Rozdział 18. Mylę się w ciemności - cz.1

119 17 4
                                    

Nie mogę nic poradzić na to, że mylę się w ciemności

Bo jestem pokonany w tej wojnie serc.

Ruelle – War of Hearts



– Zaczęło się niewinnie... – odchrząknął Jeremi i kontynuował swoją opowieść. – Moi pradziadkowie, czyli rodzice Heleny, nieświadomi zagrożenia, karmili swojego nowego zięcia gawędami o słowiańskich demonach, które krążyły w naszej rodzinie z pokolenia na pokolenie. W ten sposób dziadek po raz pierwszy zetknął się z historiami o wodniku, południcy, leszym czy rusałce. Znał co prawda wcześniej przedwojenne naukowe opracowania Aleksandra Brucknera na temat słowiańskiej demonologii, ale to nie było to samo, co doświadczenie pewnych zagadnień na własne uszy i oczy.

– Książki Brucknera wypożyczono mi w bibliotece. Interesował się nimi też ten pokręcony wikary... – przypomniałam sobie i natychmiast podzieliłam się swoimi spostrzeżeniami z Jeremim.

Mężczyzna przewrócił oczami.

– Zbiory zapłockiej biblioteki nie zmieniły się jakoś znacząco od czasów, kiedy zarządzał nimi Tadeusz, a on już zadbał o to, aby w księgozbiorze pojawiły się różne slawistyczne smaczki.

– Czy nie mówiłeś wcześniej, że twój dziadek był nauczycielem...?

– Kiedyś biblioteką kierowała szkoła, przez to poloniści mieli największy wpływ na zawartość księgozbioru. W czasach drogich rozpraw naukowych i braku internetu pomogło to Tadeuszowi podczas zbierania informacji. Jednak najwięcej interesowało go nie to, co już znał, a to, co nowego mógł usłyszeć lub zobaczyć. Kiedy już spisał wszystko, czego dowiedział się od swoich teściów, postanowił ruszyć w teren. Chodził po wiosce i wypytywał ludzi o słowiańskie gusła, ale napotkał opór. Mieszkańcy nie chcieli rozmawiać.

– Dlaczego?

– Z różnych powodów. Część z nich prawdopodobnie osobiście miała nieprzyjemność spotkać jakieś potwory, a nikt nie podzieli się wspomnieniami w obawie, że zostanie uznany za niepoczytalnego. Do tego wiejska społeczność była i w sumie do dzisiaj jest, bardzo hermetyczna pod względem religijnym. Nikt nie chciał narazić się proboszczowi, który z ambony grzmiał, aby pogaństwa nie szerzyć. Wówczas Tadeusz wpadł na genialny pomysł. Zgodnie z powiedzeniem, że pod latarnią najciemniej, udał się po wieczornej niedzielnej mszy na plebanię z połówką żołądkowej gorzkiej. Od słowa do słowa, od kieliszka do kieliszka i ksiądz zgodził się pokazać mojemu dziadkowi archiwa kościelne. Tadeusz natknął się w nich na krótki opis lokacji kościoła i pierwszy zapis tej wersji legendy, którą opublikował później w swojej książce. Problem polegał na tym, że różniła się ona od tego, co usłyszał od swoich teściów. Widzisz... – Jeremi odetchnął głęboko. Widać było, że opowiadanie zaczyna mu sprawiać problem. – Według moich pradziadków bestia wcale nie napadła na hrabiego, a uratowała mu życie.

– Niby w jaki sposób?

– Nie bez powodu zwabiłem cię tutaj. Siedem wieków temu, mniej więcej w tym miejscu, w jeziorze wylegiwał się wodnik...

– Taki jak ty...?

– Nie – uciął Jeremi. – Tamten był już zdecydowanie martwy od wielu lat.

– Nie rozumiem, dlaczego ty nie jesteś. Ash, Dobrochna, Karol... oni wszyscy zmienili się, kiedy ich zabito.

– Nie zmienili się sami, to po pierwsze. Ktoś ich przeklął. A po drugie... – tu trącił mnie ramieniem, unosząc lekko kącik ust ku górze. – Wszystko po kolei.

– Ok – odwzajemniłam uśmiech, po czym tym razem to ja spojrzałam na usta Jeremiego. Mężczyzna z pewnością wychwycił ten ruch, ale nie dał tego po sobie poznać, tylko znów odwrócił twarz w stronę kościoła.

– Wodnik, który zamieszkiwał Narwik przede mną, był potężnym demonem. Nie wiem, ile dokładnie miał lat, ale przynajmniej te siedemset w chwili, kiedy mój dziadek go spotkał.

– Ile? Siedemdziesiąt? – spytałam, uznając, że coś nie tak zrozumiałam.

– Nie przesłyszałaś się. Siedemset, nie siedemdziesiąt.

– ...

– Przez taki czas sporo widział. Na przykład w trakcie wspomnianej nocy w 1318 roku, kiedy na dworze szalała burza i deszcz zacinał tak mocno, że świata nie było widać.... On, o tam, gdzie w tej chwili stoi kościół, dostrzegł jeźdźca, którym był...

– Zapłocki.

– Właśnie. Nasz hrabia spieszył się do domu. Jego żona rodziła i chciał być przy niej, kiedy dziedzic przyjdzie na świat. Niestety, podczas ulewy, burzy i nocnych ciemności kompletnie stracił orientację w terenie, a jego spłoszony koń gnał prosto w wody Narwiku. Jezioro od strony kościoła jest bardzo głębokie, a mrocznym sekretem Zapłockiego było to, że nie umiał pływać.

– I co, wodnik wyczuł łatwą ofiarę? Chciał go zabić?

– A skąd! – oburzył się nieoczekiwanie Jeremi. – Nie był głupi. Martwy człowiek, to nieprzydatny człowiek. Potwór ruszył mu na ratunek, ponieważ liczył na to, że przez to uzyska u hrabiego przysięgę wierności, dzięki czemu mógłby zdobyć władzę w okolicy.

– Wszystkie demony mają obsesję na temat rządzenia? Mam wrażenie, że Dobrochnie całkiem odbiło na tym punkcie.

– Chyba tak – odparł Jeremi. – Trudno mi odpowiedzieć, ponieważ znam dokładnie tyle samo demonów, co ty.

– To co teraz, jakaś gra o tron o Zapłocie? – zapytałam i roześmiałam się. – Co w tej wiosce jest takiego wyjątkowego, że ty, Ash, Karol i Dobrosia moglibyście walczyć o możliwość zarządzania nią?

– Chodzi o jezioro. Bez niego, nie ma nas. Dla demonów wody, Narwik jest źródłem życia. Ash, Dobrochna i Karol zginęli w wodzie, tu też zostali na nowo powołani do życia.

– A ty? – zapytałam. – Na czym polega twoja wyjątkowość?

Jeremi spojrzał na mnie, uśmiechając się tajemniczo. Przybliżył swoją twarz. Przez chwilę miałam wrażenie, że chce mnie pocałować, ale on musnął tylko swoimi ustami włosy przy moim uchu i wyszeptał tajemniczo:

– Wszystko po kolei.

Dreszcz podniecenia przeszył moje ciało. 

Aquarius [ZOSTANIE WYDANY!!!]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz