James bardzo szybko przyzwyczaił się do nowej szkoły. Pożegnał się z niewygodnymi mundurkami, zastępując je wygodnymi dresami i pidżamami. Chodził po szkole w pluszowych kapciach, oczywiście w feniksy bo w co by innego. Ostatnimi czasy nie wiedział czemu dopadała go okropna dysforia. Chodził w jak największych bluzach, starał się nawet nie odzywać, aby nie pokazywać swojego tak okropnego głosu. Harry miał niebawem ponownie wyjechać w sprawach służbowych, ale nie zabierał tym razem ze sobą synów, chcąc, aby lepiej zaklimatyzowali się z nową klasą. Była sobota. James zapomniał już jak to jest chodzić do szkoły i robić zadania w tamtym miejscu. Trochę tęsknił za czasem, kiedy mógł wykonywać zadania sam w swoim czasie bez potrzeby siedzenia w szkole. Z drugiej strony to tak bardzo chciał wrócić do miejsca ze znajomymi i przyjaciółmi. Nie było w niej już Poli i Nandi, wszyscy byli nowi, ale chyba znajdzie sobie nowych znajomych, prawda?
- Ej! Co Ty tak śpisz?- Harry zapukał do jego pokoju, a on jedynie przekręcił się na drugi bok.
- James? Wszystko u Ciebie dobrze? Mamy jedenastą. Jakby...Ja rozumiem, że nastolatki mają inny zegarek, którego my, starzy nie zrozumiemy za Chiny, ale wiesz...- Harry był bardzo ostrożny jeśli chodzi o zdrowie psychiczne swoich synów. Od czasu... Wiadomo czego, o czym James chciałby zapomnieć Harry bardzo uważnie ich obserwował pod tym kątem, starając się wyłapać pierwsze, niepokojące go objawy, że dzieje się coś złego.
- Tak, tak...- mruknął jednak ze średnim przekonaniem w głosie.Harry usiadł na skrawku łóżka, przyglądając się Jamesowi z uwagą. Chłopak mimowolnie zaczął się stresować.
- Na pewno wszystko okej? Może jak powiesz staremu co Ci leży na wątrobie to znajdę jakąś radę.- proponował.
- Nie znajdziesz.- odpowiedział, odkręcając się do ojca plecami. Nie miał ochoty na rozmowy z nikim.
- Skąd ta pewność? Skoro jestem jeszcze w Polsce to może dasz mi szansę na spędzenie dnia ojca z synem? Wiesz, jak ma się siedmiu synów ciężko jest wygospodarować czasu dla każdego. Wiesz, jest siedmiu jak siedem dni w tygodniu. Mam mało czasu, a dziś akurat jestem wolny. To jak? Śniadanie zjesz w kawiarni? A może zabierzemy też i Willa? Chyba, że chcesz spędzić dzień w łóżku, smutny i zrozpaczony.James chwilę przemyślał propozycję.
- Na pewno? Chcesz zmarnować sobotę ze mną?- zapytał.
- Nie zmarnuję, a dobrze wykorzystam.- odpowiedział mu mężczyzna- To czekam na dole! Zawołam też Willa. Ale się ucieszy! Zapewne pojedziemy do kociej kawiarni, a śniadanie zjesz na słodko.James niechętnie wygrzebał się spod pościeli. Ubrał się najpierw w białą koszulkę i zieloną koszulę.
Nie. Widać cycki.
Szybko więc zmienił outfit. Założył białą koszulkę polo, a na nią granatową bluzę i czarne dżinsy.
Nie...Widać cycki.
Był już tak wściekły, że nie dawał rady. O nie! W co on się ubierze?
Kolejna zmiana stroju. Zakleił piersi specjalnymi taśmami, założył na nie nawet binder, ale co on ma zrobić? Dalej wydawało mu się, że wszystko widać. Normalnie był już tak wściekły, że zaczął wywalać wszystkie ciuchy z szafy. Zostało na tym, że ubrał szary komplet dresów...Ale nie! Szary to nie jego kolor. Wybrał ten granatowy i wreszcie wyszedł z pokoju. Z szacunku do pracy cioci swiety, jaką wkładała nawet w prasowanie ich ubrań pozbierał je szybko i zszedł na dół.
- No! Wreszcie. Myślałem, że się zgubiłeś we własnym pokoju.- uśmiechnął się lekko.- William! Zostaw tego biedneg psa.- Harry zawołał w stronę starszego syna, który przytulał Zenka, który nie protestował, ale oczy wychodziły mu do wierzchu.
- Cześć, Zenek. Do zobaczenia!- pomachał pieskowi, idąc do garażu.
CZYTASZ
SIÓDMY SYN- Odkryć Siebie
Dla nastolatkówJames zaczyna proces tranzycji. Wszystko wydaje się iść po jego myśli, ale wiadomo, że w życiu czekają na nas przykre niespodzianki. Jedzenie ponownie staje się straszne, a także rodzinę Verumes dopadają ogromne problemy...Jak James sobie z tym wszy...