XVI

53 3 2
                                    

Los Angeles, Kalifornia, 17 października 2021, 23:51

– Dobry wieczór. Przepraszam, że dzwonię... co pani robi jeszcze o tej porze? – zapytała Lauren kiedy odebrałam połączenie.

– Jeszcze siedzę nad kilkoma papierami... po co dzwonisz? Jakiś problem? – znowu? Przetarłam zmęczone oczy.

– E, tak... Jacob nie dostał informacji na konferencje za trzy dni. – zmarszczyłam brwi.

– Kto jest za to odpowiedzialny? – położyłam telefon na blacie wyspy kuchennej włączając głośnomówiący.

– Isaac.

– Więc dlaczego to do Isaaca nie składasz zażalenia?

– Ponieważ on jest na urlopie. – przewróciłam oczami.

– Wziął wolne... nie obchodzi mnie to. Choćby był na drugim końcu świata albo odwiedzał chorą babcię na święta ma to wysłać. To jego cholerny obowiązek którego nie spełnił. Niech to wyśle albo wypierdala. Trzeba się w końcu zdecydować. – rozłączyłam się.

Jebani stażyści. Oni tą pracę tak cholernie lekceważą.

Czasem rozważam czy nudna robota w barze nie była lepsza. Zaśmiałam się sama z siebie. Vincent wręcz siłą zmusił mnie do pójścia na studia. Finanse, prawo, rachunkowości. Bo przecież ktoś musi zajmować się jego imperium a obcym nie ufa. Wcisną mnie siłą w gówniany kierunek. Ledwo je zaczęłam i skończyłam tu gdzie jestem. Odkupił kancelarię matki i ustawił mnie do zarządzania spółką Cole'ów. Działam za ich szefową. Wcisną mnie jeszcze do firmy która zajmuje się wykupywaniem ziem, sklepów, firm i innych tego typu działalności do sprzedawania ich trzy razy drożej. Bo jak to on sobie mówi, ziemia to najcenniejsza waluta. Teraz zarabia dziesięciokrotnie w porównaniu do tego co miał sprzed dwóch lat. Dwa lata.

Ojciec zapewnia mnie non stop bzdetami, że od razu kiedy dostanę papierek o ukończeniu studiów, pełnoprawnie dostanę pod swoją rękę firmy. A ja tego nie chciałam. Nie chciałam takiego życia.

Rozciągnęłam barki siedząc na niewygodnym krześle barowym. Kości lekko strzyknęły przynosząc małą ulgę. Złożyłam papiery w jedną kupkę i wyciszyłam telefon. Zsunęłam się z siedzenia. Jestem tak zmęczona, że zaraz usnę na stojąco. Podeszłam do łazienki opierając ręce na zlewie. Ciemne kręgi pod oczami i blada cera. Nic się nie zmieniło. Chwyciłam za szczotkę do zębów i pastę. Kiedy jedną ręką myłam zęby drugą chwyciłam za szczotkę do włosów. Rozpuściłam luźnego koka. Ciemne włosy rozlały się po moich ramionach. Teraz ledwie sięgały za piersi po tym jak ścięłam je do szyi. Co było totalną głupotą.

Związałam je szybko w kitka wypluwając pastę. Przemyłam twarz wodą i nałożyłam jakiś krem na noc. Zaraz wyszłam z łazienki kierując się do kuchni. Nalałam wody do szklanki a kiedy miałam wziąć łyka dzwonek do drzwi zadzwonił. Zmarszczyłam brwi. Z nikim się nie umawiałam. Chyba, że to wkurwiający sąsiedzi.

Podeszłam do nich otwierając zamek. Nie byli to sąsiedzi. Po drugiej stronie stała zapłakana Leila.

– Wszystko się psuje Ed – wydukała rzucając mi się w ramiona. Stałam jak słup z szeroko otwartymi oczami. Ja mam zwidy jakieś czy co?

– Hej już... spokojnie. – objęłam ją ręką. Trzęsła się w moich ramionach. Miała mokrą od deszczu bluzę. Zaprowadziłam ją powoli do sypialni. Jej zielone oczy zalane były łzami. I zmieniła kolor włosów bo teraz podchodziły pod ciemny blond. Usiadła na łóżku.

– Zdejmij tą bluzę. – podeszłam do szafy wyciągając pierwszą która podeszła mi pod ręce. Rzuciłam ją w jej stronę. Mimo, że nie miałyśmy kontaktu łączyło nas kilka fajnych wspomnień a ja miałam ludzkie odruchy. Nie mogłam jej nie pomóc.

Fight to FiveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz