13. Słabość

637 21 9
                                    

Zuza

Sierpniowego wieczora, siedziałam w pokoju zaczytana z książką w ręku i Ricky'm, który przytulił się do mojej nogi. Tak bardzo brakowało mi domu i tego ciepła, a w szczególności mojego azylu. Nadal nie wiedziałam, dlaczego Matczak i Rychlik tak bardzo naciskali, bym tu przez pewien czas nie wracała. Michał nadal milczał po wiadomości, którą dostałam od niego zaraz, jak tylko wyjechał z hotelu. Wtedy zaczęłam się bić z myślami, dopóki w moje dłonie nie trafiły te kwiaty z tajemniczym liścikiem. To one sprawiły, że odzyskałam nadzieję na jego powrót i jednocześnie zaczęłam intensywniej o tym rozmyślać.

Z dnia na dzień zdałam sobie sprawę, jak bardzo brakowało mi widoku jego Mercedesa pod moim domem. Nawet mój pies wyczuł brak chłopaka, a tak bardzo go polubił, co w jego przypadku było czymś wręcz niemożliwym. Przywiązał się do niego, przez co odczuwał ten sam ból co ja. Westchnęłam czule głaszcząc go po grzbiecie, gdy uniósł na mnie łeb, jakby czytał mi w myślach.

- Co mały, też za nim tęsknisz? - spytałam, kartkując kolejną stronę. Tak spędziłam kilka godzin w ciszy i spokoju nieoczekiwanie usypiając.
Do czasu, bo przed północą gwałtownie się przebudziłam, przez szczekanie mojego psa, który biegał jak szalony, finalnie opierając łapy na parapecie, jakby wyczuł coś za oknem.

- Boże Ricky. - westchnęłam przerażona, przecierając twarz. Nim zdążyłam złapać oddech, za oknem usłyszałam silnik samochodu, a dosłownie sekundę później mój telefon zawibrował z wiadomością od nieznanego numeru. Drżącymi dłońmi chwyciłam urządzenie, odczytując treść SMS-a.

Nieznany : Już dobrze wiesz, kto na ciebie czeka.

Momentalnie z moich rąk zleciała książka, uderzając z impetem o ziemię. Zerwałam się jak poparzona, zbiegając schodami w dół i całe szczęście, że po drodze się nie potknęłam, bo z moim szczęściem innym razem, już dawno leżałabym na ziemi.
Niedowierzając w to, co się dzieje przystanęłam przed lustrem, próbując złapać oddech, ale rozszalałe serce nie pozwoliło mi na to. Wyszłam na zewnątrz nie dowierzając w to, co widzę. Dosłownie przede mną paliły się przednie lampy samochodu, rzucając jasną poświatę. To nie był sen, pod domem stał cholerny matowy Mercedes-Benz klasy C. Zatrzasnelam drzwi domu, podchodząc do niego ze łzami w oczach od wiatru, który szczypał mnie w oczy.

- Gdzie ty byłeś do cholery? - spytałam, gdy już dobiegłam do niego.
Chłopak jak gdyby nigdy nic opierał się o samochód trzymając dłonie na czarnej kamizelce. - Czy ty wiesz ile łez przez ciebie wylałam?! Już myślałam, że nie wiem, może to wszystko było błędem i... bałam się kurwa o ciebie. Miałeś pisać. - Kątem oka dostrzegłam, jak jego kąciki lekko uniosły się ku górze.

Go to jeszcze bawiło?

Dopiero w świetle księżyca, gdy przechyliłam głowę w bok zauważyłam, że ma rozwalony łuk brwiowy. - Boże Michał, kto ci to zrobił?

- To teraz mnie słuchaj. - złapał delikatnie moje nadgarstki, które miałam na wysokości piersi, przyciągając mnie do siebie - Jesteś dla mnie najważniejsza, a to dlaczego mnie nie było, tylko to wyjaśnia. - odparł szeptem, gładząc moje włosy.

- Ktoś cię pobił?

- Skarbie. - westchnął, jakby to był najmniejszy problem. Dredziarz dotknął mojej dolnej wargi, przez co poczułam elektryzujące uczucie. - Zostawiłem ci małą wiadomość i dotrzymałem słowa.

- Co się stało? Dlaczego nie było cię tyle czasu? - położyłam dłonie na jego ramionach, próbując się uspokoić.
Miałam do niego tak wiele pytań ale widząc w jakim jest stanie, odłożyłam to na bok chłonąc jego tajemnicze spojrzenie, kiedy nadal milczał. Jedynie wyciągnął dłonie przyciągając mnie do siebie za biodra.

AK-47 || M.R.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz