Rozdział 16

727 74 2
                                    


- Niemożliwe. Kaja tak powiedziała? – zapytała zszokowana Mary.

- W rzeczy samej. Najspokojniejsza z całej trójki zagroziła Petersonowi, że mu jaja urwie. Wyobrażasz to sobie? Po Melanie już prędzej bym się tego spodziewała, ale nie po Kaji. – odpowiedziałam popijając kawę.

- To mnie zaskoczyłaś. Nasza cicha Kaja okazuje się nie być wcale taką szarą myszką – rzekła śmiejąc się kobieta.

- Nic nie mów. Zaczynam się zastanawiać czy ja w ogóle znam swoją córkę. – westchnęłam.

- Oj Ana nie przesadzaj. Dziewczyny dojrzewają, wiesz, że to dla nich ciężki okres. Poza tym pamiętaj, że to właśnie Kaja była córeczką mamusi. Najwięcej z całej trójki potrzebowała twojej uwagi. Dlatego kochana też wszystko przeżywa najbardziej. Martwi się o ciebie - odpowiedziała kobieta jak zawsze biorąc wszystko na chłodno.

Jeśli chodziło o córki zawsze byłam na ich punkcie przewrażliwiona. Moja nadopiekuńczość nieraz dawała o sobie znać. Co mogłam za to, że się o nie martwiłam. Były dla mnie wszystkim. Gdyby im się coś stało, nie przeżyłabym. Wtedy to właśnie Mary wkraczała i stawiała mnie do pionu. Gdyby nie ona nieraz bym dostała zawału zamartwiając się o nie.

- Lepiej opowiedz Mary jak wasze wakacje? Nie mieliście miesiąca poślubnego, więc tym bardziej się cieszę, że dałaś nie namów na ten wyjazd. – odparłam do przyjaciółki.

- Było cudownie. Michael jak zawsze się postarał. Jest cudowny. Najpierw byliśmy na Dominikanie, potem na Bali, a na końcu na Szeszelach. Nie miałam czasu się wynudzić. Codziennie jakieś atrakcje. Czułam się jak zakochana nastolatka. – odpowiedziała wesoło.

- Tak się cieszę. Widać, że wypoczęłaś. Częściej musicie z Michaelem gdzieś wyjeżdżać. Tylko mi nie mów, że ktoś się musi zając dziewczynami. To sa już duże panny, poradzą sobie. Owszem trzeba mieć na nie oko jak to na nastolatki, ale to już nie to samo jak były małe, że w domu bez opieki nie mogły zostać. – powiedziałam dając Marty tym do myślenia.

Kochała ona moje córki całym sercem. Była z nimi bardzo związana, ale dziewczyny już były już duże, a ona powinna w końcu korzystać z życia.

- To o której Andrew zabiera cię na kolację? – zapytała szczerząc zęby cwanie zmieniając temat.

- O osiemnastej, a co cię tak bawi? – zapytałam zadziornie.

- Nic kochana. Po prostu cieszę się, że się pogodziliście. Promieniejesz Ana. Tak naprawdę to odkąd przeprowadziliśmy się nigdy nie biła od ciebie taka radość jak teraz. Jesteście z Andrew dla siebie stworzeni. Żadna siła was nie rozdzieli. – odpowiedziała patrząc na mnie z czułością.

- Aż tak to widać? - zapytałam rumieniąc się, na co Mary kiwnęła potakująco głową.

Nie dało się ukryć, że miała rację. Przy tym mężczyźnie czułam się naprawdę szczęśliwa. Stopił lód w moim sercu, który tkwił we mnie przez lata. Małżeństwo z Brandonem powiedzieć, że było porażką to za mało. Przez niego moje nastawienie do mężczyzn stało się wrogie.

- Rozumiem, że wracasz jutro? W końcu jest weekend – powiedziała jak coś oczywistego, ale ja wiedziałam co się za tym kryło. Znałyśmy się tyle lat, że porozumiewałyśmy się bez słów doskonale wiedząc co jedna drugiej chce przekazać.

- Długo tak będziesz szczerzyć zęby? - spytałam rozbawiona jej zachowaniem.

- Ja, nie, wydaje ci się. Po prostu cieszę się twoim szczęściem. Miło popatrzeć jak jesteś taka radosna. Zasługujesz na to, by ułożyć sobie życie. Ana znam mało osób, które przeszły to co ty i które tak bardzo byłyby godne, by w końcu zaznać prawdziwego szczęścia. Dlatego tak się cieszę widząc jak się uśmiechasz. – odpowiedziała Mary łapiąc mnie za rękę.

Burning Look #2 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz