Rozdział 38

189 17 26
                                    

*POV LEVI*

-Aiko, do kurwy nędzy! - wrzasnął Calcium, gdy przez ścianę do której byliśmy przyciśnięci przebijały się naboje. Szliśmy na piechotę w miejsce gdzie najprawdopodobniej mogli spaść Nora i Surge, bo nikt z nas już za bardzo nie miał gazu. Mi zostało go co najwyżej na kilka minut lotu.

Jednak w połowie trasy kilku dezerterów postanowiło nam zrobić dziki ostrzał. Wszyscy kuliliśmy się pod ścianą, prócz dowódcy KRZYKU, który ze spokojem stał obok mnie. Kule jakby same się go bały i wymijały jego ogromną posturę.

Nabój po raz kolejny lekko mnie drasnął, tym razem w ramię. Cienko zasyczałem, próbując jakoś utrzymać wzbierające się łzy w oczach. Dlaczego akurat tak strasznie w tym momencie chce mi się ryczeć, jak jakiemuś małemu dziecku? Powinienem się wziąć w garść i walczyć. Ale nie mam już kompletnie sił, boję się o Norę, nie wiem czy przeżyła.

Zresztą nie tylko ja się już źle trzymałem. Wszyscy prócz oddziału Nory i ich dowódcy mieli przerażone miny i byli wypruci z energii. Ale jednak musieliśmy iść do przodu, dowiedzieć się czy moja dziewczyna żyje. Chociaż bolało. Strasznie bolało.

-Aiko... - warknął ponownie Calcium.
-NO JUŻ KURWA, DAJ MI POMYŚLEĆ! - wrzasnął do niego mężczyzna, ewidentnie próbując coś wykombinować. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, słuchając tylko świszczących w naszą stronę nabojów. Armin obok mnie prawie się już rozryczał. Chciałbym być nastolatkiem i też móc to zrobić, ale muszę jakoś się trzymać i dawać przykład pozostałym. Jebane bycie Kapralem.

-Formacja szósta. Musicie nam dać przebiec. - powiedział w końcu Aiko, patrząc poważnie na Calciuma i Equma.
-Dacie radę? - spytał. Dwójka braci spojrzała po sobie i uśmiechnęła się diabelsko.

-Zaprezentuję im granaty, a później wciągnę ich zwęglone prochy. - mruknął Equm, ładując lufę.
-Już tak bez przesady, ja tylko poucinam kilka łbów. - dodał Calcium. Aiko skinął im głową.

-Reszta niech mnie posłucha. Na mój znak wszyscy biegniemy do tamtej przecznicy. Patrzymy się tylko przed siebie. - powiedział spokojnym i stanowczym tonem, wskazując palcem na boczną ulicę. Jego głos nas wszystkich nieco uspokoił. Może poza dowódcą, który ewidentnie nie był normalny i zachowywał się jakby ta sytuacja była jego codziennością. Mimo wszystko dobrze, że ktoś wymyślił jakiś plan w tej beznadziejnej sytuacji. Lepsze to niż bezczynne siedzenie pod ścianą, w którą co kilka sekund trafia horda nabojów.

Czułem, że ledwo już wytrzymuję psychicznie. Jestem Kapralem, nazywanym przez wszystkich Najsilniejszym Żołnierzem Ludzkości. Miałem się nawet za całkiem wielkiego ostatnimi czasy, ale kurwa mać, jak bardzo się myliłem. Może i potrafię przetrwać na wyprawie, zabić kilkudziesięciu żandarmów wraz z tytanem i zmusić rozbeczanych nastolatków do pracy, ale dużo mi brakuje nawet w kwestii psychicznej do żołnierzy z Czwartego Korpusu. Nie potrafię wytrzymać tak długiego czasu w walce. To nawet nie jest walka, to jest jebany rozlew krwi. Tniesz wszystko co znajdzie się przed twoim ostrzem. I musisz tak uderzać, mordować przez dłużące się minuty, których nie ma końca. Tracisz siły, ale dalej musisz walczyć. A nawet gdy skończysz to ktoś inny cię przygwoździ do ściany, tak jak teraz. Nie możesz nawet na sekundę spuścić warty, chociażby przymknąć oczu. Wieczna wojna. Tak właśnie się czuję - jakbym był na tej wojnie od zawsze. I już nie mam sił. Nie mam pojęcia jak Nora wytrzymała w czymś takim przez tyle lat, ja dostaje już całkowitego obłędu. To coś zupełnie innego niż wyprawy poza mur i wszystko co udało mi się przeżyć. Każdy jest twoim wrogiem. Absolutnie każdy. Jesteś ty kontra oni wszyscy.

Czułem jak opadam kompletnie z sił. Spojrzałem po wszystkich po kolei. A ja nawet nie jestem kurwa sam, mam przyjaciół i sojuszników. Jestem taki słaby, tak daleko mi do profesjonalnych żołnierzy. Z drugiej strony oni już tak zostali wychowani. Wytresowani przez tego jebanego demona, który stoi obok mnie i nawet nie reaguje na kule, przelatujące obok jego głowy. Jak ja strasznie nie doceniałem Nory przez te wszystkie lata. Sądziłem, że przeżyliśmy podobne rzeczy. A przynajmniej w jakimś stopniu. Jak bardzo się myliłem w stosunku do tego co przeżyła. Uważałem, że to ja miałem piekło. Że wpadałem z jednego gówna w drugie i tak w kółko.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz