Rozdział XXVII

28 3 41
                                    

Mimo że zapadała noc, to na ulicach, w każdej tawernie, szynku i burdelu panował zgiełk. Miasto przygotowywało się do największego święta, a to skutecznie maskowało wszelkie podejrzane ruchy i wydarzenia.

– To tutaj – oznajmił szeregowy Finch, wskazując parterowy budynek wciśnięty pomiędzy znacznie bardziej okazałe kamienice.

Letha spojrzała na szyld, na którym widniał napis „Hettar" i serce podeszło jej do gardła. Nie mogła pogodzić się z faktem, że człowiek, który jest odpowiedzialny za te wszystkie, straszne wydarzenia, cały czas był tak blisko. Te wszystkie krzywdy, których była świadkiem i których sama doświadczyła, miały swój początek tutaj. Wszystko zaczęło się od chorej głowy w tym właśnie miejscu.

Zebrała się w sobie i podeszła do frontowych drzwi. W zasadzie nie miała planu. Wiedziała, że za chwilę stanie twarzą w twarz z niesamowicie potężnym kryminalistom. Nie wyobrażała sobie, jak może wyglądać. Nie obchodziło ją, co się stanie. Uznała, że będzie improwizować. Ona wiele o nim wiedziała, a on o niej nic. Element zaskoczenia dawał jej przewagę. Przede wszystkim chciała spojrzeć mu w oczy, żeby zobaczył w tym jej spojrzeniu wszystko, co musiała zdzierżyć, każdy powód, dla którego musiała być silna i dlaczego do niego przyszła.

Złapała za klamkę i nacisnęła, ale było zamknięte. Jej ciało przeszył zimny dreszcz.

Czyżby to przewidział? – pomyślała i dotarło do niej, że element zaskoczenia wzięło w łeb.

Nagle usłyszała obok trzask, a kawałki tłuczonego szkła posypały się z okna, z którego coś wyskoczyło. Cofnęła się odruchowo, a jej partner zareagował tak samo.

– Kot? – jęknął zdziwiony szeregowy.

Rzeczywiście, to był kot. Rudy, duży kot od tak wyskoczył z hettarskiego zakładu, wybijając przy tym szybę. Oboje stali jak w ryci obserwując zwierzę. Cała sytuacja wydała się Lethcie tak groteskowa, że na chwilę zapomniała o całym ryzyku. Kocur potrząsnął każdą łapką z osobna i wyprężył się. A potem wydarzyło się coś, co Letha uznała w pierwszej chwili za omamy.

– Pani sierżant – mruknął kocur. – Miło panią poznać.

Letha i Finch popatrzyli po sobie, jakby chcieli się upewnić, że to drugie widzi i słyszy to samo.

– To on mówi? – wycedził szeregowy i szczęka mu opadła.

– Ludzie, ludzie – westchnął zwierzak – dajcie już spokój. Powiem wam, co musicie teraz zrobić. Szukacie hettara. Nie ma go tu. Wyruszył do świątyni i wy też musicie. Pośpieszcie się, bo inaczej najwyższy kapłan dokona tej nocy swojego żywota. – Zaczął lizać łapkę, ale zastygł po chwili i dodał – No i może być tak, że na nim się nie skończy.

Letha już nie próbowała racjonalizować tego, co się działo, tylko przeszła do konkretów.

– Kim jesteś i czemu nam to mówisz?

– Jestem kotem, jak zapewne widzi szanowna pani sierżant. A mówię wam to po to, bo tak trzeba – odparł i wskoczył na skrzynki stojące przy sąsiedniej kamienicy.

– Skąd wiesz, że tak trzeba? – zapytał Finch.

– Bo jestem kotem, a koty wiedzą rzeczy – rzucił, po czym wskoczył na dach pracowni hettara i zniknął im z oczu.

Letha nie wiedziała, czemu miałaby zaufać gadającemu kotu, który wyskakuje przez szybę, ale nie miała teraz zbyt wielu alternatyw. Ruszyli razem z Finchem do świątyni. Była ona całkiem daleko, a pijane i rozochocone tłumy na ulicach mocno ich spowalniały. Zapadł już zmrok, gdy w końcu udało im się dotrzeć przed bramę świątynną, która prowadziła na kamienisty dziedziniec. Ceremonia jakiś czas temu dobiegła końca, więc zarówno na dziedzińcu, jak i wokół świątyni panował spokój. W blokach mieszkalnych kapłanów paliły się migotliwie pojedyncze światła. Weszli na dziedziniec i dalej do wnętrza świątyni. Lethe dziwiło, że nikt ich nie zatrzymał. Vidutine unosiło się w oparach obrzędowej ekstazy skropionej alkoholem i potem. Jak zdążyli się przekonać, nawet świątynia nie była wolna od tej atmosfery. Spotkali kilka razy pijanych mnichów, śpiących pod filarami i ścianami. Jednych w objęciach kurew, innych obejmujących antałki z winem, a jednego Letha widziała, jak spał w pozycji embrionalnej, przytulając do siebie miotłę. Jutro wszystko wróci do normy, a oni pewnie nawet nie będą żałować. Szukali komnaty najwyższego kapłana, co nie było łatwe, bo wnętrze bloków mieszkalnych było rozległe i zawiłe.

Pustułka Tom I FasadyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz