17. Wierzchołek góry lodowej.

525 23 41
                                    

Zuza

- Dobrze się czujesz, wyglądasz blado.

Czas mi się jakby zawiesił. Czułam się tak nierealnie. Co do cholery, ochrona? Musiało coś być na rzeczy... a co, jeśli faktycznie jest gangsterem i nie mam od niego możliwości ucieczki?

- Dojdzie do siebie. - wtrącił za mnie Michał, przyciągając bliżej siebie za nadgarstek. - Prawda skarbie?

Kiwnęłam nieprzytomnie głową na potwierdzenie jego słów, jednak nie było to z mojej woli, gdy wpatrywał się we mnie zabójczym wzrokiem, aż przeszedł mnie dreszcz. Delikatnie lecz z wyczuciem odciągnął mnie dalej, gdzie stał jego samochód. Cała nasza trójka wsiadła do środka w całkowitej ciszy. Usiadłam z tyłu, bacznie obserwując każdy jego najmniejszy ruch, więc widział mnie w lusterku, na co uniósł jedynie brew ruszając z parkingu. Aktualnie ciszę panującą w środku, zagłuszał silnik mercedesa, który przemierzał ulicę z tym razem dozwoloną prędkością.

Nic, nie odezwał się ani słowem, a Mikołaj wpatrywał się w telefon kiwając głową, gdy dredziarz szepnął mu coś na ucho.

Świetnie, czyli mamy kolejną tajemnicę i jak zwykle nie jestem wtajemniczona. Zaczynam się już przyzwyczajać, naprawdę.

***

Godzinę później rozwiał moje wątpliwości dokąd zmierzaliśmy, gdy
odstawił nas na poboczu, a tam stał już samochód Konopskiego. Czarny matowy mercedes z rzucającą się w oczy rejestracją D1 TYLKO.

To pieprzony żart?

Miał to już z nim wcześniej ukartowane i nic mi nie powiedział...
No oczywiście, że tak, czego mogłam się spodziewać.

Nie zdążyłam się obrócić ani pomyśleć, a Michał odjechał w mgnieniu oka zostawiając mnie przed domem z Mikołajem.

Czyli tak miała wyglądać nasza relacja? Najpierw śpiewa mi na żywo piosenkę, a późnej odjeżdża bez słowa. Pięknie.

- Gdzie on znowu-

- Wejdziemy do środka? Robi się późno i zdaję się, że zaraz zacznie padać. - dotarł do mnie delikatny szept bruneta, gdy chwycił mnie za ramię.

- Wszystko jedno, chodźmy. - dałam mu się prowadzić, jednak co chwilę odwracałam się za siebie mając nadzieję, że on zaraz tu wróci i wszystko mi wyjaśni.

Michał

Nigdy nie zaznam spokoju, chyba że dopiero w trumnie, a do niej było mi jeszcze daleko. Nie daruję. Nie ręczę za siebie. Teraz już nie żartuję. Jestem sprawiedliwością. Koniec taryfy ulgowej.

Droga mi się niemiłosiernie dłuży, a mógłbym tu dotrzeć z zamkniętymi oczami. Zaciskam dłonie na kierownicy, aż bledną mi knykcie, gdy moją głowę zalewa pragnienie zemsty i tracę resztki kontroli. To jest ten moment, w którym nachodzi mnie dobrze znany mrok. Kurwa. Jebana przeszłość. Tylko przy niej potrafię się uspokoić i tylko jej teraz potrzebuję.

Biorę głęboki wdech próbując się uspokoić, ale jeszcze bardziej się wkurwiam, gdy o mało nie wjeżdżam komuś w tył. Ja pierdole. Zjeżdżam na drugi pas dodając gazu, by jak najszybciej zniknąć z pola widzenia. Zręcznie mijam inne samochody, wreszcie przybliżając się do celu mojej nocnej wizyty. Jedynym ograniczeniem są światła ale to też da się załatwić trzeba tylko użyć sprytu, a wszystko pójdzie gładko, jak po maśle.

***

W końcu, chuj wie, ile czasu później zatrzymuje się na parkingu i wysiadam, dyskretnie wyjmując broń ze schowka, by przejąć ją do kieszeni spodni ale tak by nie była za nadto widoczna.

AK-47 || M.R.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz