2 lata później.
Dzisiaj kalendarz wskazywał dwunastego czerwca i był to dzień drugich urodzin naszego syna Aarona. Andrew oszalał na punkcie dziecka.
Kaja tak jak planowała zamierza podjąć studia w Nowym Jorku, w którym już niebawem zamieszka, a Lucy i Kaja zostały w Bostonie z nami wybierając tutejsze uczelnie co mnie szczerze ucieszyło.
Andrew chcąc utrzymać rodzinną tradycję przekazał mi przepis jego babci na tort czekoladowy z malinami. Na roczek upiekliśmy go razem, a w tym roku zrobiłam go po raz pierwszy sama. Mój mąż był przed podpisaniem ważnego dla jego firmy kontraktu i nie chciałam go obarczać obowiązkami domowymi. Poza tym zrobienie tortu z przepisu babci mojego mężczyzny po raz pierwszy samemu powodowało we mnie ekscytacje. Był tam jeden składnik, który decydował o całości. Łatwo można było przesadzić i sam już nie byłby ten sam. Było to dla mnie fajne, kulinarne wyzwanie.
- Mamo Kaja już jest i przywiozła ze sobą tego chłopaka o którym mówiła – trajkotała podekscytowana Lucy.
- Już idę, tylko wstawię tort do lodówki.
- Idź Ana. Przypilnuje Arona, by nam się nie dobrał do słodkiego – powiedziała Mary, która mimo upływających lat nadal była w świetnej formie.
- Cześć córeczko. Dobrze, że już jesteście. Mary zostawiła dla was obiad. – odparłam tuląc córkę w ramionach.
- Mamo, ty się nigdy nie zmienisz. – odparła Kaja kręcąc głową.
- Co ja mogę za to, że dbam o żołądek mojej córki. –odpowiedziałam radośnie.
- Melanie w swoim pokoju? – zapytała Lucy.
- Tak. Ona po szkole wraca prosto do domu i siedzi z nosem w książkach – odparłam.
- Mamo, pozwól, że przedstawię was sobie – powiedziała dziewczyna. – To jak już wiesz jest moja mama, a to jest Steven, mój chłopak.
- Dzień dobry, miło mi cię poznać - odparłam zwracając się do młodzieńca i podając mu na powitanie dłoń.
- Dzień dobry, dziękuję za zaproszenie – rzekł chłopak witając się ze mną.
- Zanieście bagaże na górę i chodźcie na obiad.
Kaja po dosyć długich namowach w końcu odważyła się przyprowadzić swojego chłopaka do domu. Dotychczas widywali się poza domem. Cieszyłam się, że w końcu poznam młodzieńca, do którego tak wzdychała jedna z bliźniaczek.
Andrew bawił się z małym w ogrodzie, a ja z dziewczynami przygotowywałam stół na przyjazd gości. Pogoda dopisywała, więc postanowiliśmy przyjęcie urodzinowe Briana zorganizować w ogrodzie na świeżym powietrzu.
Zjechała się tradycyjnie nasza najbliższa rodzina i przyjaciele.
Siostra Andrew Magie ze swoim mężem ku naszemu zadowoleniu przyjechali wczoraj wieczorem i oznajmili, że zostają na cały tydzień. Cieszyliśmy się z mężem ogromnie z tego powodu. Magie ze swoją rodziną mieszkała daleko i rzadko się widywaliśmy.
Alan i Brenda zostali parą, a niedawno się zaręczyli. Cieszyłam się ze szczęścia przyjaciela. W końcu znalazł kobietę, którą pokochał ze wzajemnością.
Na przyjęciu oczywiście nie mogło zabraknąć rodziców Andrew, którzy podobnie jak ich syn mieli bzika na punkcie małego Petersona.
- Kochani pora na tort. – powiedziałam idąc z ciastem, na którym paliły się dwie świeczki.
Mały był takim samym łasuchem jak jego tata. Jak tylko zobaczył tort zaraz wyciągnął w jego kierunku ręce.
Aron był kopią Andrew. Ciemne, włosy, brązowe duże oczy, nawet uśmiech ten sam. Młodsza wersja mojego Petersona.
CZYTASZ
Burning Look #2 (ZAKOŃCZONE)
Romance#2 część trylogii Fire of passion Ana Thorman od czterech lat mieszka w Bostonie i nieźle sobie radzi. Jej kariera nabrała tempa. Z powodzeniem zarządza firmą, w której jest dyrektorem generalnym. Przeszłość zostawiła za sobą. Dzieci i praca to je...