PERSEFONA
Dziś nastał dzień meczu naszej szkolnej drużyny przez co praktycznie nie widziałam dziś Mishy ponieważ mieli trening. Bardzo długi trening. Prosto po lekcjach pojechałam razem z Sidney do mnie do domu gdzie mieliśmy uszykować się na dzisiejsze wydarzenie. Wciąż w głowie miałam myśli, że mogę spotkać pewne osoby, których za nic w świecie nie chciałam widzieć. Osoby, które za dzieciaka mi dokuczały, a raczej gnębiły. Wielu z nich chodziło właśnie do liceum w Virginia Beach gdzie niegdyś ja mieszkałam. Do tej pory pamiętam jak zamknęli mnie w szatni i siedziałam tam przez okrągłe cztery godziny, aż w końcu jakiś chłopak mi pomógł.
- Teraz sobie tu posiedzisz paskudo - ich śmiechy sprawiały, że chciało mi się płakać, jednak nie uroniłam ani jednej łzy. Musiałam być silna - Miłego użalania się nad sobą! - po tych słowach zamknęli drzwi i przekręcili w nich klucz nie wiedząc skąd go wzięli. Pewnie ukradli pani woźnej.
Moje małe piąstki zaczęły mocno uderzać w drzwi ale nikt nie przychodził mi z pomocą. Krzyczałam, płakałam, łkałam ale nikogo tam nie było. Nikogo kto mógł mnie uwolnić. Nienawidziłam tych chłopaków oraz dziewczyn ponieważ za każdym razem gdy zjawiałam się w szkole, śmiali się z mnie. Głośno i dosadnie.
Nie wiem ile już tak przesiedziałam, ale byłam strasznie zmęczona i głodna. Mój żołądek dawał o sobie znać niemal co kilka sekund, a ja nie potrafiłam się stąd wydostać. Nie potrafiłam uciec.
Nagle klucz w zamku zaczął się przekręcać, a po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem. W progu stanął wyższy oraz za pewne starszy od mnie blondyn. Miał na sobie zwykłe dżinsy oraz niebieski sweter polo. Na nosie miał okulary z czarnymi oprawkami oraz lekki trądzik na twarzy. Patrzył na mnie z zakłopotaniem, a ja po chwili wstałam na równe nogi zabierając plecak z podłogi i zawieszając go sobie na ramieniu.
- Wszystko w porządku? - zapytał, a ja zdałam sobie sprawę, ze jego głos był przyjemny chodź miał lekką chrypę.
- Tak, dziękuję - odpowiedziałam obdarowując go lekkim uśmiechem - Ktoś przez przypadek mnie tu zamknął - wyjaśniłam kłamiąc, ponieważ bałam się powiedzieć prawdy.
- Przez przypadek? - jego brew uniosła się lekko do góry, a ja przytaknęłam.
- Powinnam już iść - powiedziałam pośpiesznie i ruszyłam w jego stronę by go wyminąć i pójść wreszcie coś zjeść - Jeszcze raz dziękuję za ratunek - uśmiechnęłam się, a chłopak jedynie przytaknął po czym wyminęłam go i ruszyłam w stronę wyjścia z szkoły.
Nie wytrzymam tu już dłużej.
- Zamyśliłaś się - usłyszałam obok głos przyjaciółki przez co moje wspomnienia zniknęły, a ja dostrzegłam, że byliśmy już u mnie pod domem - Wszystko w porządku? - spytała, a ja spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem.
- Jasne - wydobyłam z siebie i spojrzałam na swój dom - Czas się przygotować - zaśmiałam się, a przyjaciółka mi zawtórowała, a następnie obie wysiedliśmy z mercedesa.
- Pomóż mi z torbą - ruszyłam za nią w stronę bagażnika gdzie dziewczyna miała swój mały bagaż z paroma ubraniami oraz kosmetykami. Wzięłam pod pachę mały kufer, a Sidney złapała za torbę po czym obie ruszyłyśmy do środka.
Dom był otwarty ponieważ Lucy skończyła dziś wcześniej pracę ponieważ musiała się spakować na wyjazd do swojej matki, która znów potrzebuję jej pomocy. Chciała zabrać mnie z sobą na weekend jednak odmówiłam bo obiecałam chłopakowi, że będę dziś na jego meczu.
- Witajcie dziewczyny! - krzyknęła z kuchni moja mama gdy tylko otworzyłam drzwi, a następnie przywitała nas uściskiem.
- Cześć mamo - odwzajemniłam uśmiech.
CZYTASZ
VANDAL
RomanceBezpieczeństwo to rzecz względna. Możesz dopłynąć tak blisko brzegu, że prawie czujesz grunt pod nogami, po czym nagle roztrzaskujesz się na skałach. Czułam się bezpieczna. Zupełnie jakby w tym jednym miejscu i chwili znalazła się cała skondensowana...