejscu. Jedziemy jeszcze parę mil i już w oddali widzę wielką metalową bramę i szczyty budynków za nią. Teren ma kilkadziesiąt hektarów i jest otoczony dwumetrowym betonowym murem. Każdy z chłopaków, który ma już jakąś dziewczynę, żonę wybudował się na terenie Klubu.

Przejeżdżamy przez bramę witając się ze stojącymi tam chłopakami. Widzę, że teren się trochę zmienił. Powstało kilka nowych domów w oddali, jedne mniejsze, drugie większe, o ile domy prawie dwustumetrowe są te mniejsze. Mania wielkości mieszkańców Stanów Zjednoczonych, im większe tym lepsze. To nawet jest gorsze niż nasze polskie „Postaw się, a zastaw się". Dla każde członka Klubu znalazłoby się kawałek ziemi. Dlatego teren jest podzielony tak, jakby na działki, do której już jest doprowadzona droga asfaltowa. Fenomenem na skalę kraju jest tu chodnik i to nie taki typowy amerykański, co ma metr szerokości tylko normalny jak na standardy europejskie, czyli jakieś dwa metry szeroki. Od razu widać rękę mojej mamy, która wprowadza w Ameryce trochę polskiego powietrza. 

Black Dragon. Błędy Dex'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz