4. Ekologia i Głupiec z Morewill

415 38 19
                                    

Liam szykował się do swojego pierwszego, samodzielnego wyjścia z domu państwa Cornerów. Sprawdził już rozkład autobusów miejskich i przygotował ubrania zasłaniające jego zwierzęce atrybuty. Przejrzał się jeszcze raz w lustrze, dla pewności. Czarne jeansy, trampki i jasna bluza z kapturem. Wszystko w porządku.

Zarzucił na ramię plecak i bez pośpiechu zszedł na dół. Everet rozpoczynał zajęcia wcześniej, a Malia i Carston byli w pracy. Cichy dom, bez ani jednego dodatkowego lokatora mu odpowiadał. Nie musiał przemykać ukradkiem i unikać pozostałych mieszkańców, mógł swobodnie przemieszczać się po kuchni i usiąść w salonie nie niepokojony przez nikogo rozmową.

Dawno już zdecydował, że nie nawiąże bliższych relacji niż to konieczne z żadnym z nich.

Wygrzebał z szafki chleb, masło, i kilka warzyw. Omiótł wzrokiem piętrzące się w lodówce wędliny i wykrzywił twarz w wyrazie niezadowolenia. Carstonowie do każdego posiłku zużywali niebotyczne ilości ryb, drobiu i innego rodzaju mięs. Zaczął się zastanawiać, czy to dlatego, że są kotami?

Kiedyś sam nie pogardziłby porządną pieczenią, grillem, czy chociażby żeberkami, ale te czasy zdawały się minąć wraz z jego poprzednim życiem. Początkowo sądził, że jego brak apetytu i niechęć do jedzenia wzięła się ze stresu wywołanego szokiem, jednakże coraz częściej przyłapywał się na myśleniu o sałatce, lub o owocach, zamiast tłustego mięsa i paluszkach rybnych.

Chwilowo zrelaksowany, zrobił proste kanapki i usiadł na sofie w salonie. Odruchowo wpisał nurtujące go pytanie i szybko znalazł odpowiedź w galerii z ciekawostkami AO.

"Badania potwierdzają, że w około 93% przypadków, drugorzędna rasa warunkuje upodobania smakowe."

A więc jednak. Żegnajcie mięsne rolady, szynki i zrazy, a witajcie sałatki.

Może i Liam bardziej by nad tym rozpaczał, ale odkrył, że prosta kanapka z pomidorem i sałatą była zaskakująco smaczna. Wrócił do kuchni i zrobił sobie jeszcze kilka, hermetycznie zapakował, i schował do plecaka.

Sprawdził godzinę, za piętnaście minut odjeżdżał jego autobus.

Zarzucił więc jeszcze miękki szary pałasz sięgający mu niemal do kolan, który doskonale zakrywał ogon, i założył kaptur. Przejrzał się w lutrze w holu. Nie widać uszu, wspaniale.

Gdy staną przed drzwiami zaczął się denerwować.

To głupota, pomyślał. Tak się boję swojego wyglądu, a przecież tutaj na nikim nie zrobi on wrażenia.

Mimo to z kwaśnym uśmiechem zaciągną kaptur.

Znał już drogę na przystanek, oddalony od domu Cornerów o jakieś siedem minut drogi. Carston pokazał mu go dwa dni temu, gdy wracali z inauguracji.

Osiedle na którym mieszkali, składało się z kilkunastu domów jednorodzinnych w podobnym stylu architektonicznym. Białe szeregowce w modernistycznym stylu, każdy z dużymi oknami i prywatnym tarasem, innymi słowy dobra dzielnica, choć znacznie mniej ekstrawagancka niż ta, którą pamiętał z poprzedniego życia.

Zanim wyprowadził się z domu rodziny, która go zaadoptowała, i dwójkę jego rodzeństwa, miał czas poznać każdy zakamarek i kryjówkę w małej prywatnej willi. Nienawidził tamtego miejsca. Zawsze czyste i zimne, na pierwszy rzut oka idealne, ale skrywające paskudną tajemnicę. Było jak człowiek, którego od środka zżera choroba, trawi umysł i ciało, kruszy kości i śmierdzi zgnilizną, ale z wierzchu wciąż wygląda nienagannie.

Królik z puszystymi uszamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz