Rozdział 9. Kończy nam się czas - cz.3

113 21 6
                                    

Już chciałam odejść, kiedy nagle zauważyłam, że przed kościołem stoi ksiądz. Od razu go rozpoznałam, ponieważ był to ten sam wikary, z którym już wcześniej widziałam się w bibliotece.

Choć stał do mnie bokiem, to nie zarejestrował mojej obecności, ponieważ trzymał w rękach otwartą książkę i wpatrywał się na zmianę to w nią, to w mur kościoła.

Poczułam nagłe ożywienie. Może oglądał coś, co mogłoby przydać się w kampanii promującej Zapłocie?

Nie zastanawiając się zbyt długo, zbliżyłam się.

– Szczęść Boże – przywitałam się nieśmiało.

Mężczyzna oderwał wzrok od książki i spojrzał na mnie.

– Szczęść Boże – odparł, wciąż przypatrując mi się uważnie. Po chwili dotarło do niego, że już mieliśmy okazję się spotkać i uśmiechnął się szeroko. – O, proszę, niedawno odwiedzaliśmy wspólnie tutejszą bibliotekę, prawda?

– Zgadza się – potwierdziłam. – Opuściłam ją równie szybko, co ksiądz.

– No tak, tak... Pani Bożenka jest dość specyficzną osobą – powiedział, po czym zreflektował się. – Ale z pewnością zna się na swojej pracy.

– Tak się składa, że wypożyczyłam podobne książki, co ksiądz, ponieważ projektuję reklamę Zapłocia w internecie.

Mężczyzna wskazał na trzymany egzemplarz.

– Z pewnością polecono pani tę pozycję autorstwa Tadeusza Podpory?

– Owszem, ale wciąż jeszcze nie przeczytałam ani strony.

– W moim przypadku jest tak, że jestem tu nowy w parafii, przez co staram się poznać lokalną historię. Do tego interesuję się... egzorcyzmami.

– Brzmi groźnie – powiedziałam niepewnie. – To sprawy, których zdecydowanie nie tykam. W życiu obejrzałam tylko jeden horror, a to i tak dla mojej psychiki był o jeden za dużo.

Ksiądz przytaknął i po raz kolejny rozpogodził się.

– Chwalebne, aby chrześcijanin Bogiem, a nie demonami się zajmował. Pewnie zaraz zapyta pani, co egzorcyzmy mają wspólnego z Zapłociem... Już wyjaśniam. Na początek proszę spojrzeć na miejsce nad drzwiami, na którym wyryto fragment historii powstania kościoła.

– Stoimy w tym samym miejscu, co fotograf. Identyczny kadr jak w książce – zauważyłam, zerkając do otwartego egzemplarza dzieła Podpory, wciąż trzymanego w dłoniach księdza.

Wikary przytaknął i wskazał miejsce na murze.

– Na płaskorzeźbie u góry można dostrzec jeźdźca, który ledwo trzyma się spłoszonego konia, stojącego na tylnych nogach. Tym mężczyzną jest hrabia Zapłocki, który jechał przez tutejsze bagna. Było to pewnej mrocznej, deszczowej nocy. Jak pisze Podpora, szlachcica nieoczekiwanie napadła bestia.

– Nie wydaje się jakaś przerażająca – zauważyłam. – Przypomina bardziej ogra Shreka.

Wikary powstrzymał śmiech.

– Cóż, być może autorowi nie do końca udało się odwzorować makabryczną aparycję potwora. W każdym razie hrabia żarliwie zaczął się modlić, jego koń uspokoił się i razem uciekli. W podziękowaniu Bogu za ratunek przed bestią, zdecydował się jako człowiek pobożny zlecić w tym miejscu budowę kościoła.

– Bardzo interesująca legenda – przyznałam zgodnie z prawdą, zastanawiając się, jakbym mogła ją wykorzystać, omijając zakaz Dobrochny.

– Prawda? – zgodził się ze mną wikary. – I tu właśnie tkwi problem. Wydaje się, że pewne historie i wiara w różne bóstwa są tu w okolicy wciąż nieco zbyt żywe.

– Co to znaczy? Przecież ta płaskorzeźba ma już swoje lata, a nie choć nie jestem z tych okolic, to nie słyszałam o jakichś czarnych mszach, wróżbach czy co tam jeszcze okultystycznego i zakazanego przez Kościół można mieć na myśli. A może... chodzi o ostatnią Noc Kupały?

Wikary uśmiechnął się z pobłażaniem.

– To zaledwie wierzchołek góry lodowej... W ukryciu wielu mieszkańców wciąż czci starosłowiańskie bóstwa i wierzy w przesądy. Straszne może to mieć konsekwencje i niesłychanie negatywny wpływ na codzienne życie. Proszę spojrzeć, niektórzy nawet nie są w stanie przekroczyć bramy wiodącej na teren kościoła.

Odwróciłam się w stronę, w którą spoglądał ksiądz. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że tuż przy wejściu stoi... Jeremi. Oparł się o mur i przyglądał się nam z ponurą miną.

Ksiądz spojrzał to na mnie, to na mężczyznę.

– Cóż... – odchrząknął. – Widzę, że się znacie.

– Trochę. To chłopak mojej kuzynki i podobno wnuk Tadeusza Podpory.

Kiedy powiedziałam na głos ostatnią informację ksiądz zbladł i zamknął książkę.

– Przepraszam, muszę już iść. Szczęść Boże i... proszę na siebie uważać.

– Szczęść Boże – odparłam zaskoczona, ale nie byłam pewna, czy wikary mnie w ogóle usłyszał, ponieważ szybko zniknął we wnętrzu kościoła.

Wzruszyłam ramionami. Podeszłam do Jeremiego, a gdy tylko znaleźliśmy się obok siebie, wybuchnął:

– Jak mogłaś mnie tak wystraszyć!

– O czym ty mówisz? – zapytałam zbita z tropu, bo nie od tego chciałam zacząć rozmowę.

– Miałaś czekać na mnie przed sklepem! Stałem w kolejce, ale cały czas obserwowałem cię przez szybę. Widziałem, jak wrzucasz list do skrzynki, a kiedy znów zerknąłem, nigdzie cię nie było. Wiesz, jak się przeraziłem? Twoja rodzina nigdy by mi nie wybaczyła, gdyby coś ci się stało.

– Wyluzuj... – rzuciłam lekceważącym tonem, który jeszcze bardziej zdenerwował Jeremiego.

– Pola, to naprawdę nie są żarty, nie zdajesz sobie sprawy z zagrożenia..!

– Bo mi do jasnej cholery NIC nie mówicie! – wybuchłam.

Mężczyzna cofnął się o krok i pokręcił głową.

– Pola, gdybym tylko mógł, wyjaśniłbym ci wszystko. Ale jest jak jest. Dlatego proszę, zaufaj mi i...

Roześmiałam się głośno.

– ,,Zaufaj"? Na jakiej podstawie? Nikt się ze mną niczym nie dzieli! Skąd mam wiedzieć, czy to ty nie jesteś tym całym Lichem?

Jeremi skrzywił się.

– Naprawdę tak uważasz?

– TAK.

Podpora zacisnął usta i wzruszył ramionami.

– Wiesz co? Chrzanić to wszystko. Rób sobie, co chcesz.

Obrócił się na pięcie i ruszył w drogę powrotną.

– I tak mnie tutaj zostawisz? – krzyknęłam za nim. – Samą?

– TAK! – zawołał, nie odwracając się. – Tutaj kończy nam się wspólny czas!

Aquarius [ZOSTANIE WYDANY!!!]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz