XIII

52 2 0
                                    

Gdyby ktoś się mnie zapytał czy mam szczęśliwe życie, odpowiedziałabym prosto z mostu, że nie. Bo ono takie nie jest. Ale są w nim ludzie którzy pomagają mi zapomnieć. Chodź na chwilę. I pewnie nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Znaczą dla mnie wiele. I to przez nich jestem szczęśliwa. Jestem pomimo tego, że na to nie zasługuję. To dziwne, że ktoś dał mi życie które mnie rani i zarazem osoby które mnie w nim ratują. W sumie nawet nie wiem czy do ratowania coś jeszcze zostanie.

Louis przekazał mi wszystkie wiadomości. Jestem w drodze do portu gdzie czeka jacht. Nie wiem jakim cudem Andreas się na to zgodził. Przez ostatnie tygodnie dostał jobla na moim punkcie. Cieszę się za to, że mój ojciec nadal miał tą propozycję. Mogę się wyrwać i zapomnieć o nieprzyjemnościach które mnie dotknęły.

Maddy ostatnio dowiedziała się, że „sprzedałam" nasz dom. A mieszkam w mieszkaniu. Przyjęła to normalnie. Lekarze mówią, że się jej trochę polepszyło. Ale jak teraz jest lepiej to zaraz będzie gorzej. I tak w kółko. Myślę by nie skorzystać z tego, że wie, że mieszkam w mieszkaniu i po prostu tam jej nie zabrać. Choć by na dzień. Jeszcze gdzieś bym z nią pojechała. Z dwa razy ją gdzieś zabierałam. A tak to non stop siedzi w ośrodku. Ma kilka koleżanek w swoim wieku które też tam się znajdują. Ale na ogół nie ma tam za dużo dzieci.

Pisaliśmy na grupie. Zaproponowałam, że w sumie jak Allison nic nie robi może przyjechać. Podjeżdżam pod port. Gdzieś w pustym miejscu zaparkowałam auto wysiadając z niego.

W wiadomościach w ciągle trąbili, że będzie gorąco. I kurwa jest bo kilkanaście metrów dalej stoi Andreas bez koszulki i w przeciwsłonecznych okularach. Czarne spodenki zjechały mu trochę z bioder. Włosy ma jak zwykle roztrzepane, rozmawia z Aresem.

Zacisnęłam usta i ruszyłam w ich stronę. Jako pierwsza zauważyła mnie Leila. Miała na sobie już fiołkowe bikini a w biodrach przepasała czarną prześwitującą chustę. Allison która stała obok miała biały podkoszulek i jasne żółte spodenki z wysokim stanem. Jake z Aresem mieli zwykłe t shirty i kompielówki. Nie było tylko Jayce'a. Pewnie się spóźni jak zawsze. Na ich widok lekko się uśmiechnęłam. Gdzieś z boku zauważyłam Louisa. Przywitałam się szybko i zaprowadziłam ich do niego który zaraz zaprowadził nas na jacht.

Najbardziej luksusowy z wszystkich jakie tu były. Widoczne są dwa piętra ale pewnie jest jeszcze jedno pod spodem. Z drugiego piętra można wyjść na balkon ale nie jest on większy od kadłuba. Są w podobnym kształcie. Ogólnie cały jacht mówi jedno. Pieniądze.

Zaraz wchodziliśmy na pokład. I jest naprawdę gorąco bo pomimo tego, że górną częścią mojego stroju jest tylko czarny stanik od bikini gotuję się w spodenkach do kolan które zwisają mi z bioder. Siniaki na moim brzuchu miały żółkawy odcień. I przysięgam, że poczułam stróżkę potu śmigającą mi po plecach.

Louis przekazał nam kto jest z załogi. Tylko trzy osoby, kapitan, sprzątaczka i kucharka. Więc krótko mówiąc możemy mieć wyjebane i niczym się nie przejmować bo i tak każdy zrobi wszystko za nas.

Szybko nas oprowadził i pokazał wszystkim pokoje. Ares odszedł od nas od razu kiedy zobaczył swój twierdząc, że ten przepych tu panujący go wymęczył. Po zobaczeniu reszty statku wróciliśmy na kadłub. A pierwszym co ujrzeliśmy było ciało Aresa leżącego na leżaczku w cieniu który rzucał balkon z góry. Zaraz obok spoczywał Jayce z piwem w ręku.

Jacht ruszył na dalekie wody Kalifornii.

***

Wpatruję się w morze i niebo na którym słońce zachodzi co raz niżej. Jesteśmy tu kilka godzin a towarzystwo jest już lekko wstawione. Mimo wszystko na twarzy widnieje mi lekki uśmiech. Rozmowa się toczy ale mnie to nie obchodzi. Siedzimy na kanapach na początku jachtu tam gdzie jest kadłub. Plecami opieram się o pierś Amdreasa a on obejmuje mnie ręką. Powoli sączymy nasze napoje. Ja mam sok a inni piwo. Andreas nie przestaje być opiekuńczym dupkiem. Co poradzę?

Fight to FiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz