VANDAL
Wpatrywałem się w dom Wooda bacznie obserwując jego poczynania. Dobrze wiedziałem, że dziś wychodzi później do pracy, a teraz siedział w kuchni i popijał poranną kawę czytając przy tym gazetę. Siedział nie spodziewając się własnej śmierci i żyjąc jak gdyby nigdy nic. Jakby wczorajsza noc się nie wydarzyła.
Odczekałem jeszcze kilka minut i ruszyłem w stronę domu. Była dopiero ósma rano jednak nie mogłem dłużej czekać. Nie mogłem teraz zakradać się oknem ponieważ ktoś mógł by mnie zauważyć dlatego postanowiłem nie wzbudzać podejrzeń. Chodź byłem ubrany cały na czarno z kapturem na głowie to wzbudzę mniej podejrzliwości wchodząc drzwiami. Szybko założyłem maskę na twarz i wyciągnąłem z kieszeni klucze, które zabrałem Persefonie z kurtki. Wsadziłem klucz do zamka i przekręciłem, a następnie wszedłem do środka zamykając za sobą drzwi także na klucz.
- Już wróciłaś? - usłyszałem głos Greysona, który wciąż siedział w kuchni. Nie widział kto wszedł do środka dlatego myślał, że to jego córka - Skończyłaś już tą farsę z uciekaniem? - kolejne słowa, a ja wciąż stałem w miejscu próbując trzymać nerwy na wodzy - Chyba, że byłaś u swojego sponsora - głośny śmiech dostał się do moich uszu przez mocniej zacisnąłem pięści - Mówię kurwa do ciebie! - mężczyzna gwałtownie wstał z krzesła, a odgłos jego kroków świadczył o tym, że ruszył w stronę korytarza gdzie na niego czekałem - Przestań się mazgaić i... - ucichł w połowie zdania gdy nie dostrzegł nigdzie Persefony, a mnie - Kim ty kurwa jesteś?
- Twoim egzekutorem - odpowiedziałem i się uśmiechnąłem chodź nie mógł tego zobaczyć przez spoczywającą maskę na moich ustach oraz nosie - Zaskoczony? - zrobiłem krok w jego stronę jednak mężczyzna się nie cofnął. Stał i wpatrywał się w mnie próbując pokazać, że się nie boi chodź ja wyczułem jego blef.
- Wzywam policję więc radzę ci się wynosić - warknął wpatrując się w mnie gdy ja obszedłem go dookoła.
- Ci idioci nie złapali mnie od roku więc myślisz, że tym razem im się uda? - zaśmiałem się przez co Wood lekko podskoczył i odwrócił się w moją stronę. Ubrany był w czarny garnitur oraz białą koszulę za pewne uszykowane był już do pracy w swojej firmie.
- Hugs cię przysłał? Powiedz ile ci zapłacił, a dam ci więcej jeśli zostawisz mnie w spokoju - stuknął palcem o wyspę kuchenną myśląc, że ma racje jednak srogo się mylił - Sto, dwieście tysięcy. Mów.
- Nie pracuje dla nikogo. Sam jestem dla siebie szefem - stanął na przeciw niego przez co dostrzegłem, że byłem od niego wyższy o jakieś kilka centymetrów - Przyszedłem w prywatnej sprawie - moja dłoń sięgnęła po broń, która spoczywała na paskiem moich spodni, a następnie ją wyciągnąłem i zacząłem przewracać ją między palcami - Fajna prawda? - spytałem chcąc go jeszcze bardziej przestraszyć - Naładowana - odparłem przejeżdżając palcem po rączce.
- Nie uda ci się mnie nastraszyć.
- Chyba już mi się udało - odparłem dostrzegając jak mężczyzna łapie dyskretnie za telefon w kieszeni. Myśli, że jestem głupi i nie zorientuje się, jednak grubo się myli - Ręce na blat - warknąłem, a mężczyzna spojrzał na mnie zszokowany - Nie zamierzam się powtarzać - westchnął głośno patrząc uważnie na mnie - I od razu wyjmij telefon z kieszeni - wystawiłem dłoń, a po chwili położył mi na nią swoją komórkę. Przyjrzałem się najnowszemu i bardzo drugiemu telefonowi na rynku i obróciłem go sobie w dłoni - Fajny. Masz coś ważnego na nim? - spytałem spoglądając na pokonanego Greysona.
- Ważne informacje i... - nie dokończył zdania ponieważ rzuciłem telefonem o ziemie z całej siły przez pękł w drobny mak, a następnie dla pewności przygniotła resztki butem.
CZYTASZ
VANDAL
RomanceBezpieczeństwo to rzecz względna. Możesz dopłynąć tak blisko brzegu, że prawie czujesz grunt pod nogami, po czym nagle roztrzaskujesz się na skałach. Czułam się bezpieczna. Zupełnie jakby w tym jednym miejscu i chwili znalazła się cała skondensowana...