7. Cofali się...

315 17 4
                                    

Leżała przez chwilę na starym dywanie wpatrując się w sufit salonu na Grimmuald Place 4, ale ocknęła się kiedy usłyszała obok siebie stłumiony jęk Dracona. Spojrzała w jego kierunku. Ślizgon leżał obok niej i trzymał dłonie na swoim zakrwawionym brzuchu.

- Jesteś ranny – mruknęła przerażona i spanikowana próbowała powstrzymać kolejną ranę, która pojawiła się przy jego szyi. Potrzebowała różdżki, ale nie potrafiła sobie przypomnieć jakie zaklęcie potrafi go uleczyć.

- No co ty nie powiesz, Granger – wysyczał wściekły nawet na nią nie spoglądając. Gdyby go posłuchała... Gdyby nie była taka uparta... Gdyby ją tam zostawił to nie leżałby teraz na tym obleśnym starym dywanie i nie walczyłby o każdy oddech.

- Odsuń się od niego, Granger – wzdrygnęła się kiedy do salonu weszła Narcyza Malfoy. Była tak mocno zaskoczona jej widokiem, że bez słowa sprzeciwu odsunęła się i skierowała wzrok w stronę kominka czekając na przyjaciół. Sekundy, które wydawały się dla niej wiecznością, mijały, a ona coraz bardziej obawiała się, że próbując ją uratować... sami wpadli w pułapkę. Dla Voldemorta byłby to dzień zwycięstwa.

- Harry... - wyszeptała kiedy dwójka przyjaciół również pojawiła się w salonie.

- Vulnera Sanentur, pani Malfoy – powiedział Harry w stronę arystokratki nim przytulił do siebie przyjaciółkę, do której nagle to wszystko dotarło. Wtuliła się w ciało przyjaciela i dała upust całym swoim emocjom wpatrując się na zakrwawione ciało Dracona, którego Narcyza właśnie leczyła.

- To Lestrange – dodał Harry kiedy Narcyza skończyła wypowiadać trzeci raz zaklęcie i teraz gładziła syna po policzku, który najwyraźniej nie miał siły, żeby zaprotestować na ten gest. Hermiona również przeniosła wzrok z chłopaka na jego matkę chcąc sprawdzić jej reakcję.

- Niemożliwe. Bella nie zaatakowałaby Dracona. Musieliście ją z kimś pomylić...

- Jej się nie da z kimś innym pomylić – do rozmowy wtrącił się Ron.

- Z zimną krwią chciała zabić własną siostrę, matko...

- Ona rzuciła na Dracona Sectusemprę, panno Granger? – nie wiedząc czemu skierowała pytanie do brunetki mając nadzieję, że będzie z nią szczera.

- Nie tylko, pani Malfoy. Zaklęcie uśmiercające też było z jej różdżki. Gdyby Draco się nie uchylił, nie byłoby go tu teraz... - przerwała, bo arystokratka podniosła się z podłogi i bez słowa wyszła z salonu.

- Ta ich empatia mnie przeraża – mruknął lekko ironicznie Ron.

- Przestań, Ronaldzie – skarciła go matka sprawdzając czy nic mu nie jest.

- Czemu nagle wszyscy aprobują Malfoyów? – warknął i również wyszedł z salonu. Pani Weasley westchnęła nie mogąc zrozumieć swojego najmłodszego syna. Czy ostatni rok tak mocno go zmienił? Zaczął być zazdrosny o wszystko i o wszystkich czy o co mogło mu chodzić? Nie tak go wychowała. Wojna się dopiero zaczynała. Wszyscy powinni schować dumę do kieszeni i złączyć siły przeciwko Voldemortowi. W pojedynkę go nie pokonają.

- Nic Ci nie jest, Draco? – Hermiona wyrwała się z uścisku Harrego i podeszła do ślizgona. Dla pewności dotknęła jego klatki piersiowej, ale nie poczuła żadnych ran. Odczuła wyraźną ulgę wiedząc, że jego życiu już nic nie zagraża.

- Żyję, Granger – i nim zdążył jakoś zareagować, brunetka wtuliła się w jego ciało. Nic nie powiedział kiedy dosłownie wbiła paznokcie w jego ramię i zaczęła płakać.

- Nie zostawiaj mnie już nigdy więcej – wyszeptała tak cicho, żeby tylko on to usłyszał. Nic nie powiedział, jedynie kiwnął głową na jej słowa. To mógł jej obiecać.

Felix Felicis | Dramione | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz