XV

59 5 1
                                    

Andreas Raphael Black wygrał dla mnie walkę. Przez niego jestem nietykalna.

Stwierdzić, że wszystko się jebało mogłam już dawno. Tym razem wszystko spada mi na łeb. Przygniata mnie boleśnie. Nie mogę zrobić nic jak tylko czekać aż wszystko się zawali.

Ares z Andre mi to wyjaśnili. Ja powiedziałam im o incydencie w parku. Przy okazji dowiedziałam się co robi Ares. Praca barmana była tylko przykrywką do obserwowania pewnych ludzi. Jest szpiegiem? Nie do końca wiem o co z tym chodzi ale mnie więcej to tak.

Maddison regularnie do mnie dzwoni. Lekarze mówią, że jest z nią lepiej. Boję się jedynie tego, że jak teraz tak gwałtownie jest z nią dobrze to zaraz równie źle z nią będzie. To męczące.

Ostatnia walka co raz bliżej. Dwa dni. Tak bardzo wyczekiwane. Spędzam za dużo czasu na siłowni. Tak mi się zdaje. Mimo wszystkoznów jestem w szczytowej formie. Nie muszę się martwić. Ostatnie dni odpuściłam sobie w pracy. O dziwo szef to rozumie. Nie ma z tym problemu.

Telefon zaczął mi dzwonić. Odebrałam od razu.

– Heej? – przymknęłam oczy. Wsłuchiwałam się w odgłosy które mogłby wydobyć się z telefonu.

– Siema Eddy. Słuchaj... – powiedział miło Ares. Zaraz się czymś zakrztusił i zaczął kaszleć. Kiedy w miarę się uspokoił dodałam.

– Słucham...

– Chcesz z nami zabrać się na Fast Five?

Ee, czemu nie? Jestem w sumie ciekawa tego. Nigdy jakoś tak się tym... nie interesowałam.

– Dobra. A i masz może rolki?

Otworzyłam oczy w zdziwieniu.

– Rolki?

– No rolki. Takie na stopy, do jeżdżenia.

– A do czego innego? No mam. A co?

– Zbieraj się. Będę po ciebie za kwadrans.

– Ale zaraz będzie dziewiąta wieczorem! – mówiłam to razem z odgłosem trzech piknięć. Rozłączył się.

Westchnęłam. Chyba będę musiała iść do piwnicy. Boże nie. Chwyciłam telefon i wzięłam pęk kluczy gdzie miałam i te od piwnicy. Zeszłam w dół schodów. Stanęłam przed dużymi czarnymi, zardzewiałymi kratami pełniącymi funkcję drzwi.

Eden Cole dnia 21 czerwca zwiedzać będzie dawne lochy swego mieszkania w którym na stówę ktoś kogoś zaciupał. A to wszystko dla nędznych rolek. Żyć nie umierać.

Otworzyłam te cholerne drzwi które wydały z siebie jazgot. Ile to już na karku? Trzy dekady?

Powoli zeszłam w dół schodów. A najgorsze jest to, że światło jest dopiero tam. Boże zaraz mnie coś porwie. Nadal nie przestałam iść w dół. Co raz mocniej czułam zapach wilgoci. Wreszcie stanęłam na ostatnim schodku i włączyłam światło. Było tak stare, że widoczność miałam tylko na dwa metry. Chwyciłam za telefon i włączyłam latarkę. Zakurzone pajęczyny ciągnęły się po suficie. Wzdrygnęłam się na myśl co się w nich kryje. Ruszyłam wzdłuż upiornego korytarza.

Co mogło stać się w tej piwnicy?

Dwudziesto dwu letni student powiesił się na sznurze. Przetrzymywali tu człowieka 54 lata.
Samotna babcia zjedzona przez szesnaście kotów.
Satanistyczne zabicie pięcioletniego dziecka i wypicie jego krwi.
Kiedy stare małżeństwo poszło po ogórki do obiadu żona zatłukła męża patelnią na której smażyła kotlety.

Nie wiem skąd ją wzięła ale nieważne.

Podbiegłam do drzwi mojej piwnicy otwierając ją w pośpiechu. Boże jedyny żeby mnie coś nie opętało.
Weszłam do mojej piwnicy szybko zamykając za sobą drzwi. Ja stąd kurwa nie wyjdę. Odwróciłam się w stronę kilku kartonów. Było tu trochę rzeczy z domu. Wzięłam pudło w którym podejrzewałam, że będą rolki. Skrzywiłam się kiedy wyczułam na mojej skórze pajęczyny. I były tam rolki. Zawiązałam ze sobą sznurówki i przewiesiłam je sobie przez szyję. Będzie łatwiej uciekało mi się przed demonami.

Fight to FiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz