1. Upartość to zaleta

1.2K 32 1
                                    

Zuza

Kolejny rok zakończony sukcesem i co za tym idzie - początek wakacji. Klasycznie planowałam je spędzić w domu przed laptopem, albo książką, bo wyjścia w miejsca publiczne, wywoływały we mnie lęk społeczny. Dosłownie na samą myśl dostawałam gęsiej skórki. Moi znajomi z klasy już od wyjścia ze szkoły wsiadali w drogie fury popisując się tym i chwaląc w jakie to oni miasta nie wyjadą, natomiast ja ze słuchawkami w uszach i dyplomem w dłoniach, zamierzałam do domu. Teraz potrzebowałam jedynie odpoczynku, bo szkoła wysysała ze mnie jakąkolwiek energię życiową.

Zamyślona w tekście piosenki, mijałam sobie ulice rozkoszując się piękną czerwcową pogodą. Wiatr rozwiewał mi włosy, a słońce raziło w twarz. Standard, jak zwykle zapomniałam okularów. Kto nie ma w głowie, ten ma w nogach. Zbliżałam się już do bramy domu, gdy nagle przerwał mi czyiś krzyk zza moich pleców. Zdezorientowana wyjęłam słuchawki z uszu, odwracając się za siebie, gdzie dostrzegłam moją mamę z siatkami w dłoniach.

- Jak dobrze, że cię widzę. - krzyknęła ponownie, przystając na chwilę. - Kochanie zrobiłam większe zakupy.

- Właśnie widzę. Daj, wezmę. - podeszłam bliżej, odbierając od niej jedną z reklamówek. - Po co tego aż tyle?

- Będziemy robić grilla. - blondynka odparła entuzjastycznie, otwierając pilotem bramę. - I przy okazji zaprosimy sąsiadów, co mają tego syna w twoim wieku.

- Oh mamo. - spuściłam głowę, uśmiechając się pod nosem.
Jak zwykle to samo. Ta kobieta dążyła do tego, by mnie zeswatać z możliwie każdym chłopakiem, którego znała. Przesada.

- No co, może wreszcie kogoś poznasz. - traciła mnie w ramię. - On jest młody ty też. Naprawdę nie masz czasem takiego uczucia, że kogoś ci brakuje? - dopytywała uparcie, na co przewróciłam oczami.

- Mamo już ci mówiłam, że nikogo nie potrzebuje. Czuję się dobrze sama ze sobą, okej?

- A tam gadanie. - machnęła ręką otwierając drzwi wejściowe. - Zobaczysz, że jeszcze zmienisz zdanie.

Nie, nie zmienię. Prędzej będę z przyjacielem niż z jakimś randomowym typkiem będącym naszym sąsiadem. Co mnie to obchodzi.

- No proszę, a kto się stęsknił. - kobieta odłożyła reklamówki, witając się z Golden retrieverem. - Hej Ricky ty  łobuzie. - pogłaskała go po łbie, na co zwierzę radośnie zamerdało ogonem.

- Widzisz, trzeba z nim wyjść i ja go wezmę. - oświadczyłam bez ogródek, zostawiając siatki w kuchni.

- Jak chcesz, ale równie dobrze mógłby pobiegać na ogrodzie.

- Ależ to nie problem, wyjdę z nim. - chwyciłam za smycz przypinając nią psa. - Gotowe. Chodź urwisie.

- W porządku, do zobaczenia później. - rzuciła, przechodząc do salonu.

- Papa. - odkrzyknelam już na zewnątrz, zmierzając w stronę wyjścia z posesji.

Nie ma nic lepszego niż spacer z psem. 

***

Godzinę później, siedziałam w swoim pokoju, oglądając swój ulubiony serial, w który już tak naprawdę wyciągnęłam się w połowie maja,a że miałam zastój i brak czasu kończyłam go właśnie teraz. W pewnej chwili jednak mój spokój został zakłócony przez znajomy krzyk z dołu.

- Zuzka, gdzie jesteś?!

To teraz szafa, czy chodu za okno?

Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy z hukiem przez  drzwi pokoju wleciał mój przyjaciel. Jak zwykle wchodził, jak do siebie. Żadna nowość.

AK-47 || M.R.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz