Rozdział 2

1.1K 23 34
                                    

***
Pokręciłam głową, aby wyrzucić myśl o tym, że ktoś mnie obserwuje?
Niby kto?

Spojrzałam na tace przede mną i nie przejmując się niczym więcej, wypiłam pierwszy kieliszek.
W przełyku poczułam nieprzyjemne pieczenie, na które skrzywiłam się. Nieprzyjemny cierpki smak osiadł na moim języku.
Wypiłam resztę odrazu, kieliszek po kieliszku, nie robiąc sobie żadnych przerw.
Gestem ręki przywołałam do siebie tego samego barmana,  po czym poprosiłam o kolejne 6 shotów.
Naprawdę przyda mi się to.

Zapłaciłam za podany mi alkohol, który lekko sprawił, że się rozluźniłam.
Dobra nie będę kłamać, trochę weszło mi na głowę.  Postawiłam na blat dwadzieścia dolarów jako napiwek dla barmana.
Jest młody i ma blond włosy, wraz z dużymi, błękitnymi tęczówkami.
Nie mój typ, ale ma coś w sobie lub już się najebałam i mam omamy.

To bardziej prawdopodobne, gdy zauważyłam, że ma wąsa.

Prawiczy wąsik.

Po wypiciu razem 12 kieliszków.— nie wiem, jakim cudem trzymam się na nogach, skierowałam się na parkiet, gdzie z klubowych głośników leci
Cool for the summer od Demi Lovato.

Zaczęłam poruszać biodrami w rytm muzyki, sunąć rękami, po swoim ciele. Słyszę jak inni krzyczą tekst piosenki, a ja jestem w swoim świecie.
Mija chyba pięć piosenek. — Nie wiem straciłam rachubę czasu, noga mnie zaczęła boleć więc postanawiałam wrócić do baru na krzesło, ale zastaje tam dwóch starczych mężczyzn.

Nie chcąc, ale jednak chcąc zaczęłam podsłuchiwać tą dwójkę.
Może gadają o czymś fajnym.
A może to pedofile?

Z tą myślą i tak wytężyłam słuch, udawałam, że wybieram alkohol z menu.

— Jesteśmy w dupie. Brakuje nam ostatniej osoby, do wzięcia udziałów w wyścigu, a to już jutro. Wiesz, że mało osób się na to pisze, bo 6 zakręt jest niebezpieczny. - ostatnie słowa ściszył, jakby nie chciał żeby ktokolwiek to słyszał.

Cóż za późno.

Moje serce zabiło odrobine szybciej. Czułam jak moje ręce zaczynają się pocić, a moje płuca się zaciskały.

Kocham wyścigi to może być szansa dla mnie, chociaż obiecywałam sobie że nie powtórzę tu błędów, które popełniałam w San Diego.

— Wiesz, że to twój problem, już nie mój. - oznajmił jego znajomy, uśmiechając się od ucha do ucha.
Chyba był naćpany, zdradzały go źrenice.

Mam tysiąc myśli w głowie i jedna mi mówi, że mam podejść i ściągać się, bo kocham adrenalinę, a druga, że lepiej spierdalać i nie bawić się w takie rzeczy, bo będę żałować.

Ale bez ryzyka nie ma zabawy, czyż nie?

— Wiesz, że nie ładnie podsłuchiwać?- podskoczyłam w miejscu słysząc głos skierowany w moją stronę od tego pierwszego, który wyglada jak Massimo z 365 dni.

Obróciłam głowę w ich stronę i wyprostowałam się jak struna. Postawiłam dwa ciężkie kroki w przód.
Gdyby nie alkohol krążący w moich żyłach, nie wiem czy byłabym taka pewna siebie.

— Przepraszam, ale usłyszałam, że poszukujecie kogoś do wzięcia udziału w wyścigu, jestem chętna. - odpowiedziałam, niewiele myśląc, z czym przyjdzie mi się zmierzyć.

soul of ashesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz