Bez szans

120 19 73
                                    

Czułem się tak, jakby cały mój świat się zawalił.

Trzymałem ją na rękach. Była nieprzytomna. Krew sączyła jej się z rany. Jej piękne oblicze było takie smutne i pełne bólu. A jednak piękne i spokojne. 

Pierwszy raz w życiu poczułem się taki bezbronny i nic nieznaczacy. Pierwszy raz naprawdę płakałem. Nie płakałem, bo USA zabrał mi poduszkę, bo Australia mnie kopnął albo Nowa Zelandia mnie opluł. To była prawdziwa rozpacz jakiej nie czułem nigdy. 

- Kochana... - powiedziałem rozpaczliwym, łamiącym się głosem. - Nie rób mi tego... Kocham cię... [T/I]... Błagam...

Nie odpowiedziała. 

A ja tylko klękałem nad nią i płakałem. Nie wiem co się działo wokół mnie. Co się stało z Rzeszą, co robi USA... Może właśnie próbuje mnie obudzić... A Rzesza właśnie mnie trafił w serce. Może właśnie umieram...

Nie wiem. Ale to mnie teraz nie interesowało. 

Co jeśli [T/I] umrze?... Co ja zrobię?... Będę już na zawsze tylko żałosnym kawałkiem terenu...

Nie... To nie może się tak skonczyć... Nie mogę na to pozwolić...Jeśli nie żyje, to muszę ją pomścić...

- KANADA! - wrzeszczał USA. 

- Cicho bądź - odezwał się Rzesza waląc w coś tak, że huk obudził mnie. - To jakie słodkie. Kanada płacze nad ludzką dziewczyną. Oh, może mu pomogę. Zabijając go! 

Rzesza rzucił się na mnie. Poczułem nagle ciężar na plecach i mężczyzna powalił mnie na ziemię. Puściłem [T/I], która bezwładnie wylądowała na podłodze.

- Nareżcie - powiedział Rzesza. - Już nie będzie strażnika. Będę wolny. I tak powinno być już na zawsze!

Rzesza zrobił zamach ręką, w której trzymał nóż. 

- NIE! - krzyknałem i odepchnąłem go od siebie. - ZABIŁEŚ JĄ! I NIE WYBACZĘ CI TEGO! 

Rzuciłem się na Rzeszę. Męzczyzna zrobił zwinny unik a ja trzasnąłem barkiem o podłogę. Jęknałem z bólu.

- No trudno. Kończmy już to... - Rzesza znowu zamachnął się z nożem w ręku. 

Złapałem go za rękę i ścisnąłem ja tak, że Rzesza upuścił ostrze wydobywając z siebie syk. Wziąłem nóz z podłogi i przyłozyłem do gardła Rzeszy. Mężczyzna zamarł.

Jednak coś mnie powstrzymywało. 

Nastała cisza. 

- No co? Czemu mnie nie zabijesz, klonowy liściu? Oh, może boisz się zabijania? - zadrwił podemną Rzesza. - Myślałem, że jesteś zabójcą...

Nie odpowiedziałem. 

Byłem zabójcą. Zabijałem bez skruchy. Chroniłem światów. Zawiodłem. Jednak to nie takie proste pilnować wszystkich trzech stron jednocześnie. 

Czemu ja... Akurat ja... 

No i [T/I]...

Trafiliśmy na siebie całkiem przypadkiem. Odruchowo chciałem ją odstraszyć. Jednak przekonałem się jaka jest naprawdę. Zakochałem się. Znowu poczułem miłość. Chociaż to uczucie zgasło we mnie wiele lat temu. 

Ale wróciło. I czułem się niesamowicie, kiedy dowiedziałem się, że ona też mnie kocha. Byłem szczęśliwy. 

Jednak musiałem znowu ją zostawić. 

Ale ona się nie poddawała. Wróciła do mnie. Udało jej się. I znalazła mnie. 

A teraz mogę już nigdy jej nie zobaczyć...

Dlaczego mnie nie o spotkało.

To moja wina... To moja wina, że Rzesza jest na wolności... Nie mogę załować zabicia go... To zabójca. Bezwględny. Zabija wszystko co się rusza. 

Ja tak samo. 

Ale to się zmieniło. Już taki nie jestem. Zmieniłem się. Dzięki [T/I]...

- Zabij mnie, cykorze! Dawaj! Pokaż na co cię stać! - warczał Rzesza. - Lub mnie puść. Jak wolisz. 

- Nie... Nie puszczę cię - zgromiłem go wzrokiem. - Ale nie potrafię cię też zabić...

Głos mi się załamał. 

Znowu zawiodłem. 

- Oh, mały, słodki Kanada... Szkoda, że twój braciszek tego nie widzi - Rzesza spojrzał za mnie. 

Odwróciłem się.

USA siedział nieprzytomny, przywiązany do krzesła. 

Nie! USA! 

- To jak? - ciągnął Rzesza. 

Spojrzałem jeszcze raz na [T/I]. Biedna, bezbronna, niewinna... 

A jednak taka niezależna, odważna, stanowcza. 

Nigdy nie będę żałował tej decyzji. [T/I] jest ta jedyną. Już na zawsze. 

- Przykro mi, Rzesza - powiedziałem. - Juz się nie zobaczymy.

- Co?!... 

Walnąłem z całej siły męzczyznę w głowę. Oczy mu się zamknęły a z ust wyleciała stróżka krwi. 

- Nie ja cię zabiję... - dodałem do nieprzytomnego Rzeszy. 

Wstałem z mężczyzny i rozejrzałem się po korytarzu. 

Podszedłem do [T/I]. 

- Przepraszam cię, kochana - przytuliłem ją. 

Nastała nieprzerwaną cisza. 

- Nic nie szkodzi, kochany - odpowiedziała w końcu dziewczyna. 

Odskoczyłem zaskoczony. 

Co? Czy ona się odezwała? Ona żyje! 

Ponownie klęknąłem obok niej. Znowu się rozpłakałem. Ona także. Jednak krew nadal lecia jej z brzucha. 

- Nie mogę umrzeć od kraju, pamiętasz? - powiedziała z ledwym uśmiechem. - I nie może mnie zabić kraj, którego już nie ma. 

- Nigdy nie było, i nigdy nie będzie... - odpowiedziałem.


________ 

Rozdział wyszedł dziwnie, ale trudno. Nie umiem opisywać dramatów. Jestem beznadziejna. 

No ale cóż...

Już prawie koniec... Jednak nie wszystko zostało wyjaśnione...

740 słówek

JAK KOCHA ZABÓJCA? || 𝐶𝑎𝑛𝑎𝑑𝑎 𝑥 𝐹𝑒𝑚𝑎𝑙𝑒 𝑅𝑒𝑎𝑑𝑒𝑟 [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz