26. Efekt Justina

4.4K 158 60
                                    



W końcu rozpoczęła się przerwa świąteczna. Mogłam odetchnąć od szkoły i odpocząć.

Święta kiedyś były czymś, na co czekałam przez cały rok. Nie mogłam się ich doczekać. Były czasem magicznym, który spędzało się z najważniejszymi ludźmi.

Jednak...

Od dwóch lat nienawidzę ich całym sercem.

Odkąd mojej babci z nami już nie ma święta były sztuczne. Wszędzie był pośpiech i kłótnie. Krzywe spojrzenia i zawiść. To były nieodłączne elementy zeszłorocznej zimy.

Chciałam by te święta okazały się inne. Chciałam pierwszy raz od dawna poczuć tą piękną atmosferę, która czuło się zawsze, jako dziecko.

Liczyłam, że będzie tak i dzisiaj.
Co prawda nie wypadała dzisiaj wigilia, jednak my postanowiliśmy zrobić taką swoją własną dzień przed. Jutro każdy wyjeżdżał do swoich rodzin, by spędzić z nimi czas. No prawie każdy. Ja nie miałam takiego zamiaru.

Cała nasza 9 spotka się dzisiaj przy stole i marzę, że chociaż oni sprawią, że poczuję, choć trochę magię świąt.

Dodatkowo nie umiałam się doczekać reakcji Justina na mój prezent. Naprawdę się postarałam i moim skromnym zdaniem, jak na ograniczoną ilość pieniędzy, zrobiłam dobrą robotę. Musiałam go jeszcze spakować, ale najpierw wzięłam się za przygotowanie dania. Każdy z nas musiał zrobic jedną potrawę. Nie chcieliśmy wszystkiego zrzucać na barki Justina ( a bardziej jego służących), bo to u niego odbędzie się świąteczna kolacja. Miał największy dom, więc było to zrozumiałe.

Postanowiłam, że ja przygotuje jedno z moich ulubionych dań meksykańskich, czyli chili con carne z kurczakiem. Może nie było to zbyt świąteczne, ale Olivia podkreśliła, że wcale nie musi.

Nie potrafiłam gotować, więc bardzo uważnie śledziłam przepis. Miałam nadzieje, że nikogo nie otruję.

Właśnie byłam w trakcie dodawania kukurydzy do prawie gotowego dania, gdy do kuchni weszła Emily.

Spojrzałam na nią opierając się tyłem o blat. Brunetka z trudem położyła dwie papierowe torby wypełnione produktami spożywczymi. Wciąż miała na sobie beżową kurtkę i czapkę. Jej policzki były cale czerwone, a kosmyki włosów poprzyklejały się do twarzy.

- Ludzie. To. Zwierzęta. - sapnęła, biorąc po każdym słowie głośny wdech. Usiadła zmęczona na krześle barowym i zdjęła z siebie czapkę rzucając ją gdzieś w stronę salonu. - Stałam w kolejce 40 minut! I jeszcze pobiłam się z jakimś babskiem!

- Są święta, więc to nic dziw... - zaczęłam, bo na na początku w ogóle nie dotarła do mnie druga cześć jej wypowiedzi - Jak to pobiłaś się z jakimś babskiem?!

- No kurde wyrwała mi ostatnią gruszkę z ręki! - wrzasnęła machając rękami - Ja naprawdę wiele rzeczy rozumiem. Jestem spokojna i często przymykam oko...Ale jak jakaś ruda zdzira bezczelnie bierze sobie moją gruszkę to już myślałam, że nie wytrzymam.

- I co zrobiłaś? - zaśmiałam się.

- No jak to, co? Rzuciłam się na nią! - zawołała - Wyrwałam jej ją z ręki, a potem rzuciłam w jej pusty łeb nią.

- O matko - pokręciłam głową nie umiejąc przestać się śmiać. Widok wkurzonej Emily zawsze doprowadzał mnie do rechotu. Robiła to tak komiczne. Szczególnie, że rzadko można było widzieć ją w takiej wersji. - Po co ci w ogóle ta gruszka?

- Robię tarte z gruszki - oznajmiła rozbierając kurtkę. - Ty widzę, że też już działasz.

- Tak, ale nie obiecuje, że będzie to zdolne to połknięcia – obróciłam się z powrotem w stronę patelni, czując, że coś zaczyna się przypalać. Szybko pomieszałam sos i zmniejszyłam ogień na palniku.

My first bottom #1 [18+] [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz