Witam moją ulubioną panią dyrektor – powiedział przez telefon Alan dzwoniąc do mnie z samego rana.
- Witam mojego ulubionego prezesa. Skąd ten telefon o tak wczesnej porze? – zapytałam śmiejąc się.
Lubiłam jego poczucie humoru. Zawsze potrafił mnie rozbawić, ale też i czasami nieźle wkurzyć. Był jedną z niewielu osób z Nowego Yorku z którymi utrzymywałam kontakt po przeprowadzce do Bostonu. Z Alanem nie tylko pracowaliśmy razem, ale również organizowaliśmy też wspólnie akcje charytatywne, a jak byłam w Nowym Yorku to czasami wyskoczyliśmy razem na drinka. Zbliżyliśmy się do siebie z Roudneyem. Zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi i dzwoniliśmy do siebie nie tylko w kwestiach służbowych, ale też, gdy potrzebowaliśmy się komuś wygadać. To on pomógł mi się pozbierać do kupy po rozstaniu z Andrew i w przeprowadzce.
On i Mary byli moimi prawdziwymi przyjaciółmi, wiele im zawdzięczałam i byłam szczęśliwa, że miałam wokół siebie takich ludzi. To byli przyjaciele na całe życie.
- Co pana do mnie sprowadza panie prezesie? – zapytałam przekornie z nutką rozbawienia w głosie.
- Moja kochana, dzwonie, by ci powiedzieć, że jutro rano ląduje w Bostonie i jadę prosto do ciebie do firmy. Mamy spotkanie z wykonawcą o trzynastej i chce osobiście na nim być – powiedział już nieco poważniejszym głosem Alan.
- Miło mi będzie cię zobaczyć, ale czy coś się stało, że tak nagle przyjeżdżasz na spotkanie? – spytałam zaintrygowana. Nigdy bez powodu bowiem nie zjawiał się w Bostonie.
- Nie, ale chciałbym być na spotkaniu no i mam pretekst by się z tobą zobaczyć Ana – powiedział starając się rozluźnić atmosferę, która się stała napięta.
Coś ewidentnie przede mną ukrywał, ale nie drążyłam tematu. Wiedziałam, że będzie udawał, że nic się nie stało. Zapewne jak zjawi się jutro wszystkiego się dowiem.
- Skoro tak mówisz to niech ci będzie. – odpowiedziałam zrezygnowana. - Przyśle po ciebie na lotnisko kierowcę. Daj mi znać o której lądujesz to David będzie czekał na lotnisku.– dodałam, pożegnaliśmy się i się rozłączyłam.
- Lu, podejdź do mnie z harmonogramem – powiedziałam do słuchawki, gdy sięgnęłam po telefon.
Po chwili asystentka zjawiła się w moim biurze. Musiałam pozmieniać plany na jutrzejszy ranek skoro przyjeżdżał Roudney. Zastanawiałam się też, co spowodowało jego nieoczekiwany przyjazd. Czyżby nie był pewien firmy, która miała budować magazyn? Sam ją wybrał, wszystko załatwił i zgodnie z jego sugestiami to z nimi jutro mieliśmy podpisać kontrakt. Zresztą zależało mu na tym, by to firma Industries Company zajęła się budową.
Czułam, że coś jest nie tak. Nie dawało mi to spokoju, ale postanowiłam nie przejmować się tym. Miałam mnóstwo pracy, którą musiałam wykonać i to tylko na niej postanowiłam się skupić.
- Lu zamów na jutro na dwunastą czterdzieści pięć catering na cztery osoby. Będziemy mieli gości. Przyjedzie właściciel naszej firmy i pan Mark Spencer z Industry Company wraz z jednym z pracowników. Spotkanie zacznie się o trzynastej. Niech wszystko będzie przygotowane na czas w sali konferencyjnej. – przekazałam instrukcje asystentce. - A i jeszcze jedno pan Rudney będzie już o jedenastej w firmie. Jak się zjawi to przyprowadź go od razu do mojego biura, potem razem udamy się na spotkanie. – dodałam.
Przekazałam swojej asystentce wszystkie wytyczne odnośnie jutrzejszego dnia i najbliższego tygodnia i zajęłam się przygotowaniem ostatnich materiałów na spotkanie. Byłam zawalona dokumentami, nim się obejrzałam była prawie osiemnasta. Znowu zostałam po godzinach.
Zmęczona wyłączyłam laptopa, spakowałam swoje rzeczy i wyszłam z biura. Nikogo już nie było w pracy. Wychodziłam jako ostatnia. Zjechałam windą na parter, gdzie przywitał mnie z uśmiechem portier.
- Dzień dobry pani Thorman. Pani jak zawsze wychodzi ostatnia z pracy. Nie za dużo pani pracuje? – powiedział Mike z troską malującą się na jego twarzy.
- Dzień dobry Mike. Dziękuje za troskę. Niestety czasami trzeba zostać po godzinach. Praca sama się nie zrobi – powiedziałam z uśmiechem i pożegnałam się.
Mike był bardzo miłym starszym panem. Zawsze uśmiechnięty i przyjaźnie nastawiony do wszystkich. Osobiście go przyjmowałam do pracy. Widać było, że praca portiera mimo, że nie jest to spełnienie marzeń, mu sprawiała satysfakcję.
Gdy wyszłam z budynku firmy kierowca David już czekał. Wsiadłam do samochodu i wysłałam smsa do Mary, że za pół godziny będę w domu.
Potrzebowałam relaksu. Dzisiaj był dopiero poniedziałek, a już czułam się jakbym przepracowała cały tydzień. Byłam zmęczona, chyba za bardzo się przejmowałam jutrzejszym spotkaniem i ten niepokój. Znowu mnie ogarnął. Miałam jakieś dziwne przeczucia, że coś się jutro stanie, ale nie wiedziałam co. Wiedziałam za to jedno. Przeczucia nigdy mnie nie myliły. Moja intuicja jak do tej pory mnie nie zawiodła.
- Pani Ano jesteśmy na miejscu – powiedział kierowca odwracając głowę w moja stronę.
- Dziękuje David, do jutra masz wolne, dzisiaj już nigdzie się nie wybieram – powiedziałam do kierowcy, który wyrwał mnie z zamyślenia. Wyszłam z auta i poszłam do domu.
- No nareszcie jesteś. Chodź, przygotowałam ci kolację – powiedziała Mary kiwając głowę z dezaprobatą.
- Dziękuje Mary kochana jesteś. Przepraszam, że jestem tak późno, ale zasiedziałam się nad dokumentami. Jutro mamy spotkanie i przyjeżdża Alan. – powiedziałam siadając w kuchni przy stole.
- O Alan, już dawno go nie widziałam. Zostanie na parę dni czy ucieka tak szybko jak ostatnio? – spytała zaciekawiona.
- Nie wiem mamusiu, ale się spytam. Wiem, że chciałabyś, abyśmy się z nim spotkali – powiedziałam na wesoło do opiekunki szczerząc zęby.
- Ja ci dam mamusiu. – powiedziała udając oburzenie – A co do spotkania, to dawno go nie widziałam. Może udałoby się go zaprosić na kolację – zaproponowała.
- Nie wiem jak długo zostaje, ale jutro będę miała już jasność. Ja też z chęcią zobacze się z nim poza biurem. Z kolacją to dobry pomysł. Możemy zaprosić go do nas. – oznajmiłam Mary, która rozpromieniła się na moje słowa.
Mary jak zawsze była niezawodna. Stała się członkiem rodziny. Kiedy wyprowadzałam się z Bostonu ubolewałam nad tym, że jej nie będzie obok. Nie tylko dlatego, że była opiekunką moich dzieci, ale była bliską mi osobą i wiedziałam, że będzie mi jej brakowało.
Krótko przed moją przeprowadzką pobrali się z Michaelem. Cieszyłam się ich szczęściem, ale wiedziałam też, że ona zostaje w Nowym Yorku, a ja będę z dziećmi w Bostonie co powodowało smutek i żal, że będziemy się musiały rozstać. Dzieci tez były niepocieszone. Dlatego, gdy dzień przed wylotem z Nowego Yorku oznajmili, że też przeprowadzają się do Bostonu nie mogłam uwierzyć. Cieszyłam się jak dziecko.
Michael to człowiek o złotym sercu. Widział jak Mary przeżywa naszą rozłąkę i kupił dom w Bostonie, blisko nas. Był na emeryturze, więc mógł pozwolić sobie na zamieszkanie gdziekolwiek. Firmą zajmował się jego syn, on czasami tylko do niej zaglądał. Poza tym Boston to jego rodzinne strony i jak przyznał od dłuższego czasu zastanawiał się nad przeprowadzką, ale w Nowym Yorku mieszkała jego miłość Mary, więc porzucił ten pomysł.
Można powiedzieć, że moja przeprowadzka stała się dla niego otwartą furtką, by móc zamieszkać na nowo w tym mieście razem z żoną. Marty oczywiście nie posiadała się z radości tak samo jak ja z dziećmi. Wszyscy bardzo się cieszyliśmy z takiego obrotu spraw.
Szczęście mnie nie opuszczało. Nie posiadałam się radości, że nie musiałam rozstawać z bliskimi mi osobami. No może poza jedną osobą. Moje rozstanie z Andrew było nieuniknione. Nie zostało mi nic innego jak się z tym pogodzić. Zdawałam sobie sprawę z tego, że tracąc go pewna cząstka mnie umarła, ale nie mogłam nic z tym zrobić.
Wiedziałam, że będę płakać przy pożegnaniu, ale nie myślałam, że ze szczęścia. Od czasu podjęcia decyzji o opuszczeniu Nowego Jorku to była najlepsza wiadomość jaką usłyszałam od kogokolwiek. Mary i Michael dali mi poczucie, że wszystko się ułoży. Tak więc ze złamanym sercem, ale też pełna nadziei patrzyłam w przyszłość. Miałam świadomość, że kolejna przeprowadzka to duża zmiana, ale mając przyjaciół obok będzie mi i dzieciom łatwiej. Dzięki nim wszystko wydawało się prostsze. Tak więc Mary pomaga mi po dziś dzień w domu, mieszkamy blisko siebie, jesteśmy rodziną. Mamy siebie i to jest piękne.
CZYTASZ
Burning Look #2 (ZAKOŃCZONE)
Romance#2 część trylogii Fire of passion Ana Thorman od czterech lat mieszka w Bostonie i nieźle sobie radzi. Jej kariera nabrała tempa. Z powodzeniem zarządza firmą, w której jest dyrektorem generalnym. Przeszłość zostawiła za sobą. Dzieci i praca to je...