Rozdział I

91 12 32
                                    

Palvis oddawał się codziennej rutynie i nie podejrzewał, że za chwilę nadejdzie początek tego, do czego przygotowywał większość swojego życia. Właśnie skończył przecierać ostatnią gablotę. Nachylił się nad szklaną pokrywą i przekręcił głowę, aby lepiej ocenić efekt. Wrodzona dbałość o szczegóły nie pozwalała mu na pozostawianie niedoskonałości, dlatego upewnił się, że nie przeoczył przypadkowej smugi. Efekt był zadowalający. Wyprostował, na ile mógł, zbolałe plecy i westchnął, łapiąc przelotne uczucie ulgi. Odruchowo otrzepał kamizelkę, bez żadnego powodu i wsparł dłonie o pas. Rozejrzał się po zatopionym w półmroku zakładzie. W powietrzu unosiły się pojedyncze drobiny kurzu, które dostrzec można tylko we wpadających przez okna, ostatnich promieniach słońca. Stanął na środku pomieszczenia i omiótł je wzrokiem. Każda misternie wykonana przez niego maska była na swoim miejscu. Maski drewniane w odpowiedniej dla siebie sekcji. Maski miedziane zaraz obok. Maski skórzane po drugiej stronie pomieszczenia. Wszystko było na swoim miejscu. Bezimienne twarze o pustych oczach, niemające właścicieli. Wszystkie skierowane ku niemu, oddające szacunek swojemu stwórcy w niemym chórze rozchylonych ust. Lubił być sam ze swoim dziełem. Każda maska miała duszę, każda miała swoją historię i każda z nich była niepowtarzalna sama w sobie. Nigdy nie zrobił dwóch jednakowych. W jego mniemaniu byłaby to profanacja rzemiosła. Tak jak ludzie są niepowtarzalni i powinni pozostać niezależni od siebie, tak samo niepowtarzalne jest istnienie masek. Te, same w sobie, dają substytut wolności zawarty jednak w konkretnych ramach. Poczucie bycia incognito. Pozwalają wejść w bardzo konkretną rolę i jednocześnie ją kreują. Każda ma swój wyraz i każda dyktuje do jakich celów jest przeznaczona i jakie wyraża emocje.

Z namysłu wyrwał Palvisa szczęk zamka wejściowych drzwi. Otworzyły się i do środka weszła dziewczyna. Była wyraźnie zakłopotana. Nerwowo rozcierała dłonie, trzymając je na wysokości brzucha. Mogła mieć, co najwyżej, szesnaście, a może siedemnaście wiosen. Pod jej płaszczem Palvis dostrzegł proste, mieszczańskie ubranie. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, rozchylając usta, po czym zawiesiła swoje spojrzenie na Palvisie.

– Witajcie, mistrzu – powiedziała, opuszczając wzrok na buty hettara.

– Witam Panno... - Palvis zawiesił głos i rozłożył powitalnie ręce.

– Ahne – dokończyła, dygnąwszy odruchowo.

– Panno Ahne, witam w mojej pracowni. Czym mogę Panience służyć?

Dziewczyna milczała chwilę szukając odpowiednich słów. Palvis widział, jak zbierała się w sobie. W końcu odwróciła się w kierunku drzwi i zamknęła je powoli, a jej ręka zamarła na klamce. Pomieszczenie znowu utonęło w przyjemnym cieniu.

– Na wiosnę, kiedy kwitną bzy, łatwo się w nich zatracić – wyrecytowała Ahne i spojrzawszy przez ramię, utkwiła wzrok w podłodze.

Palvis już wiedział, po co przyszła. Użyła hasła, a teraz czekała na odzew. Był to dla niego znak, że dziewczyna chce skorzystać z jego niestandardowych usług. Niech będzie – pomyślał. – Zobaczmy, co kryje się za fasadą niewinności.

– Cnoty wypala w czerń, niczym węgła rozpalone – odpowiedział.

Panna Ahne odwróciła się, a jej twarz nabrała rumieńców. Odważyła się też spojrzeć w jego oczy.

– Gdy da owoc na zatracenie – dokończyła.

Palvis westchnął głęboko i uśmiechnął się do Ahne. Zaprosił ją gestem, aby podeszła bliżej. Dziewczyna niepewnie spełniła wolę hettara. Ten spojrzał jej głęboko w oczy, skinął delikatnie głową, jakby chciał jej dodać otuchy i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Położył jej rękę na ramieniu. Zadrżała, a przez jej twarz przemknął nerwowy uśmiech. Po chwili jednak nieco się uspokoiła. Palvis ominął ją, podszedł do jednego z okien i zaciągnął zasłony. Zanim to samo zrobił z drugim, wyjrzał przez nie i upewnił się, czy coś niepokojącego nie dzieje się przypadkiem na zewnątrz. Panowała cisza i spokój więc podszedł do drzwi i zamknął je na klucz, który schował do kieszeni kamizelki.

– Czy ktoś wie, gdzie poszłaś? – zapytał Palvis przechodząc powoli obok swojego gościa.

– Nie, mistrzu – odpowiedziała Ahne – ludzie rzadko zauważają moją obecność lub jej brak.

– Rozumiem – odparł. – Zapraszam, w takim razie, na zaplecze mojej pracowni, panno Ahne. Wysłucham, co ma panienka do powiedzenia, a następnie zobaczymy, jak będę mógł pomóc.

Dziewczyna ruszyła za mistrzem i oboje zniknęli w ciemności otwartych drzwi prowadzących w głąb hettarskiej pracowni.


Pustułka Tom I FasadyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz