38- Święta

101 8 8
                                    

     Ethan postanowił zabrać ze sobą Lucka. W końcu kupił mu pierścionek i planował się zaręczyć. Może akurat gwiazdka będzie dobrym momentem? Dać mu pierścionek na Mikołaja. Strasznie się tym stresował i było to widać, do tego chciał oświadczyć się pod katedrą Noter Dame, ale...Chyba nie wszystko pójdzie zgodnie z jego planem. Spotkali się na lotnisku. Złapali ostatni, nocny lot, aby z rana być w Nowym Jorku. Luciusz był bardzo zadowolony z takowego zaproszenia. Przybył więc na lotnisko jako pierwszy i czekał na Verumesów, którzy jak zawsze się spóźnili ( w akompaniamencie niezadowolonych pomruków Percyego, że nie są na czas). Percy wcale nie wyglądał na zadowolonego kolejnym urlopem. Fred i Ethan wręcz przeciwnie. Śmiali się, że James niebawem skończy dwa latka w ich domu, a narazie kożystają z urlopu ,,tatusiowego" na wychowanie bobasa. James czasem tak się czuł, ale coraz żadziej go kontrolowali do tego stopnia, aby poczuł się niekomfortowo. Po prostu przyzwyczaił się, że każdy ma opaskę z lokalizacją, mierzeniem tętna i monitorem snu, do której dostęp ma każdy.

- No! Wreszcie w domku!- zawołał Harry, przekręcając ostatni z chyba trzech zamków w drzwiach. Chłopcy nawet i w tym dość małym jak na posiadłości Verumesów domu odnajdowali się dobrze. Jak już wcześniej było to wspomniane nie zachłystnęli się wodą sodową, ani pieniędzmi ojca do tego stopnia, aby nie odnaleźć się w wielu innych środowiskach. Gorzej chyba nawet im szła rozmowa z bogaczami o czym świadczyły raczej nie przyjacielskie stosunki, jakie utrzymywali z na przykład takim Brunonem czy Colinem, którzy pieniądzem śmierdzieli wręcz na kilometr.
- Ale chata!- od razu skomentował bardzo przytulny dom, Luciusz- Wielka, ale taka milutka. Zupełnie, jakbym pojechał do rodziców. Brakuje więc jeszcze jedynie jakiejś wybitnej potrawy na stole i będzie jak u mamusi.- zaśmiał się.

Ethan wyglądał na strasznie zestresowanego. W końcu miał oświadczyć się miłości swojego życia, a to był nie lada wyczyn. Wszyscy mu w tym kibicowali, ale wiedzieli też, że Lucek jest bardzo wymagający...

- Chłopaki! Musimy zrobić sobie wigilię!- nagle powiedział ojciec, przeglądając szafki. Nie było w nich absolutnie nic ciekawego. Ryże, makarony, mrożone ważywa, kawy, herbaty...- A nie mamy nic do jedzenia. Kto jedzie ze mną na zakupy?- zapytał.
- Ja na pewno nie. Jestem zmęczony po podróży. Po drugie muszę zmienić chyba sensor, bo ten mi szaleje.- odpowiedział od razu Will. To niesamowite, że nauczył się żyć z chorobą, która na samym początku brzmiała dla niego jak wyrok.
- No dobra...A może Ty James?- zapytał- Elio? Jaspi?
- No...No dobra.- namyślił się Eli, wyjmując sobie z szafek ukitrane paczki chipsów.
- Gdzie przed obiadem?- od razu zabrał mu ją Percy.
- Percy! Nie jestem dzieckiem! Brzuch mnie nie rozboli. Abyś wiedział ile razy jadłem zupki chińskie zamiast obiadu to byś nie wiem...- oburzył się lekko, mówiąc przez pełne usta, oblizując palce od okruszków przypraw.
- Ja się wezmę za Twoją dietę...- mruknął, chowając paczkę chipsów z powrotem do szafki.

- No to musimy jechać po coś sensownego, bo zaraz zjem i blaty kuchni, taki jestem głodny.- z kanapy podniósł się Jasper.

James poszedł zaś do swojego pokoiku. Zdziwiło go to, że był już świątecznie wystrojony. Na oknach wisiały naklejki reniferów, wisiały girlandy, a na biurku stała nawet maleńka choineczka. Ojciec chyba się domyślił, że spędzą święta tam i już jakiś czas temu, kiedy tam pomieszkiwał przystroił pokoje chłopców. Chciał zapytać się Willa, czy w jego pokoju jest podobnie, ale po chwili się rozmyślił. Nie będzie mu przeszkadzał...

Usiadł na mięciutkim materacu, ale przypadkiem udeżył się głową o drewniany skos. Odzwyczaił się od normalnych domów. Tutaj miał dzielić łazienkę z Willem i duo co będzie musiało być trudnym zadaniem...

Nie wiedział czemu, ale zaczęło robić mu się smutno. Od jakiegoś czasu miał koszmary związane z wydarzeniami z przed roku. Przeżywał te wydarzenia. Cały czas o tym myślał. Nie mógł się od nich uwolnić. Co by było, gdyby nie miał szansy poznania Hasza i Belli? Nie miałby szans na poznanie rodziny, Nowego Jorku, San Diego, kolegów braci. Właśnie...Jak zareagowali by oni? Jak wyglądałyby ich święta? Nie mógł odpędzić od siebie tych myśli. Były natrętne i okrutne. Czemu nie mogły sobie tak po prostu iść? Nawet wtedy, kiedy grał przychodziły i nie dawały mu spokoju. Nawet fabuła ulubionych książek, zwiadowców, Harrego Pottera, filmów nie dawała razy wciągnąć go tak, aby nie miał z tyłu głowy tego natręctwa. Męczyło go ono okropnie, ale było ono tak podstępne, że nawet kiedy spał to huczało w jego głowie, a on nie raz budził się z krzykiem. Percy chciał zacząć ponownie dawać mu leki na sen ( oczywiście po wcześniejszej konsultacji z psychiatrą), ale James nie chciał. Nie chciał ponownie zaczynać brać jakichkolwiek leków. Próbował to wszystko ukrywać, ale było coraz trudniej.

SIÓDMY SYN- Odkryć SiebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz