W drodze do rezydencji Antona Buzy, Letha układała w głowie wszystko, czego udało jej się dowiedzieć o alchemii. Nie mogła sporządzać notatek, gdyż uważała, że w obecnej sytuacji jest to zbyt niebezpieczne zarówno dla Angeluy, jak i dla niej samej. Pozostawało zaufać pamięci. Była już prawie pewna, że ma do czynienia z użytkownikiem sztuki alchemicznej, który specjalizuje się w neurobiologii, jak określiła to córka Molisa. Ponadto ten konkretny rodzaj alchemii jest zakazany w Tevynevande, a fakt wykorzystywania go na ludziach, to już naprawdę poważne przestępstwo. Miała również pewność, że nie byłaby w stanie stawić czoła sile, której potęgi nie mogła sobie wyobrazić. Bezpośrednia konfrontacja z całą pewnością skończyłaby się dla niej tragicznie. Powinna pozostać w cieniu i zastanowić się nad tym, jak przejąć inicjatywę, przewidzieć i wyprzedzić ruchy przeciwnika, szykując na niego zasadzkę. Z drugiej strony łapała się na tym, że owe wątpliwości i rozmyślania przysłaniają jej to, co w tej chwili było najważniejsze – działanie i zbieranie informacji. Sprawy zaszły za daleko, a czasu było coraz mniej. Po ostatnich wydarzeniach Letha postanowiła, że zrobi wszystko by odnaleźć mordercę Molisa nawet za cenę życia.
Pozostawało jeszcze kilka pytań bez odpowiedzi i parę scenariuszy zbyt mglistych, żeby stawiać którykolwiek za pewnik. Przede wszystkim, czy morderca prowadzi osobistą vendettę, czy wypełnia czyjeś rozkazy? A może jedno i drugie? Letha raczej odrzucała podejrzenie, że ma do czynienia z szaleńcem, bo jego działania bynajmniej nie były chaotyczne. Równie dobrze za tym wszystkim mógł stać jeden człowiek, jak i grupa. Jaki jest jego lub ich cel? No i w końcu, o co chodzi z maską, o której wspomniał Randal, ukazując się jej w tej przedziwnej wizji?
Wiedziała, że musi porozmawiać z lokajem, który wręczył jej karteczkę z zapiskiem o tajemniczej treści. Po wszystkim pójdzie złożyć raport kapitanowi Bolondowi, a potem spróbuje się zdrzemnąć chociaż chwilę, bo ostatnią noc spędziła na rozmowie z Angeluą i zmęczenie dawało jej się we znaki. Mimo że sytuacja nadal była beznadziejna, to Letha miała wrażenie, że powoli elementy układanki zaczynają do siebie pasować. Śledztwo wyraźnie nabrało tempa, jednak cały czas wracała nieuzasadniona obawa, że jakieś losowe zdarzenie może zniweczyć wielki trud. Nie obawiała się, że morderca ponownie będzie chciał wyeliminować pościg. Raz już spróbował i raczej mógł zakładać, że mu się udało. Nawet jeżeli sprawca odkryje, że zasadzka nie powiodła się w pełni, to do tego czasu może czuć się bezpieczna. Do tej pory morderca działał niezwykle skrupulatnie i planowo, więc raczej nie ryzykowałby ujawnienia się za sprawą jakiegoś impulsu. Dlatego Letha podejrzewała, że ponowny zamach nie wchodzi w grę. Z drugiej strony, udowodnił, że jest człowiekiem o nadprzeciętnej inteligencji i mógł zakładać prawdopodobieństwo niepowodzenia sabotażu śledztwa, a co za tym idzie, być gotów na taki obrót spraw. Pozostawał jeszcze fakt, że na swoje ofiary wybierał, jak do tej pory, osoby piastujące wysokie stanowiska i jeżeli wszystko szło po jego myśli, to prawdopodobnie ją zignoruje. Przynajmniej do czasu. Niemiej, Letha wiedziała, że przede wszystkim musi zachować ostrożność.
Ulice Vidutine wydawały się spokojne na tyle, na ile mogły być spokojne ulice jednego z największych miast całego, znanego świata. Mimo powszechnego zgiełku tłumu przechodniów i żebraków wyciągających dłonie po okruchy chleba, Letha nieco inaczej rozumiała teraz spokój. W perspektywie niebezpieczeństwa, jakie nad nią wisiało, czuła się w tym tłumie bezpieczna. W końcu wyszła na rynek górnego miasta i tłok znacznie zelżał. Co rusz mijała bardziej zamożnych mieszczan i liczniejsze patrole straży. Nie salutowali. Wszyscy otrzymali rozkaz, żeby tego nie robić. Wiedziała, że to rozsądne i było jej to bardzo na rękę. Wyuczone odruchy były jednak odruchami, a to znaczyło, że nie łatwo je powstrzymać zarówno jednej, jak i drugiej stronie. Toteż spotykała się wzrokiem ze strażnikami, którzy w ostatniej chwili powstrzymywali salut. Inni starali się nie patrzeć na nią i odwracali głowę, gdy przechodziła obok. Trudno było im się dziwić. Wyszkolono ich na posłusznych i szanujących hierarchię stróżów prawa, a nie na agentów do zadań specjalnych.
CZYTASZ
Pustułka Tom I Fasady
FantasyNa południu królestwa Tevynevande dogasa ostatni płomień buntu przeciw władzy, co będzie miało ogromny wpływ na losy całego, znanego świata. W tym czasie Randal Krankly podążający tropem jednego z członków upadłego bractwa, przybywa do stolicy króle...