V

101 5 0
                                    

Na dobre rozpoczęcie dnia dowiedziałam się, że za cztery dni jest druga runda. Było ustalone to trzy dni temu a ja dopiero teraz się o tym dowiaduje.

Jest to nienormalne. Przy wcześniejszych walkach termin trwał z więcej niż trzy tygodnie. Czuję się beznadziejnie bezsilna. Całe moje życie od dwóch lat się sypie. Co raz, kawałek po kawałeczku aż do czasu kiedy będę żywym kawałkiem pieprzonego mięcha. To będzie doprawdy prześwietne uczucie.

Aktualnie jadę autem w stronę miasta. Maddison prosiła mnie bym kupiła jej coś dobrego. Nie powinna tego jeść ale jestem dobrą siostrą i lubię ją rozpieszczać. I tak mi jej żal więc robie co jej się tylko wymarzy. Podjeżdżam pod jedną z popularniejszych kawiarni. Czasem tu bywałam na kawę z Jac i Jaycem. Wychodzę z auta kierując się do wejścia. Zastaje niedługą kolejkę. W miarę szybko wychodzę z lokalu. Kupiłam jej jakieś ciastka pistacjowe bo wiem, że jest ich fanką. Daję torbę na siedzenie pasażera i bije się z myślami. Swój wzrok wbijam w drogerię obok.

W życiu każdej dziewczyny przychodzi okres zmian. Niestety w moim przypadku zmiany których potrzebuje są na ten moment nie realne więc właśnie w tym momencie idę do drogerii po farbę do włosów. Czarną farbę do włosów.

Nie zamierzam ich ścinać więc sama sobie je pofarbuje. Ja dam sobie radę ze wszystkim. Jestem wręcz stworzona do ruchania własnego życia. Uwielbiam niszczyć go po kawałeczku.

Nawet szybko dojechałam. Wysiadłam z auta i przechodząc szybko przez parking podeszłam do recepcji. Problem był taki, że nikogo tam nie było. Porozglądałam się po pomieszczeniu i zajrzałam na kamerę. Instynktownie, żeby ktoś tu przylazł.

– Dzień dobry! Nie musi pani tu stać niech pani idzie – krzyczy ktoś za ściany.

Co do diabła? Tępo wpatruję się w blat ale po chwili ruszam z miejsca. Idę przez korytarz stając obok windy. Wciskam guzik kilka razy, jakby miało to zmienić, że magicznie pojawi się na dole. Kiedy podjeżdża wsiadam i jadę na piętro do siostry z reklamówką w ręku. Kiedy się zatrzymuje wychodzę z niej i otwieram drzwi do pokoju. Siedzi na łóżku.

– Cześć – tym razem ona mówi pierwsza.

– Cześć.

– Słuchaj musimy pogadać – no wreszcie.

Niby nie przejęta podchodzę do łóżka po czym siadam obok Maddy. Zerkam na nią sceptycznie. Po protu czekam.

– Wiesz, że cię okłamałam. – wypluwa z siebie w końcu. – Byłam na spacerze ale nie sama. Wujek Vincent przyjechał. I teraz nagle wielce interesuje się naszym życiem. Będzie chciał ci coś powiedzieć. Dał swój numer – wpatruję się w jej brązowe oczy.

– Oh, okej. Jeszcze coś co powinnam wiedzieć?

– Znaczy nie wiem. To pewnie nic takiego ale zaraz jak wróciłam po tym spacerze zaczepiła mnie jakaś starsza bardzo miła pani wypytywała mnie o rodziców i ogólnie rodzinę. – marszczę brwi.

– Jak wyglądała?

– Ty coś wiesz.

– Opisz ją – powtarzam ostro. Czasem do niej nie dociera co ma robić. Nie lubię jak mnie nie słucha.

– Em, niska, szczuplejsza, ma szare oczy, brązowe, pofalowane włosy za ramiona trochę błyszczały się na srebrno bo miała już swoje lata. – kiwam głową na znak, że już nie musi kontynuować. To była ta kobieta. Kobieta z windy.

– Skąd ją znasz?

– Nie znam jej. Gdzieś rzuciła mi się w oczy, nie przejmuj się tym – mimo tego, że staram się nie kłamać i tak wychodzi mi to perfekcyjnie. Mad odpuszcza. Nie dopytuje bo wie, że jej i tak nie odpowiem. Spotkanie z nią mija dobrze. Zjadła ciastka. Dała mi numer do Vincenta. Będę musiała się z nim spotkać.

Fight to FiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz