Rozdział XXVI

23 2 12
                                    

Pustułka wyruszył już na swoją misję i w zakładzie hettarskim panował dziwny spokój. Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Palvis czuł w krzyżu dyskomfort, który niechybnie zwiastował deszcz.

Usiadł na stołku w kącie i rozpalił sobie fajkę. Cmokał spokojnie, wypuszczając obłoczki słodkawego dymu. W środku czuł, jak swoisty niepokój mieszał się z podnieceniem. Niewiele doświadczał takich chwil, w których ciężko było mu zapanować nad emocjami, a to była bez wątpienia jedną z nich. Miarowe cykanie mechanizmu zegarowego wcale tym razem go nie uspokajało, a wręcz przeciwnie. Siedział tak w kącie, potupując obcasem buta specjalnie nie w takt tego cykania. Jakby chciał zrobić na złość upływowi czasu.

Niech by płynął szybciej – niecierpliwił się. – Niech już wszystko będzie wiadomo.

Musiał przyznać sam przed sobą, że nie do końca wiedział, z czym się mierzy. Dopiero teraz dotarły do niego wątpliwości, czy na pewno zrobił dobrze, angażując w to wszystko Randala Kranklyego. Pewnie gdyby miał to zrobić ponownie, to by zaniechał. W ostatecznym rozrachunku, więc wyszło dobrze, że nie wiedział, bo najgorsze to się wahać. Gdy tak siedział i bił się z myślami, nagle zaszczebiotała klamka od drzwi wejściowych do pracowni, ale nikt nie wszedł do środka. Palvis podniósł się i wyczekiwał. Nie zobaczył nikogo, bo drzwi tylko lekko się uchyliły pod wpływem impetu szarpniętej klamki. Po chwili jednak w wąskiej szparze pojawił się kot.

– Mistrzu? Co ty tu robisz?

– Nie jestem już twoim mistrzem, pamiętasz? – odpowiedział zwierzak, ocierając się o uchylone drzwi na tyle intensywnie, aż udało mu się je zamknąć.

Palvis był lekko zdezorientowany.

– Nie ma czasu na pogaduchy – zamruczał kocur. – Ostatni raz przychodzę ci z pomocą i mam nadzieję, że tym razem usłuchasz.

– Wszystko idzie zgodnie z planem – żachnął się Palvis, drapiąc się nerwowo po udzie.

Kocur wskoczył na jedną z gablot i przysiadł na niej, podłożywszy sobie ogon pod przednie łapy.

– Doprawdy?

– W rzeczy samej – odparł Palvis z wymuszoną pewnością w głosie.

– Nic nie idzie po twojej myśli, bądźmy szczerzy. Nie chcesz się do tego przyznać bo myślisz, że pozjadałeś wszystkie rozumy. Pycha cię pożarła, przemieliła i wypluła. Ten kapitan, z którym się tak układałeś, rozgrywa własną partię. Nie jesteś mu już potrzebny. Właśnie zbiera oddział szturmowy, żeby ci tu zrobić rewizję, delikatnie mówiąc.

– A skąd ty możesz o tym wiedzieć? Bolonda mam w garści. Nic nie zrobi – zaznaczył butnie Palvis.

– Jestem kotem – zdziwił się zwierzak. – Koty wiedzą. Nie rozmawiajmy o sprawach, których nie rozumiesz. Co do kapitana, to się mylisz, ale nie będę się z tobą o to sprzeczał. Masz mało czasu i dużo szczęścia, że akurat przyszedł mi taki kaprys, żeby się przejąć twoim losem, ale do rzeczy. Strażniczka, która od jakiegoś czasu podąża twoim tropem, zaraz tu będzie. Coś w niej jest, więc uważaj. Wcale nie jest taka bezbronna. Przede wszystkim twój problem jest taki, że nie doceniasz ludzi, więc przynajmniej na nią uważaj.

– A dlaczego mam ich doceniać? Doceniam tylko tych, którzy na to zasłużyli.

– No więc właśnie ci mówię, że popełniasz błąd. Lokaj, którego wydawało ci się, że trzymasz w szachu, wszystko powiedział strażniczce. Córka policjanta, którego zamordowałeś, pomogła jej zidentyfikować cię jako alchemika. Swoją drogą, zabiłeś najważniejszą osobę w jej życiu więc traktuje sprawę osobiście i szuka zemsty. Nawet jeżeli sama nie jest tego świadoma, to ludzkiej natury nie da się oszukać. Ponadto, pamiętasz tego młodego pustułkę? Tego, który tu do ciebie przyszedł, a ty zrobiłeś z niego bicz boży na wymiar sprawiedliwości?

– Pamiętam. Co z nim? – Palvis zaczął się nieco przejmować i nie udawał już, że wszystko jest pod pełną kontrolą.

– Wykiwał cię, przeżył, a teraz pomaga strażniczce.

Palvisowi trudno było uwierzyć w te słowa, ale wypowiadał je ktoś, komu kiedykolwiek na nim zależało po tym, jak zniszczono jego wioskę. Więc jak miał nie wierzyć? Fakty były takie, że wszystko poszło nie tak, jak powinno i rzeczywiście wygląda na to, że nie docenił tych wszystkich ludzi.

– No i co cię tak zamurowało? Teraz jest już za późno na jakiekolwiek ruchy. Jedyne, co możesz zrobić to uciec – oznajmił kot i zaczął lizać łapę.

Uciekać – pomyślał Palvis. – Całe życie muszę uciekać. Zawsze coś mi zagraża. Cokolwiek nie zrobię, to i tak za mało, żeby zaznać spokoju.

Podszedł do wieszaka, złapał płaszcz i zarzucił go na siebie.

– Co ty robisz? – Zdziwił się kocur.

– Nie będę więcej uciekał – rzucił, zakładając na głowę kapelusz.

Kocur zeskoczył z gabloty, nastroszył się i syknął.

– Nie rozumiesz, że przegrałeś!? Nie możesz się równać z mocą Daru Natury. Nie możesz wygrać z tymi, co po ciebie idą. Nawet jeżeli ich pozabijasz, to tym bardziej sam na siebie ukręcisz bat!

Palvis nie słuchał. Sprawdził zawartość pasa. Były w nim rękawiczki, których potrzebował. Sprawdził, czy w wewnętrznej kieszeni płaszcza jest maska. Była.

– Zawsze przegrasz – syczał kot. – Dopóki będziesz myślał, że jesteś mądrzejszy, sprytniejszy i bardziej przebiegły od innych, to zawsze przegrasz. Musisz zacząć szanować przeciwników, doceniać, a masz ich wielu. Zrozum!

Palvis wyszedł z zakładu, zatrzaskując drzwi i udał się prosto do świątyni. Postanowił, że będzie trzymał rękę na pulsie. Ukryje się i będzie obserwował, a gdy sprawy przybiorą kiepski obrót, wkroczy do akcji i zakończy wszystko raz na zawsze. Tej nocy Vidutine pogrąży się w biesiadzie. Czujność się przytłumi, a zmysły zostaną otępione przez używki i inny cielesne przyjemności. Tej nocy miasto jest bezbronne.


Pustułka Tom I FasadyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz