PERSEFONA
W pełni gotowa zabrałam jeszcze tylko torebkę z biurka i zapakowała do niej telefon, szminkę, tusz do rzęs oraz klucze od domu żebym nie musiała budzić później mamy gdy prawdopodobnie wrócę późno do domu.
Cieszyłam się, że Lucy w pełni mi ufała i pozwoliła iść na tę imprezę. Gdy już wiedziałam, że Misha także tam będzie jakoś miałam wiekszą ochotę tam iść. Lucy wiedziała także, że przyjedzie po mnie „kolega" z czym absolutnie nie miała też problemu.
W czarnej, opiętej sukience, która dosięgała mi do połowy uda oraz tego samego koloru koturnach ruszyłam na dół gdzie napotkałam wzrok mojej matki.
- Ale ty ślicznie wyglądasz kochanie - powiedziała gdy podeszła do mnie bliżej by lepiej mi się przyjrzeć - A co zakładasz na wierzch? - spytała przyglądając się moim nagim ramionom.
- Muszę wziąć swoją kurtkę ponieważ zapomniałam skóry od Sidney z samochodu - powiedziałam sięgając do szafy na korytarzu by wyciągnąć z niej puchową kurtkę czarnego koloru.
- Ja zaraz coś wynajdę - powiedziała Lucy nad czymś się zastanawiając - Poczekaj sekundkę! - krzyknęła do mnie gdy była już u szczytu schodów.
Po chwili wróciła z swojej sypialni z jakąś kurtką w ręce. Podeszła do mnie i rozwinęła ubranie ukazując czarną skórę z długimi frędzlami pod rękawami, a gdy odwróciła ją tyłem do mnie dostrzegłam wielką czerwoną róże wyhaftowaną na plecach.
Była przepiękna.
- Gdy byłam w twoim wieku dostałam ją od mojej matki na urodziny. Zawsze pragnęłam mieć taką kurtkę, ale nigdzie nie można było znaleźć takiej jak ta, więc twoja babcia sama ją dla mnie przyozdobiła.
- Jest prześliczna - powiedziałam a kobieta pomogła mi ją założyć. Była idealna jak dla mnie - Dziękuje - powiedziałam i przytuliłam ją co ona odwzajemniła.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzałam na mamę porozumiewawczo na co się tylko szeroko uśmiechnęła, a następnie podeszła do wejścia. Gdy tylko uchyliła drewnianą płytę naszym oczom ukazał się wysoka, męska sylwetka. Chłopak miał na sobie czarne jeansy oraz tego samego koloru bluzkę sportową, która idealnie do niego pasowała podkreślając zarys mięśni oraz brzucha.
Ja pierdole Misha White stał w progu moich drzwi.
- Dobry wieczór - wystawił dłoń w stronę mojej matki, która z uśmiechem ją przyjęła - Misha White.
- Lucy Shelton. Mama Percy - powiedziała promiennie zerkając na mnie - Miło mi cię poznać.
- Mnie panią również - odpowiedział jej gdy opuścili ręce, a wtedy chłopak spojrzał na mnie. Jego czarne niczym trwająca teraz noc tęczówki taksował mnie od stóp do głów, a gdy spojrzał w moje oczy cwaniacki się uśmiechnął.
- Cześć - powiedziałam w końcu poprawiając swoje rozpuszczone oraz proste włosy i podeszłam do nich bliżej.
- Witaj kwiatuszku.
Moją twarz spalił spory rumieniec ale na całe szczęście miałam na sobie makijaż przez co mogłam ukryć zaczerwienione policzki. Spojrzałam na matkę, która przyglądała mi się z uśmiechem.
- Odwiozę ją o przyzwoitej godzinie, całą i zdrową - chłopak spojrzał na kobietę obok z lekkim uśmiechem. Biła od niego elegancja na co lekko zmarszczyłam brwi. Nawet moja matka była nim oczarowana.
O Jezusie.
- No mam taką nadzieje - zaśmiała się i podeszła do mnie po czym przytuliła mnie na pożegnanie - Pogadamy jutro - szepnęła na moje ucho tak by Misha nic nie mógł usłyszeć, a ja dobrze wiedziałam o czym ta rozmowa miała przebiegać. Oderwała się od mnie i ucałowała mnie w policzek - Bawcie się dobrze - pomachała nam na odchodne. Odwzajemniłam gest i ruszyłam do samochodu chłopaka. Jednak zdziwiłam się nie widząc na podjeździe Jeepa, tylko czarnego mustanga.
CZYTASZ
VANDAL
RomanceBezpieczeństwo to rzecz względna. Możesz dopłynąć tak blisko brzegu, że prawie czujesz grunt pod nogami, po czym nagle roztrzaskujesz się na skałach. Czułam się bezpieczna. Zupełnie jakby w tym jednym miejscu i chwili znalazła się cała skondensowana...