10. Bukiet lawendy

4K 113 57
                                    




Usiadłam na łóżku i jak w amoku otworzyłam powoli fioletową kopertę. Wszystkie kończyny trzęsły się jak galareta, ale jednocześnie nic nie czułam. Oczy miałam suchsze niż zwykle. Za to jestem pewnie blada jak ściana. Chyba jeszcze do mnie to nie dociera.

Nie chce, żeby to była prawda. To musi być sen. Przecież moja Ivy nie zrobiła, by tego. Ona jest za młoda. Jeszcze nie zdążyła nic zrobić. Nie była na imprezie. Nie wyznała miłości swojej tajemniczej sympatii. Nie zrobiła sobie kolczyka w nosie, o którym tak marzyła. Nie wzięła swojej mamy na wycieczkę do Japonii.

Ona nie mogła...

I wtedy mury runęły. Rzeczywistość i prawda uderzyły we mnie z ogromną siłą. Kiedy wcześniej nie miałam ani kropelki wody w oczach, to teraz lały się strumieniami. Po paru sekundach miałam tak mokre policzki, że czułam bardziej jakbym się topiła. Utknęła po środku oceanu własnych łez i nie umiała wypłynąć na powierzchnie.

Nie byłam wstanie wyciągnąć listu. Po prostu nie mogłam. Nie czułam się gotowa, by usłyszeć jej ostatnie słowa, pragnienia.

Nie jestem gotowa, by przeczytać jej pożegnania.

Gwałtownie wstałam i rzuciłam kopertę na łóżko. Nie widziałam nic przez zeszklone oczy. Chodziłam w te i we w te po całym pokoju, próbując poukładać sobie wszystko.

Mój oddech był nie regularny. Byłam tak oszołomiona, że nie pamiętałam jak zrobić wdech. Dusiłam się. Łzami. Nie umiałam wziąć pełnego oddechu. Szloch całkowicie wyczerpał moje siły.

Cały pokój nagle stał się malutki, a mi nie starczyło miejsca. Gorąc przebiegła po moim całym ciele zostawiając kropelki potu.

Chyba mam atak paniki.

Potrzebowałam powietrza. Nie mogłam zejść na dół, bo w salonie znajdują się wszyscy. Przeczesałam włosy do tylu i prędko rozejrzałam się po pomieszczeniu.

No tak. Okno. Podbiegłam do niego i pociągnęłam w górę. Moją mokrą twarz ochłodził zimny wiatr.

Próbowałam się uspokoić. Przymknęłam oczy i skupiłam się na oddychaniu. Tak jak uczyła mnie babcia.

Wdech i wydech.

I znowu.

I kolejny raz.

Z każdym powtórzeniem moja klatka unosiła się wolniej. Nadawała odpowiedniego tempa, choć wciąż podwyższonego. Emocje ostygły, ale tylko delikatnie. Wciąż wylewałam morze łez. Czułam jak ciecz płynie przez moją szyję i wpada pod bluzkę.

Nogi znowu zrobiły się jak z waty. Zakręciło mi się w głowie, więc powoli zsunęłam się na podłogę.

Podwinęłam kolana do klatki piersiowej i schowałem twarz w dłoniach.

Dokładnie tak samo jak na pogrzebie babci.

Płakałam cicho i samotnie.

Tak jak było to w moim zwyczaju.

Ale tu w Daly City nie byłam sama. Mieszkałam z moją najukochańsza siostrą.

- Mia wszystko okej? Tak szybko uciekłaś do góry.... - usłyszałam jej troskliwy głos. Weszła do pokoju. Słyszałam po skrzypiące podłodze, że podchodzi do mnie.

Kiedy poczułam jej ciepło ciała na przeciwko siebie, uniosłam głowę. Byłam cała spuchnięta. Nos i oczy były całe czerwone, a reszta twarzy blada jak ściana.

Nic dziwnego, że przez sekundę w wzroku Martin ujrzałam szok. Jednak szybko zmienił się w przejęcie i troskę.

Widziałam jak drgnęła jej warga. Chciała zapytać co się stało, lecz zamiast tego jeździła po mojej twarzy, uważnie się wpatrując.

My first bottom #1 [18+] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz