24- Nieznane

95 5 2
                                    

James zaczął powoli urządzać swoją własną Narnię oraz pokój. Wszystko było nowsze i takie czyste. Zaraz miały być urodziny Willa. Chłopak strasznie się nimi ekscytował i pragnął do ich czasu przejść chociaż metr samemu. Mięśnie nóg Willa były coraz większe i twardsze, ale jeszcze zbyt słabe, aby utrzymać go w pionie dłużej niż kilkanaście sekund. Do tego Will powoli uczył się żyć z cukrzycą. Oczywiście jego lęk do igieł tego nie ułatwiał- każda zmiana wkłucia łączyła się z kilkuminutową walką, ale dawali radę. Chłopak nauczył się także ile powinien podawać sobie insuliny czy co zjeść. Bracia byli z tego powodu strasznie dumni.

U Jamesa jednak nic się nie poprawiało. Był zestresowany, rozdrażniony. Tamtego dnia Fred i Ethan pojechali do szpitala, aby donieść jakieś papiery, Eliot wrócił na studenckie wykłady, Jasper u kolegi, a Percy w pracy. Ojciec szwędał się po domu, czasem wyjeżdżając na miasto, aby coś załatwić. Will z Jamesem siedzieli w domu i uczyli się, naprzemian oglądając jakiś film. Postanowili nadrobić wszystko przed powrotem do szkoły, aby być do przodu z materiałem.
- Jestem głodny...- wtrącił nagle Will- Powiesz cioci, aby zrobiła nam jakąś przekąskę? Może owsiankę cynamonową?- zapytał.
- Oki.- powiedział James, wychodząc z pokoju, aby iść do kuchni.

Nie miał za bardzo ochoty, ale podejrzewał, że to przez tą okropną dziewuchę. Po drugie przecież kiedy myśli się o matematyce to ona boi się wchodzić nawet przez uszy.
-Ciociu, możesz zrobić nam owsiankę?- zapytał kobietę, która akurat coś sprzątała.
-Jasne, paniczu. Jakąś konkretną?
- Może być ciociu z jabłkiem i cynamonem?- zapytał.
- Oczywiście! Panicze przyjdą czy przynieść na górę?
- Mogłaby ciocia przynieść?- James zawsze starał się być miły i uprzejmy tak bardzo jak tylko się dało.
- Jasne. To panicz leci, a ja zrobię.- powiedziała kobieta, wyganiając go na górę gestem ręki.

James z Willem robili dzielnie zadania na górze. Will kończył matematykę, której nie umiał zrobić za niego Eliot, a James nadrabiał chemię po angielsku, którą wieczorem tłumaczył mu ojciec.
- Co to były węglowodory nasycone?- zapytał James.
- Alkany.- mruknął Will, używając kalkulatora do ro,wiązania jakiegoś zadania- Cholibka... Ta klasa przedmaturalna to jakiś koszmar.- jęknął.
- Czemu Jasper chodzi teraz do maturalnej skoro jest od Ciebie dwa lata starszy? Nie powinien chodzić na pierwszy rok studiów?- zapytał James. Zawsze go to ciekawiło, ale nie było okazji zapytać.
- Wszyscy poszliśmy rok wczeiej do szkoły oprócz niego. Bo zanim poszedłeś to się szło do jakiejś tam poradni i sprawdzali czy jesteś dość dojrzały na szkołę. Jasper nie był.
- A Ty? Ty masz przecież...
- Tak, mam autyzm. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem dość dojrzały, nie? Byłem gotowy to poszedłem.

Jamesowi zrobiło się głupio, że dodał to o autyzmie Willa. Bardzo głupio.

- Jak idzie chemia? Masz już wszystko?- zapytał
- Prawie...- mruknął, opierając głowę na pięściach.

Nagle do pokoju weszła ciocia Swieta. Dała chłopakom owsiankę. Will chciał już zabrać się za jedzenie, kiedy James przypomniał mu o insulinie.
- A cukier?- zapytał.
- Oh! Dzięki za przypomnienie. Mmm...Trochę duży, a więc podam...Tyle.- mruczał sam do siebie, ustawiając coś na urządzonku.

Will odkąd zachorował nosił na nadgarstku bransoletkę informującą o chorobie. Tak, aby gdyby coś mu się stało ratownicy wiedzieli co robić. Nawet w domu zawsze obok niego był czerwony plecaczek z rzeczami jak to Will nazywał ,,Cukiereczkowymi". Były tam różne zapasowe baterie do pompy, zapasowe wkłucia, a także specjalny zastrzyk, który w razie potrzeby mógłby mu uratować życie.

Nagle do pokoju weszła ciocia Swieta.

- Chłopcy muszę iść na moment do sadu, dobrze? Muszę zebraćmarchew.- powiedziała.
- Dobrze. Poradzimy sobie.- zapewnił ją Will, zaczynając pałaszować swoją porcję.

SIÓDMY SYN- Odkryć SiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz