I

432 6 0
                                    

Szłam do studia na trening, tym razem bez swojego zespołu. Dziś chciałam w końcu skupić się na swoich własnych, solowych umiejętnościach. Od kąd ogłoszono konkurs taneczny ja jak i dziewczyny z zespołu, trenujemy w każdej wolnej chwili. Ćwiczymy  od dawna, by pokonać zespoł właściciela studia, Bangchana, lecz nie ważne jak się staramy nie udaje się nam to. Zawsze właśnie to on wygrywał. Prawdopodobnie powodem ich ciągłej wygranej był fakt, że chłopak kiedyś był treniee w sławnej wytwórni, a kilku członków jego zespołu było drugoplanowymi tancerzami albo chodzili do szkół tanecznych.

Ja i Bangchan nienawidzimy się od otwarcia studia. Nigdy nie mieliśmy do tego większych powodów.  Oprócz faktu że kiedyś przez przypadek go oblałam sokiem porzeczkowym, nigdy nie stało się coś przez co faktycznie moglibyśmy się nienawidzić.

Rywalizujemy ze sobą od zawsze, na każdych możliwych zawodach lub konkursach organizowanych dla zabawy w studio. Czasami, gdy przez dłuższy okres nie ma żadnego wydarzenia na którym moglibyśmy to zrobić, organizujemy mini zawody pomiędzy sobą, a rola sędziego przypada zazwyczaj innym grupą. Chodź zdarzało się że sędziowała ktoraś ze sprzątaczek czy recepcjonistka.

Tym razem nie było inaczej. Jak tylko chłopak mnie ujrzał, odrazu do niej podszedł.

- Kogo moje piękne oczy widzą? Y/N Park. Jak idą ćwiczenia do porażki? Gdzie reszta twojego zespołu?- pokazał w powietrzu znak cudzysłowia.

- Daj sobie spokój, nie mam humoru. Idę na salę, jak czegoś potrzebujesz to przyjdź jak skończę swój trening. I jakbyś nie zauważył, od półtora roku, zajęcia z zespołem mam we środy, piątki i niedziele, a z tego co wiem teraz jest poniedziałek.

- Czepiasz się o szczegóły. Uważaj żeby sobie nogi nie skręcić, z twoimi umiejętnościami to jest to bardzo możliwe. Czekam aż mi w końcu odkupisz koszulkę. Ta która mi oblałaś ty głupim sokiem porzeczkowym.

- Wyprałam ci ją, po plamie nie było śladu. Ale oczywiście jej nie przyjąłeś więc teraz spierdalaj. Było brać jak dawałam. Paaa.

- I tak ja odkupisz! - krzyknął  za mną, ale jak mógł zobaczyć, nie zwróciłam na niego uwagi i weszłam na salę. - Japierdole jak ja jej nie znoszę.

- Słownictwo Chan. - powiedział do niego straszy pan, może koło 40.

- Przepraszam tato. Po prostu, poplamiła mi ulubiona koszulkę sokiem i jej nie chce odkupić.

- Z tego co słyszałem, plama się wyprała a to ty nie chciałeś przyjąć koszuli, którą ci wyprała.

- No tak. Ale...

- Żadnych ale Bangchan, pójdziesz do niej, jak będziesz miał wolną chwilę, a ona nie będzie zajęta i jej powiesz że przepraszasz i czy może ci oddać twoja koszulkę, która dla ciebie wyprała. - urwał mu ojciec i wszedł do swojego gabinetu.

- Czyli nie mam wyboru...

Ruszył w stronę sali, do której chwilę wczesniej weszła dziewczyna.Jednak gdy podszedł bliżej, rozmyślił się i stwierdził że poczeka chwilę, gdy usłyszał zza drzwi cichą muzykę.

Miałam dośc zły dzień, więc wszystkie negatywne emocje i złą energię włożyłam w taniec. Ktoś normalny mógłby pomyśleć że jestem walnięta, ale to nie ma znaczenia. Włączyłam najbardziej energiczne i zarazem emocjonalne piosenki, i tańczyłam do nich może 15 minut. Gdy ostatnia piosenka jaką miałam w kolejce się skończyła, upadłam na ziemię z wielkim uśmiechem na twarzy. Z euforii i szczęścia wywołanym wyrzuceniem wszystkiego z siebie, wyrwał mnie gość, nieproszony, który właśnie wszedł na sale.

- Co chcesz?- spojrzałam na niego z podłogi.

- Nie myśl sobie nic o mnie, że nagle cię polubiłem czy coś.  Ale czy mogłabyś oddać mi ta koszulkę?

Dance Like Crazy || Bangchan X ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz