Rozdział XIX

38 3 34
                                    

Wzgórze cmentarne otaczały bielone wapnem mury, które niczym klamrą zamykały krainę umarłych, oddzielając ją tym samym od świata doczesnego. Szczyt głównej bramy wejściowej zwieńczał motyw kotwicy, która w tradycji jurackiej symbolizowała odejście na zasłużony odpoczynek.

O tak – pomyślała Letha. – Zasłużyłeś na to, aby odpocząć, staruszku.

Odkąd jej fizyczne rany zdążyły się zagoić, niczego nie pragnęła tak bardzo, jak odwiedzić grób porucznika Molisa. Blizny po oparzeniach skrywane pod rękawicami, już zawsze będą przypominały o tym, że poświęcił się, aby ona mogła żyć. Myśl, że nie może mu podziękować, cisnęła łzy do oczu. Letha starała się pozbierać, żeby móc odnaleźć drania, który był za to odpowiedzialny. Chęć oddania sprawiedliwości była ponad rozkazami. Teraz sprawę traktowała osobiście i postanowiła, że nie odpuści. Jeżeli porucznik poświęcił dla niej życie, to i ona powinna być gotowa na to samo, by dociec prawdy. Od Bolonda dostała fragmenty fajki, która należała do Molisa. Kapitan najwidoczniej rozumiał, że ten charakterystyczny przedmiot może mieć dla Lethy wartość sentymentalną i niechybnie miał rację.

Szła teraz zboczem wzgórza, mijając liczne głazy nagrobne. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła zawieszkę z zarysowanym okręgiem drapieżnym ptaszyskiem, trzymającym pęk strzał w szponach.

Randal też gdzieś przepadł – pomyślała.

Czuła jednak nadzieję, bo przecież przyszedł do niej, gdy leżała w malignie, chociaż mogły być to tylko omamy. Wizja płynąca z głębi zbolałego serca. Biła się z myślami bo przecież rozmowa z Randalem była tak rzeczywista. Wykiełkowało w niej przeświadczenie, że każdy mężczyzna, przy którym czuje się bezpiecznie, odchodzi. Martwiła się, że to ona może być przyczyną takiego obrotu spraw, dlatego poprzysięgła sobie, że odnajdzie Randala i złamie tę klątwę.

Muszę być silna – powtarzała sobie kiedyś po stracie ojca. Powtarza sobie i teraz, po śmierci porucznika Molisa i zaginięciu Randala.

Bycie silną nie jest łatwe, ale nic innego jej nie pozostało.

Zatrzymała się w końcu naprzeciw jednego z głazów.

– Porucznik Jobb Molis – przeczytała na głos wykuty w nim napis.

Stała chwilę w milczeniu, patrząc na kamień, a myśli kotłowały się jej w głowie.

– Tak mi ciebie brakuje – zaczęła drżącym głosem. – Byłeś wspaniałym człowiekiem, poruczniku. Podziwiałam cię i kochałam jak ojca. Tylko tobie mogłam ufać. Tylko przy tobie się nie bałam.

Słowa pojawiały się same, choć umysł kipiał od wątpliwości i obaw.

– Kiedyś powiedziałeś mi, że tylko głupcy płaczą nad poległymi towarzyszami. Wtedy tego nie rozumiałam, ale teraz chyba wiem, co miałeś na myśli. Gdyby nie twoja ofiara, pewnie nigdy nie zdobyłabym się na te słowa. Poległy towarzysz, to człowiek, który świadomie podjął decyzję, że kogoś uratuje, oddając swoje życie. Dlatego opłakiwanie go jest egoistyczne i głupie, więc chciałabym, żebyś wiedział, że nie opłakuję towarzysza, a przyjaciela. Żegnam człowieka, który wnosił światło nadziei i szczęścia w moje zbolałe serce.

Wtedy Letha usłyszała za plecami kobiecy głos.

– To pani?

Otarła łzy rękawem munduru i odwróciła się. Kobieta w długiej, czarnej szacie przyglądała jej się z uchylonymi ustami. Letha oceniła, że nieznajoma może być o kilka lat od niej młodsza. Okrągłe okulary i spięte w kok jasne włosy nadawały powagi jej kształtnej twarzy.

Pustułka Tom I FasadyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz