– Siema Eddy. – zaczął wesoło Ares.
– Błagam nie. Co znowu? – włączyłam głośno mówiący i odłożyłam z hukiem telefon na blat. Wplątałam zimne palce we włosy.
– Milutko. Chciałem żebyś mi pomogła pogodzić chłopaków. Muszą się przed sobą wyspowiadać.
Westchnęłam ciężko.
– Nie jestem co do tego pewna. Wolałabym żeby moja głowa pozostała na miejscu. – z telefonu słychać było, że Jackson wyraźnie się oburzył.
– Eden oni pokłóceni są od czterech lat. Proszę pomóż mi. – a teraz szczerze zrobiło mi się przykro bo prosi mnie o takie rzeczy.
– Uch. Okej... dobra już do ciebie jadę.
Zaraz wysiadałam pod kamienicą chłopaków. Nie miałam szczerze siły na takie rewelacje. Ale Ares by sobie nie poradził gdyby Andreas postanowił złamać kark Jake'owi.
Weszłam do klatki i nacisnęłam przycisk przywołujący windę. Po chwili do niej wchodziłam. Oparłam się o poręcz skupiając uwagę na lustrze. Światło w zapyziałej windzie lekko mrugało. A jak tu też coś zdechło? Wybiegłam z widny kiedy ta tylko się zatrzymała. Podeszłam szybkim krokiem do drzwi i zapukałam kilka razy.
– Nie można było dłużej. – zapytał otwierając mi drzwi.
– Nie – weszłam do mieszkania. – Jest ktoś w domu?
– Tylko Hoshi u siebie w pokoju. I Atena niedługo powinna przyjść. Moja matka znowu gdzieś wyjeżdża – usiadłam w fotelu koło kanapy.
– Okej. I niby jak ty to zamierzasz zrobić, he?
– Dobre pytanie... – runą na kanapę. – Bo nie wiem.
– Ares...
Chryste. Przysięgam, że kiedyś nie wytrzymam tego.
– Po prostu zdaje sobie sprawę z tego, że wymyślisz coś lepszego. – odparł wzruszając ramionami. Ewidentnie mnie wykorzystuje.
– To napewno. – potarłam oczy. Zaczynają mnie już lekko piec. – Boże jak ja wam daje się wydymać. Dobra... dzwoń do Jake'a. O której wraca Andreas?
– O drugiej. Za pół godziny. – odparł wyciągając komórkę.
– Jake ma być tu za dwadzieścia minut. Ani minuty więcej lub mniej. Tak żeby był tu przed Andreasem.
– Mhm, tak jest. Wiedziałem, że coś wymyślisz. – patrząc mi w oczy postukał się po piersi i zaraz tą samą rękę skierował na mnie celując we mnie palcem. Na koniec puścił mi oczko i wybrał połączenie do Coltona.
Jake miał przyjechać za dwadzieścia minut. W tym czasie Ares poczęstował mnie zupą ogórkową. I była prze zajebista. Potwierdził jeszcze, że Andreas będzie o drugiej.
– Mam nadzieje, że nie ma Andreasa. Nie chce ponownie dostać po mordzie... o cześć Eden. – wszedł do mieszkania Jake z Leilą i Ateną. Akurat teraz?
– Cześć. – wstałam z krzesła barowego. – Siema Ate. – przybiłam z dziewczyną piątkę i podeszłam do Leili. Objęła mnie ramieniem krótko trzymając przy sobie. Odwróciłam wzrok odchodząc trochę od reszty. Dobrze, że wzięłam papierosy.
– No ogólnie mamy do pogadania. Chcesz coś do picia? – zapytał go Ares. Oby się zgodził bo przyda mu się.
– A polej. Leila jakby co to poprowadzisz? – przysiadł przy wyspie kuchennej.
– Tak, jasne. – ona za to usiadła na kanapie.
Ares zajął się robieniem napoju. Oby zrobił go mocnego...
CZYTASZ
Fight to Five
Romance„Był wszystkim. Światłem i ciemnością. Życiem i śmiercią. Smutkiem i radością. Jasnym i ciemnym. Prostym i skomplikowanym. „ To dawno przestało wyglądać tak jak powinno. Upominające się o siebie długi zmarłych rodziców, terminy kolejnych nielegalny...