7. Carpe diem

4.9K 109 97
                                    

Moje życie wygląda następująco. Miesiące zabawy, uśmiechu i euforii. Patrzenie na świat przez różowe okulary i dostrzeganie pozytywu w najmniejszym szczególe. Jednak po takim słonecznym i bezchmurnym okresie, przychodzi zmierzyć się z ponurą rzeczywistością. Uderza we mnie jak ogromna fal i podtapia. Jak tornado, niszczy wszystko to co było dobre i przynosi to co złe.

Właśnie tak miałam teraz. 

Chyba pierwszy raz od przeprowadzki do Kalifornii czułam się tak tragicznie. Wykończona psychicznie leżałam przez cały tydzień w łóżku. Całkowicie odizolowałam się od wszystkich i nie opuszczałam mojego pokoju ani razu.

Nie odpisywałam ani nie odbierałam połączeń od moich przyjaciół. Nie rozmawiałam z Emily i nie wpuszczałam jej do pokoju. Gdy była na zajęciach, wymykałam się z własnych czterech ścian i wykorzystując, że jestem sama, brałam zapas jedzenia do pokoju. 

Czułam się okropnie. Przez wyrzuty sumienia nie umiałam spać po nocach. Jak tylko zamykałam oczy, wracałam do momentu, gdzie moje usta stykały się z wargami Justina. Wracało to uczucie, które po raz pierwszy czułam w moim życiu. Potem uderzało do mnie poczucie obrzydzenia do własnej osoby. Nie wyobrażam sobie co mógł czuć Harry.

Liczyłam, że odezwie się, ale mogłam tylko marzyć. Z drugiej strony po co miałby odzywać się do mnie, skoro to ja nawaliłam. Powinnam napisać do niego już dzień po halloween, a nie czekać. Teraz to nie ma sensu.

Co miałabym mu napisać? Wybacz, że całowałam się z Foley'em? Nie chciałam, żeby tak wyszło?

Wszystko, co teraz wpadało mi do głowy brzmiało głupio. Tym bardziej po takim czasie. Nic nie brzmi wiarygodnie.

Nie wiedziałam co robić, więc postanowiłam, że zrobię to co zawsze. Uciekłam. Uciekałam od problemów, bo nie potrafiłam stawić się nim. Nie umiem rozmawiać o problemie i wolę, go po prostu nie widzieć. Jest to o wiele lepsza opcja.

Dawno tak mocno nie ciągnęło mnie do papierosów. Myślałam, że nie wytrzymam i prędzej oszaleje niż nie poddam się pokusie. Mimo, że miałam swojego elektronicznego, to wciąż nie było to, to samo co normalny. Nie czuje się tego toksycznego posmaku nikotyny i o wiele mocniejszego gryzienia w gardle. Dlatego leżałam teraz na łóżku, gapiąc się w sufit i czekając, aż mój zamiennik naładuję baterię, bym mogła znowu w parę godzin go wyładować.

Gdybym miała opisać to co robiłam przez ten wolny tydzień, który sobie sama zaoferowałam, wystarczyłoby mi tylko parę zdań. Głównie spałam, ale gdy tego nie robiłam, włączałam najgłośniej muzykę jak tylko mogłam, by nie dopuścić do siebie, żadnych innych dźwięków. Później otwierałam duże okno, z widokiem na całe miasto, siadałam na parapecie i paliłam. I tak w kółko. 

Powinnam robić dokładnie na odwrót. Zająć się czymś konkretnym, co pozwoli na zapomnienie o tym co się wydarzyło. Pozwoliłam na to, by te wspomnienie i uczucie już na zawsze przywarło do mojej pamięci i mimo wszelkich starań już nie uda mi się go pozbyć.

A to wszystko przez jeden cholerny pocałunek.

Co gorsza jestem pewna, że Foley nie czuł nic. Nie siedzi teraz w swoim pokoju i nie zastanawia się nad przyszłością, tak mocno jak ja. Chociaż, nie. To dobrze, że tak jest. Dobrze, że dla niego to był kolejny, bezemocjonalny pocałunek. Bo tak jest, prawda?

Zastanawiam się co dalej. Czemu, aż tak to przeżywam. To nic. To tylko głupi, nic nieznaczący.....prywatny i jedyny w swoim rodzaju pocałunek. 

Dobijam siebie samą. Nie mogę o tym myśleć.

- Wyjdź z mojej głowy. - warknęłam wściekła. Po czym od razu pomyślałam, że mówiąc sama do siebie, tylko pogarszam sytuacje. Gwałtownie wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki. Całe szczęście, że miałam swoją, bo inaczej musiałabym wychodzić z pokoju znacznie częściej niż to robiłam.

My first bottom #1 [18+] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz