Rozdział 27

582 88 7
                                    

Dzisiaj nadszedł nasz upragniony dzień. Za kilka godzin już oficjalnie zostanę panią Peterson. Czekałam na ten moment kilka cholernie długich lat. Wiem jedno. Warto czekać, walczyć i nigdy nie wątpić. Prawdziwa miłość jest w stanie przezwyciężyć wszystko. Jeśli dwoje ludzi darzy się prawdziwym uczuciem to nikt, ani nic nie jest w stanie podważyć fundamentów miłości, na której zostały zbudowane. Mimo wielu przeciwności losu, dwie połówki jabłka i tak znajdą do siebie drogę, by złączyć się w jedno, tak jak ja i Andrew.

- Mamo przyjechała Margaret! – wołała z dołu Melanie.

- Nie krzycz, przecież cię słyszę – odparłam do córki wychylając się z pokoju.

- Witam pannę młodą – odparła moja przyjaciółka, która zmierzała na górę po schodach.

- Witaj Margaret, cieszę się, że przyleciałaś. Nie mogło cię dzisiaj zabraknąć. - odpowiedziałam ze łzami w oczach ze wzruszenia.

- Jak chcesz płakać to teraz, bo jak zrobię ci makijaż to ani mi się waż – odparła z rozbawieniem grożąc mi palcem.

- Dobra już nie będę. Alan przyleciał z tobą? – zapytałam, by się upewnić, że świadek mojego przyszłego męża się nie spóźni.

- Tak. Przylecieliśmy razem. Przywiózł mnie z lotniska taksówką prosto do ciebie, a sam pojechał do domu Andrew. Był zdenerwowany jakby co najmniej to on brał ślub – odparła na co obie się roześmiałyśmy.

Po około dwóch godzinach byłam gotowa. Margaret wykonała na mojej twarzy, delikatny makijaż podkreślający kolor moich oczu, a wynajęta fryzjerka zajęła się moimi włosami, które pofalowała w delikatne fale, zaś u góry splotła je upinając spinką wysadzaną kamieniami w kształcie małych gwiazdek.

Lucy i moja przyjaciółka pomogły założyć mi suknię, która była z białego, gładkiego materiału pozbawionego zdobień, eksponująca kształt mojej figury z długim trenem. Do tego założyłam kolczyki w małe gwiazdki i delikatny łańcuszek w tym samym kształcie. Był to prezent od Andrew. Komplet biżuterii pasował swoim kształtem do pierścionka zaręczynowego.

Gotowa spojrzałam w lustro i łezka zakręciła mi się w oku.

- Ani waż mi się płakać, bo zmażesz makijaż nad którym się tak napracowałam – wyparowała moja kochana przyjaciółka.

- Już dobrze chodźmy – odpowiedziałam ruszając w kierunku drzwi, gdy się zachwiałam. Całe szczęście, że miałam na sobie niskie czółenka, bo w szpilkach chyba połamałbym sobie nogi.

- Ana, wszystko w porządku? – zapytała Margaret podbiegając do mnie.

- Nic mi nie jest, tylko lekko zakręciło mi się w głowie. – odpowiedziałam coraz bardziej nerwowa z przejęcia.

Zeszłyśmy w trójkę na dół, gdzie czekały na nas moje dwie pozostałe córki oraz moja świadkowa Mary i Michael. Wszyscy na mój widok osłupieli, a dziewczynom poleciały łzy.

- Nie płaczcie mi tutaj, bo zaraz to i ja się rozkleję. – powiedziałam patrząc na bliskie mi osoby.

Założyłam na siebie biały, krótki kożuszek i wyszliśmy do czekającej na nas pod domem limuzyny.

Po ponad godzinnej jeździe wjechaliśmy przez bramę do posesji Andrew, w której mieliśmy wziąć ślub. Mimo iż było to późne, grudniowe popołudnie to ekipa, która zajmowała się dekoracją spisała się na medal. Rzeczywistość przerosła moje oczekiwania.

Cała brama przystrojona była białymi balonami, a drogę prowadzącą do willi ozdabiały jasne lampiony wyglądające niczym gwieździsty szlak. Wysiadłam z samochodu z pomocą kierowcy i zaniemówiłam. Kolumny domu pokryte były balonami oraz białymi kwiatami, a nad drzwiami wisiał szyld z napisem:

Burning Look #2 (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz