Tydzień. Miną tydzień od pogrzebu. Przez ten czas próbowałam wrócić do normalności. Zgłosiłam się jako pracownik do kilku barów i kawiarni. Musiałam gdzieś pracować. Cokolwiek ze sobą uczynić. Zobaczę co z tego wyjdzie. Dzisiaj miałam w planach odnowić kolor włosów. Właśnie tym się zajęłam przez następną godzinę.
Założywszy sobie turban na głowę i nawaleniu na talerz spaghetti usiadłam na kanapie włączając kolejny sezon Breaking Bad na netflix'ie. Zdążyłam zjeść i zdjąć ręcznik z głowy a zadzwonił mój telefon. Nawet nie obejrzałam dwóch odcinków.
– Proszę nie przerywaj mi bo oglądam serial.
– Eden przyjedź tu – głos Andreasa rozbrzmiał w słuchawce. W tle słyszałam krzyki. Zamarłam.
– Chryste, co się stało? Do grobu mnie wpędzicie, przysięgam na Boga.
– Masz tu jedno wielkie gówno. Przyjeżdżaj. Do zobaczenia. – rozłączył się a ja dalej siedziałam w miejscu z telefonem w tej samej pozycji co wcześniej. No kurwa, mój serial. Wyłączyłam telewizor i wstając z kanapy podbiegłam do kluczy od auta przy okazji biorąc te od mieszkania.
Dość szybko znalazłam się pod ich blokiem. Zamknęłam auto i pobiegłam do klatki. Trochę czekałam na windę. Znów pusta. Jadąc do góry myślę o tym czy nie pękła by lina a ja nie roztrzaskała bym się na dole. Wychodzę z windy i mogę usłyszeć kłótnię Aresa i... Jacquliene? Mi się coś pierdoli? Wbiegam do mieszkania a tam zastaję obserwującego wszystko Andreasa zza wyspy kuchennej. I kłócącą się parę.
– Hej, stop! Co się znowu stało, do cholery? – sama aż się wkurwiłam.
– Jacquliene Hughes jest dwubiegunową dziwką nie radzącą sobie z emocjami która daje dupy na lewo i prawo... – zaczął Ares.
– Bo najwyraźniej ty mi nie wystarczasz... – dziewczyna założyła sobie ręce na piersi wbijając wzrok w chłopaka. Łzy leciały po jej polikach.
– Nie przypominam sobie byśmy byli w otwartym związku.
– Nie jesteśmy w nim w ogóle. – zawarczała. Mały kundel który głośno szczeka.
– Kiedy ty robiłaś mi nadzieję pieprzyłaś się na boku z innym. No i jeszcze bezpodstawnie wszystkich oskarżasz bo jesteś w całkowitej rozsypce. Ooo pochwal się może Eden, że się do swojego fagasa przeprowadzasz. Do kurwa Kanady!
– Co? Jak do Kanady? – każdy siedział cicho. – Jacquliene mów!
– No tak, bo ty zawsze musisz wszystko wiedzieć. – zaśmiała się. – A nigdy nic nie mówisz. Zawsze to ty jesteś najważniejsza. Wszędzie gdzie nie pójdziemy jest Eden Cole na pierwszym miejscu. Wiesz? I kiedy miałaś ten wyścig z Aresem ja świetnie bawiłam się na koncercie. Tak poznałam Eliota i jego przyjaciół. Są o wiele lepsi od ciebie. Od was wszystkich.
– O chuj ci chodzi? Nie wiesz nic o mnie. To jest problemem? Czy to, że jesteś zazdrosna.
– Ty nim kurwa jesteś! Bo tam gdzie jest Eden tam jest problem. To wszystko przez ciebie! To przez ciebie ona nie żyje! To ty jesteś kupą gówna i masz szemrane znajomości. Dlatego ją zabili. Co z tobą jest nie tak?
Bolało. Bolało bardzo... bo mówiła brzydką prawdę.
– Ze mną? Ze mną jest coś nie tak? To ty wbiłaś nóż w plecy Aresowi. Jest cudownym człowiekiem a ty zachowujesz się jak egoistka. I dlaczego winą obarczasz akurat mnie. Nie ja strzeliłam jej w głowę. Ona była dla mnie tak samo ważna jak i dla ciebie! Nie mieszaj w to nikogo, to przecież nasza bitwa. A skoro nic ci nie mówię to może ci nie ufam? Nie pomyślałaś może o tym?
CZYTASZ
Fight to Five
Romance„Był wszystkim. Światłem i ciemnością. Życiem i śmiercią. Smutkiem i radością. Jasnym i ciemnym. Prostym i skomplikowanym. „ To dawno przestało wyglądać tak jak powinno. Upominające się o siebie długi zmarłych rodziców, terminy kolejnych nielegalny...