Rozdział 22

453 18 0
                                    


Patrzę na niego jak zahipnotyzowana. Chcę pobiegać, ale nie w jego towarzystwie. Ale z drugiej strony, moje ciało chce być blisko niego. Nie wiem, co się dzieje. Jestem między młotem a kowadłem, a nie chcę się tak czuć.

Musisz coś tym zrobić, nadal go kochasz, mówi moje serce.

Po co, niech się dziewczyna zabawi, tak jak on nią ostatnim razem, odpowiada rozum.

Chwila. Jak to zabawić?

A no normalnie, korzystaj z życia, już i tak trochę go straciłaś przez niego. Niech teraz chociaż pocierpi. Zabaw się nim. Uwiedź go, niech myśli, że jesteś jego, a wtedy BUM, rozpieprzysz go, rozum szybko odpowiada.

Ciekawa opcja.

Kurde nie! Nie mogę tego zrobić. Nie po raz kolejny. Moje serduszko choć posklejane z miliona części ma racje. Nadal go kocham i nie chciałabym, żeby on cierpiał nawet jeśli rozum podpowiada mi, że się mu należy, jak psu buda.

Dobra kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.

- Okej, jeśli nalegasz, to jutro z wami pobiegam, ale jeśli będę was spowalniać to robię pass. Będę biegać sama – sama nie wierzę, że to powiedziałam.

Chyba moja wewnętrzna rozmowa z serduszkiem i rozumem, odebrała mi logiczne myślenie.

- Na pewno dasz radę, wierzę w ciebie Księżniczko – uśmiecha się do mnie promiennie Dex.

Kurde mino dużej różnicy wieku między nami, jest przystojny jak cholera. Ja wiem, że jak się kogoś kocha to się go idealizuje. Ale taka jest prawda, dla mnie Dex jest i zawsze będzie najprzystojniejszym facetem na tym całym świecie.

Wysoki, zajebiście dobrze zbudowany, wytatuowany od szyi po brzuch. Piękne lazurowe oczy, które zawsze mnie hipnotyzowały i nie potrafiłam odwrócić wzroku. Brązowe włosy, wygolone po bokach, a na górze dłuższe, które związuje w kitę. Normalnie jak Bóg. Mój Bóg.

Po skończonym śniadaniu pomagam mamie ogarnąć całą kuchnię i stół. Zbieram talerze, resztki zbieram na jeden talerz i wyrzucam. Rozmawiamy z mamą o wszystkim i o niczym. Rzecz jasna po polsku, żeby było śmieszniej. Tata przez tyle lat z mamą już dużo potrafi, ale chłopaki nie koniecznie. I to właśnie dlatego w Klubie czasem z rodzicami rozmawiamy po polsku.

Po ogarnięciu wszystkiego, mama daje mi buziaka i zbiera się do swojego biura. Ma dziś dużo papierowej roboty i wróci dopiero późnym popołudniem, więc obiad jest dla chłopaków już przygotowany i czeka na nich w lodówce. Niestety tylko ja w tym całym towarzystwie mam wolne, więc gdy wszyscy (albo przynajmniej większość idzie do swoich zajęć), ja idę do swojego pokoju. Otwieram szafę i przeglądam jej zawartość i wybieram rzeczy. Rzucam na łóżko ręcznik plażowy, bikini, okulary przeciwsłoneczne, krem z filtrem, szczotkę do włosów i mój nieodzowny głośnik bluetooth. Rozglądam się jeszcze za telefonem i powerbank'iem. Wszystkie gadżety pakuję do mojego plecaka i zgarniam dodatkowo listonoszkę, w której mam portfel, kluczyki od auta i chowam do niej telefon, żeby mieć go przy sobie.

Wychodzę z pokoju, schodzę na dół i wychodzę z Klubu. Przed budynkiem stoi mój samochód, którym nikt nie jeździ oprócz mamy, a to dlatego, że amerykanie są leniwi i wszystkie ich auta są w automacie. A że my z mamą zdawałyśmy prawo jazdy w Polsce to wolę jeździć manualem.

I tak właśnie wsiadam do auta, włączam nawigację i kieruję się do mojego celu, który znajduje się 12 mil od Klubu.

Drogę pokonuję w miarę szybko i bez większych problemów.Otwieram pilotem bramę przesuwną, który znajduje się w schowku w podłokietniku.Parkuję na rozległym podjeździe przed piętrowym domem w kolorze jasnejszarości. Brama automatycznie zamyka się sama. Na ganku stoi starsze małżeństwoi uśmiechają się promiennie na mój widok, kiedy wysiadam z auta. Z szerokim uśmiechem na ustach, aż biegnę do dziadków.

- Babciu, dziadku – krzyczę uradowana i przytulam się do nich, a oni to odwzajemniają.

Jak ja za nimi tęskniłam. Odkąd wyjechałam stąd trzy lata temu, widzieliśmy się tylko na ekranie laptopa, rozmawiając przez komunikator.

- Witaj dziecko, ale urosłaś i wypiękniałaś – mówi babcia.

- Witaj wnusiu – dziadek całuje mnie w czoło.

Odsuwam się od nich, a dziadkowie zapraszają mnie do domu. Jeszcze szybko biegnę do auta i zabieram swój plecak i torebkę.

Wchodzę z nimi do domu, a babcia od razu kieruje się ze mną do kuchni.

- Przygotujemy jakieś przekąski i chłodne napoje i pokażę Ci, jaki prezent zrobił mi w tym roku dziadek na naszą czterdziestą siódmą rocznicę ślubu – babcia cieszy się, jak małe dziecko.

Tylko, że ja wiem co to za prezent, bo mama z jednych z naszych rozmów pochwaliła teścia za kreatywność prezentu. Otóż dziadek wymyślił, że skoro obydwoje narzekają na bóle kręgosłupa, to wybuduje im basem. Ale nie taki zwykły dół z wodą. Taki wypasiony, ekskluzywny, na skalę światową, bo jak szaleć to szaleć. Basen nie dość, że jest podgrzewany solarami to jeszcze ma wbudowaną kopułę, która się otwiera i zamyka, by basem służył cały rok.

No nie powiem, dziadek mi zaimponował tym pomysłem. Bo, który mężczyzna grubo po sześćdziesiątce wpadłby na taki pomysł? No, który? Już widzę las rąk. Ha, ha.

Na tacę kładziemy miseczki z owocami, parę kanapek (bo dla babci jestem za chuda) i wysokie szklanki. Babcia zabiera się za robienie lemoniady, a ja powoli idę do salonu, by wyjść przez taras na ogród. Dziadek zatrzymuje mnie na tarasie.

- Poczekaj kochanie, niech się staruszka nacieszy, że pierwsza pokaże ci prezent ode mnie – mruga do mnie dziadek.

Chyba zorientował się, albo rodzice powiedzieli, że się wygadali. No cóż stało się, nikt już tego nie odkręci. Zaryzykuję.

- Będę udawała pełne zaskoczenie – mówię i uśmiecham się do dziadka.

- Cieszę się.

Gdy dziadek mnie obejmuje i przytula, podchodzi do nas babcia, zabiera ode mnie tacę i podaje mężowi.

- Trzymaj, żeby Pola mogła w pełni podziwiać prezent.

Zanim odbiera od niej tacę z całą zawartością, całuje babcię w czoło.

Mimo prawie półwiecznego związku małżeńskiego nadal się kochają. Dla mnie to żadna nowość, bo widzę to samo u swoich rodzicach. Jednak coś chwyta mnie za serce. Czy kiedykolwiek ja będę tak samo szczęśliwa?

Będziesz, o ile zapomnisz o tym dupku. Odzywa się mój rozum.

A to się da? Zwłaszcza teraz, kiedy mieszkamy pod jednym dachem, pokój w pokój. On jest za ścianą, tak blisko, a jednak daleko.

Idź na imprezę rozruszaj się, poznaj nowe osoby. Jesteś tu już prawie tydzień, a opuściłaś mury Klubu tylko raz do sklepu i dziś w odwiedziny do dziadków. Masz dopiero dziewiętnaście lat, zaszalej. Nie rozmyślaj nad przeszłością, to nic nie zmieni. On się nie zmieni. Okłamał cię w tak istotnej sprawie, jak to, że ma żonę. Świadczy to tylko o tym, jak mało dla niego znaczyłaś.

Masz rację Rozum. Pójdę na imprezę i się zabawię.

Jednak teraz wracam do rzeczywistości. Jestem prowadzona przez babcię po dużym tarasie.

- Zamknij oczy wnusiu.

Jak kazała tak zrobiłam. Nie uchodzimy nawet dwudziestu kroków, kiedy się zatrzymujemy.

- Już możesz otworzyć – mówi podekscytowanym głosem babcia.

Otwieram i...

Black Dragon. Błędy Dex'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz