Pierwszy raz od trzech miesięcy nie poszłam do Maddison. Nie umiałam.
Około drugiej przyszłam z kancelarii. Siedzę przy prawie podatkowym od trzech godzin. Ale nie mogę się na niczym skupić. Wszystko mi się miesza a nic nie chce wbić się do głowy. To jest jeden wielki żart. Jakaś kurwa kpina. Rzuciłam papierami o poduszkę na kanapie wstając na nogi. Pojadę na siłownie coś z sobą zrobić. Nieważne co.
Wyciągnęłam torbę z szafy na szybko wkładając do niej ciuchy i ręcznik. Aż przypomniały mi się treningi z Rihanem. Nawet trochę za tym tęsknię. Wszystko wtedy było łatwiejsze. Wyszłam z pokoju chwytając butelkę wody. Zgarnęłam po drodze kluczyki od auta i mieszkania. Wyjęłam z szafy buty i pośpiesznie je założyłam na nogi. Zamknęłam drzwi i zbiegłam po schodach przy dźwięku odbijających się podeszw Jordanów. Wyszłam z klatki od razu ruszając w stronę auta otwierając go z pilota. Wsiadłam do demona wsadzając kluczyk do stacyjki. Przekręciłam klucz słysząc ryk silinika. Po ostatnim razie głośnik został puszczony tak głośno, że wibracje Smells Like Teen Spirit czułam w siedzeniu i pod nogami. Dosyć szybko podjechałam pod siłownie. Zaparkowałam z piskiem opon. Czułam jakbym się dusiła. Było mi ciasno. W ciele i umyśle.
Wysiadłam z auta zabierając torbę z siedzenia obok. Przeszłam przez parking wchodząc do ciepłego wnętrza. Będę musiała doładować kartę do siłowni. Wleciałam do szatni pospiesznie przebierając się w dresy. Założyłam słuchawki rozglądając się po sali. Nie było ludzi. Na start weszłam na bieżnie. Ustawiłam dość szybką prędkość. Czułam się pobudzona i wykończona jednocześnie. Po dziesięciu minutach zeszłam z bieżni wyciągając z kieszeni czarnych dresów taśmy. Zamierzałam wyładować się na worku. Starannie owijałam dłonie bandażami skupiając na tym całą swoją uwagę. Z obwiązanymi materiałem dłońmi podeszłam do worków. Niewiele czasu poświęciłam by się porozciągać i poćwiczyć. Co raz częściej zdarzało mi się to olewać. Chciałam być wyczerpana.
Uderzyłam worek prawą ręką. Zabujał się do tyłu. A potem kolejny cios, następny, jeszcze jeden i tak to się zaczęło. Zaczęłam obijać worek jak opętana. To z jednej strony to z drugiej. Nawet wtedy kiedy mięśnie zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Nie przestałam. Tak bardzo bolało ale tego nie przerywałam. Byłam tak wykończona, że zaczęłam się dusić. Nie mogłam zaczerpnąć tchu. Łzy zaczęły gromadzić się w oczach. A ja nadal ostatkami sił obijałam worek.
I padłam. Moje kolana zsunęły się na mate a ciało zwinęło się w kłębek. Łzy bezgłośnie leciały mi po twarzy. Jestem tak beznadziejnie zmęczona. I tak bardzo słaba.***
ANDREAS– Hoshi! – krzykną Ares. – Dawaj na kielicha!
Ja się zastanawiam, że on daje radę z nami mieszkać i jeszcze nie zwariował. Chłopak wyszedł z pokoju bez koszulki.
– Tylko jednego bo umówiłem się z Andreasem na siłownię. I weź, że go takiego delikatnego zrób – przeczesał palcami włosy dosiadając się do wyspy kuchennej przy której siedzieliśmy. Ares wziął kieliszek i czystą nalewając ją do niego około 3/4 pojemności. Zaraz chwycił colę dając tam jedynie kropelkę. Kolor był ledwo brązowy.
– Yoshida musisz nauczyć się, że ja szczochów nie podaję. – powiedział Jackson podsuwając mu szota pod nos. Szatyn jedynie przewrócił oczami i wypił zawartość kieliszka jednym haustem. Skrzywił się wstając ze stołka. Sięgną po koszulkę leżącą na kanapie zakładając ją jedną ręką.
– Jedziemy?
– Jasne – odpowiedziałem idąc z nim na przedpokój.
Hoshi Kenta Yoshida mieszka z nami jakoś od lipca 2020 roku kiedy to Jake się wyprowadził. Jest Koreańczykiem ale angielski zna lepiej niż japoński. Szczerze go lubię. Szybko nawiązuje kontakt z ludźmi. Co jest najgorsze bo gdzie nie pójdziemy każdy człowiek go zatrzymuje by chociażby powiedzieć słowo. A kontaktów w telefonie ma dokładnie 379. I jest złodziejem.
CZYTASZ
Fight to Five
Romance„Był wszystkim. Światłem i ciemnością. Życiem i śmiercią. Smutkiem i radością. Jasnym i ciemnym. Prostym i skomplikowanym. „ To dawno przestało wyglądać tak jak powinno. Upominające się o siebie długi zmarłych rodziców, terminy kolejnych nielegalny...