Rozdział 18

660 16 0
                                        

***

* Dwa miesiące później*

Przez ostatnie miesiące nie było łatwo. Nikomu nie powiedziałam o liście, który znalazłam, ani o żadnych liście, który dostałam. Każdy składał w szkole kondolencje, a pod jej szafką było pełno kwiatów. Przez dwa tygodnie nie pojawiałam się w szkole. — Z czego miałam duże zaległości, ale udało mi się je nadrobić. Dostałam wyniki z SAT, bardzo dobrze mi poszło, teraz czekam czy przyjmie mnie uczelnia.

Przez ten czas nie dostałam już nic. Zbliżyłam się bardziej do Nick'a, Mii. Pomogli mi bardzo, byłam zamknięta w sobie i starałam się znaleść człowieka, który zrobił tak potworną rzecz. Koniec końców nie odbyły się urodziny Chase, szkoda mi go było, w końcu to jego osiemnaste urodziny.
A go nie znalazłam.
Jeszcze.

Nic już nie było takie samo.

Właśnie siedziałam nad jej grobem, opowiadając jej o chłopaku, który zaczynał mi się coraz bardziej podobać.

— Jest taki miły i kochany. Nie wiem, czy to zauroczenie, ale myśle.. że Damon mi się podoba. - powiedziałam na głos, mówiąc do kamienia. — Tak bardzo tęsknie. - wyszeptałam ze ściśniętym gardłem. Usłyszałam szelest liści, dosłownie za mną. Nie obróciłam się, już mi wszystko wisi.

— Możemy pogadać? - usłyszałam głos Michael'a.

Moje serce zabiło odrobine szybciej.

Co on tu robi?
Nie zastanawiając się długo, kiwnęłam głową, po czym wstałam z betonu. Otrzepałam spodnie i stanęłam na przeciwko. Szliśmy przez cmentarz, a cisza była wręcz grobowa.

— To, o czym chciałeś ze mną pogadać? - zapytałam, depcząc po trawie.

Był ubrany w czarną bluzę i jeansy. Tak bardzo mu pasują.. Jego włosy były ciemniejsze niż zazwyczaj, może dlatego, że jedynie było widać blask księżyca.

— Chciałem cię przeprosić za to jaki byłem.. - powiedział z trudem. — Nie zasłużyłaś na to. Jestem dupkiem. - wyczułam w jego głosie skruchę.

Uśmiechnęłam się lekko i zatrzymałam się w miejscu.

— Jest okej. - tylko tyle umiałam powiedzieć.

— Tylko okej? - Kiwnęłam głową i przysunęłam się jeszcze bliżej.

Właśnie w tej chwili przytulałam Michel'a Parkera. Jego szerokie ramiona, otulały moją sylwetkę.

— Ale dupkiem jesteś. - potwierdziłam jego wcześniejsze słowa, na co się zaśmiał.

— Jestem.

Szliśmy ciemnymi uliczkami, aż w końcu trafiliśmy na plaże, znajdującą się blisko naszej ulicy. Usiedliśmy na zimnym piasku i znów wpatrywaliśmy się w gwiazdy.

— Wiesz, moje życie się zjebało. - nie wiem, dlaczego to powiedziałam na głos, ale czułam, że przy nim, mogę mówić co zechce, a on wysłucha.

Michael wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów. Jednego wziął i wsadził pomiędzy wargi, a potem wyciągnął paczkę przede mnie. Wyciągnęłam jednego i po chwili poczułam przyjemny dym w moim płucach.

— Czemu? - zapytał.

— Moi rodzice, nie są moimi biologicznymi. — powiedziałam uśmiechając się, a łza spłynęła po moim policzku, a on otworzył szeroko oczy, chciał coś powiedzieć, ale nim otworzył usta, dokończyłam. — Mam wrażenie, jakby zasłonięto mi przez całe lata oczy. Od małego myślałam, że jestem ich córką. Byłam naiwna, myśląc że dotrę daleko z zasłoniętymi oczami, jak mam dotrzeć tak daleko, jak chce? Skoro nic nie widzę?

soul of ashesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz