Rozdział 7

763 84 16
                                    


Spałam jak niemowlę. Obudziłam się, gdy słońce już porządnie grzało przez rolety. Dochodziła godzina dziesiąta. Mimo iż była sobota to umówiliśmy się z Alanem w firmie. Trzeba było posprawdzać raporty z licytacji, poza tym Roudney w niedziele wracał do Nowego Yorku, więc musieliśmy ustalić ostatnie szczegóły budowy przed jego wylotem.

Zeszłam na dół skąd do mojego nosa dochodziły cudowne zapachy, aż zaburczało mi w brzuchu.

- Co tak pięknie pachnie z samego rana? – zapytałam zaglądając do kuchni w której buszowały moje córki.

- Kaja smaży suflet z pomidorami i bazylią – odpowiedziała Melanie nakrywając do stołu w jadalni.

- Brzmi super. Mam nadzieję, że załapie się na jedną porcję – odpowiedziałam wesoło przygotowując kawę zbożową.

- Już kończę mamo, zaraz będziemy mogli zjeść – odparła Kaja wykładając danie na duży talerz.

Kaja uwielbiała gotować od małego. Zawsze krzątała się w kuchni z chęcią pomocy, gdy ja lub Mary coś pichciłyśmy.

Melanie za to z chęcią zawsze pomagała mi przy pieczeniu ciast, a Lucy była ich zupełnym przeciwieństwem. Nie lubiła nic co by się wiązało z gotowaniem. Owszem nauczyłam ją podstaw, by potrafiła sama przyrządzić sobie posiłek, ale zawsze, gdy znajdowała się w kuchni i miała mi pomóc robiła to niechętnie z wielkim grymasem na twarzy. Odkąd pamiętam to cały czas powtarzała, że znajdzie sobie takiego męża, który będzie potrafił gotować, aby ona nie musiała.

Początkowo się z tego śmiałam, ale dzisiaj, gdy ma już szesnaście lat widzę, że niewiele się zmieniło w tej kwestii i unika kuchni jak ognia, gdy tylko może.

- To jest smaczne Kaju. Dzięki dziewczyny za przygotowanie śniadania. Jesteście kochane – powiedziałam zajadając się ostatnim kawałkiem swojej porcji sufletu.

- Wiem, że dzisiaj jest sobota, ale o trzynastej musze być w biurze. Wiecie, wczorajsza licytacja, poza tym pan Alan jutro wyjeżdża. - poinformowałam córki wypijając ostatnie łyki zbożówki.

- Pan Alan będzie dzisiaj też na kolacji? Skoro jutro wyjeżdża, to byłoby fajnie, gdyby był – wyparowała Lucy.

- Myślę, że będzie. – rzekłam.

- To może zrobimy grilla? - zapytała Kaja.

- Super by było. Przyszłaby ciocia Mary, Michael, pan Andrew – wymieniała Melanie.

- Pan Andrew? Ten z którym mama się spotykała jak mieszkałyśmy w Nowym Yorku? – spytała zaskoczona Lucy.

- No ten. Ostatnio był u nas na kolacji z panem Alanem jak byłyście na imprezie. – trajkotała Melanie jak papla.

- Melanie dość! Pana Petersona nie będzie na kolacji – odpowiedziałam zdenerwowana wstając od stołu i zbierając brudne talerze.

Wkładałam brudne naczynia do zmywarki, gdy do domu weszła uśmiechnięta jak zawsze Mary.

- Dzień dobry dziewczyny, cześć Ana – przywitała się kobieta wchodząc do kuchni.

- Cześć Mary – odparłam od niechcenia.

- Widzę, że ktoś tu nie ma humoru. Co się stało? - zapytała opiekunka.

- Mama jest zła, bo zapytałam czy zrobimy dzisiaj grilla i zaprosimy pana Alana i pana Andrew – wygadała Melanie, która jak zawsze nie potrafiła siedzieć cicho.

- Nie jestem zła. Po prostu nie chce rozmawiać o panu Petersonie – odpowiedziałam wstawiając czajnik na kawę. – Mary napijesz się kawy? – dodałam stojąc w dalszym ciągu plecami do nich.

Burning Look #2 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz