PERSEFONA
Wile osób mi mówiło, że jestem nierozważna i głupia i teraz, w tym momencie mogę im przyznać rację. Stałam właśnie przed lustrem patrząc na swoje odbicie i poprawiając długie włosy, które miały kolor jasnego brązu. Miałam na sobie te same ubrania co w szkole po za butami ponieważ zmieniłam je na czarne Sneakersy. Poprawiłam czarną czapkę na głowię i cicho podeszłam do drzwi otwierając je tak by nikt nie usłyszał, a następnie upewniłam się, że Lucy już poszła spać. Grayson jak zwykle był do późna w pracy więc nie musiałam się tym martwić.
Dostrzegłam, że światła zostały już wszystkie pogaszone oprócz tego na ganku, które mama zawsze zostawiała włączone dla męża. Zamknęłam z powrotem drzwi i zamknęłam je na klucz po czym zgasiłam lampkę przy łóżku i uchyliłam drzwi od balkonu by przez nie wyjść. Nie chciałam ryzykować tym by Lucy mnie usłyszała jak wychodzę z domu więc postanowiłam wyjść balkonem. Przymknęłam za sobą drzwi balkonowe tak bym potem mogła przez nie wejść. Na szczęście dach od garażu był dość nisko bym mogła nim zejść oraz potem wejść. Zeskoczyłam na zadaszenie wykonane z betonu przez co nie było mnie zbytnio słychać i wyprostowałam się sprawdzając czy mam telefon przy sobie oraz gaz pieprzowy. Zawsze trzeba być przygotowanym no nie?
Podeszłam do metalowego płotu podzielający nasz dom z sąsiadami i zwinnie po nim zeszłam jednak przy samym końcu potknęłam się i upadłam na trawnik. Cicho syknęłam łapiąc się za kolano, które musiało ucierpieć jednak nic poważnego się nie stało na szczęście.
- Ucieczka niczym w Czarnej Wdowie - usłyszałam głos i cichy śmiech przy drzewie w kącie naszego terenu. W samej części zmroku gdzie nie dosięgał blask księżyca ani słońca. Był tam i mnie obserwował.
- Miałeś czekać przy fontannie - odezwałam się powoli podnosząc się z trawnika, poprawiając przy okazji włosy i czapkę, a następnie sprawdzając swoje tylnie kieszenie czy nic nie zgubiłam.
- Chyba nie myślałaś, że puszczę cię samą do parku o tej porze. Ostatnim razem to się źle skończyło - dostrzegłam ruch gdy wyszedł z cienia i do mnie podszedł - Nie miałaś ciemniejszej bluzy? - spytał patrząc na mój ubiór.
- W tej mi wygodnie - odpyskowałam poprawiając ją sobie na ramionach.
- Ale jest za jasna - złapał mnie za dłoń, a moje ciało od razu zareagowało na dotyk jego zimnej dłoni. Znów nie miał rękawiczek co cholernie mi się nie podobało ponieważ jego skóra dziwnie na mnie działała - Dam ci inną - skomentował po czym zaprowadził mnie w jakąś uliczkę, a następnie wyciągnął z kieszeni kluczyk otwierając z pilota czarnego Jeepa. Puścił moją dłoń i otworzył bagażnik po czym zaczął w nim szperać, aż znalazł czarną bluzę bez jakichkolwiek obrazków czy napisów. Była kompletnie pusta - Załóż ją - podał mi ubranie, a ja spojrzałam na niego z zdziwieniem.
- A po co mi ciemniejsza?
- Później się przekonasz - odpowiedział wciąż stojąc na przeciw mnie z zwisającym ubraniem w prawej dłoni czekając aż ją przyjmę - Albo ją zakładasz i jedziemy albo zostajesz w tej i wracasz do domu bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Wybieraj - chwilę tak stałam i wpatrywałam się w niego zastanawiając się co zrobić, aż w końcu wzięłam od niego bluzę.
- Odwróć się - powiedziałam, a ten zapewne z uśmieszkiem wykonał moje polecenie. Szybko zdjęłam swoją bluzę i wrzuciłam ją do bagażnika, a zamiast niej założyłam jego czarną. Była na mnie o wiele za duża, ale była wygodna - Już - chłopak się odwrócił i zaczął mi się przyglądać, a ja poczułam intensywny zapach perfum wydający się z jego ubrania. Naprawdę jestem popaprana.
- I tak lepiej - odezwał się w końcu i podszedł do mnie. Złapał za kaptur od bluzy i zarzucił mi go na głowę po czym wyciągnął z kieszeni czarną maskę i podał mi ją - Jak ci powiem to ją założysz.
CZYTASZ
VANDAL
RomanceBezpieczeństwo to rzecz względna. Możesz dopłynąć tak blisko brzegu, że prawie czujesz grunt pod nogami, po czym nagle roztrzaskujesz się na skałach. Czułam się bezpieczna. Zupełnie jakby w tym jednym miejscu i chwili znalazła się cała skondensowana...