XII

86 3 1
                                    

Czyszczę z zacieków już chyba setny kufel. One się nie kończą. Dwoją się i troją. Po chuja im tyle kufli.

– Jak mija pani dzień? – ten piękny głos dotarł do moich uszu.

– Wiesz? Teraz tak lepiej gdy pana zobaczyłam.

– W końcu jestem twoim najwierniejszym klientem. – rzucił zawadiacko.

– Się wie Andreasie Raphaelu Blacku. – po czym zza lady złożył krótki pocałunek na moich ustach.

– Moja zmiana się kończy, poradzisz sobie... – jękną męczeńsko Christopher. – Jeszcze jego tu brakowało. Mało mnie to obchodzi czy sobie poradzisz. Dowidzenia. – rzucił na odchodne po czym donośnie trzasną drzwiami wyjściowymi. Kilka starszych typów z jednego stołu spojrzało się w tamtą stronę.

– Łepek zaczyna mi działać na nerwy. – prychną chłopak opierając się o blat.

– Daj spokój. Jest nieszkodliwy, tak tylko sobie mruczy.

– Zdaje mi się, czy go bronisz? – zapytał z uniesionymi brwiami.

– Nie bronię tylko mówię prawdę. Musiałam zabijać za niego głupiego pajączka na zapleczu bo za bardzo się go bał. – wpatrywałam się w Andreasa który nieodgadnionym wzrokiem wpatrywał się w stoły bilardowe. Wyglądał równie dobrze jak dzień wcześniej. Pomimo tego, że był w dresowej bluzie skąd odznaczały się jego umięśnione ręce i w tego samego koloru jeansach.

– Potrafisz grać w bilarda? – nie starałam się ukryć zdziwienia. Zaskoczona jego pytaniem zapomniałam o tym by odpowiedzieć. Odchrząknęłam rzucając szmatę w kąt lady.

– Tak, potrafię.

– Co powiesz na rundkę proszę pani? – powiedział odbijając się od lady idąc tyłem w stronę kijów do gry znajdujące się zaraz obok stołów bilardowych.

– Jestem w pracy, palancie.

– Za ile kończy się twoja zmiana? – zapytał na co znów się zdziwiłam. W między czasie podwiną rękawy bluzy do łokci ukazując swoje liczne, lekko wystające żyły.

– Za... – zerknęłam na zegarek w telefonie. – kwadrans?

– No widzisz. Nikomu nie zrobi to różnicy. Nie daj się prosić. – westchnęłam ale finalnie powoli szłam w jego stronę.

– Szefowi się to spodoba. Szczególnie, że jestem tu tylko dlatego, że chodzi na moje walki i jest dobrym przyjacielem Martina. Zdaje mi się, że długo tu nie posiedzę. – jękną odchylając głowę do tyłu co było kurewsko gorące. Zrobiło mi się duszno. O nie. Nie ma mowy.

– Ale się o tym nawet nie dowie. Nie ma kamer skierowanych na bilarda. – wzruszył ramionami kiedy ja znajdowałam się co raz bliżej niego. – Równie dobrze gdyby nie było tu tych typów mogli byśmy zrobić szybką akcje i nikt by nie zauważył. – niebiosa, skąd wy go przysłaliście? Moje serce znacznie przyspieszyło szybciej pompując krew.

– O więc teraz chcesz uprawiać seks w miejscu publicznym? – pomimo mojego stanu zgrywałam obojętną ale kiedy jego oczy pociemniały kolana się pode mną ugięły.

– Tak. – odpowiedział pewnie. Serce obija mi się boleśnie o żebra a zimnie i ciepłe poty na zmianę oblewają moje ciało. W takim razie...

– Panowie! Dziś muszę zamknąć trochę szybciej. Zbierajcie się, rozkaz szefa. – ręce niebywale zaczęły mi się pocić.

– Brałem dodatkowe piwo. Ureguluję rachunek. – powiedział jeden z brodą już wstając by spełnić swój zamiar.

– Nie trzeba. Na koszt firmy. Tylko się pospieszcie. – o dziwo tak jak prosiłam szybko się zebrali. Drzwi się zamknęły a ja chwyciłam jednego z kiji.

Fight to FiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz