3

222 17 4
                                    

Yesly

Ocknęłam się ze snu, gdy rozległ się hałas. W nieprzytomności ujrzałam jak Toby usiłuje wstać z podłogi, padł ofiarą moich rozrzuconych łyżew. Dosłownie padł.

- Musisz je wszędzie zostawiać? - zbeształ mnie, nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.

- Muszę. Która godzina? - zapytałam, dostrzegając ciemność za oknem.

- Szósta trzydzieści. Nie masz przypadkiem pracy? - zapytał Toby, chwytając bluzę z szafy Aarona.

- Mam - przyznałam się, wstając. Rozświetliłam kuchnię i włączyłam ekspres do kawy. Z szafki wyjęłam świąteczny kubek w mikołaje i renifery - jeden z kolekcji jaką zebrałam dla Aarona. - Aaron jest na dole?

- Tak, tłumaczy Carmen system - potwierdził Toby, ociągając się przy drzwiach. - Chcesz śniadanie, złośnico?

- Tak, proszę. Tosty po francusku? - poprosiłam, szczerząc się do niego pięknie.

- Zrobię ci, ale pospiesz się. Nie będę ci ich odgrzewał - rzucił zanim wyszedł.

Z kawą w dłoni poszukiwałam ubrania, ostatecznie wybierając zestaw czarnych legginsów i koszulki termicznej, skrytej pod szarą bluzą by chronić się przed porannym chłodem. Wsunęłam uggsy na nogi i schowałam łyżwy do torby. Zeszłam po schodach nadal trzymając w dłoni kubek z kawą. Musiałam się zatrzymać kilka razy na schodach aby upić łyka.

Na dole, Aaron i Carmen energicznie rozmawiali przy recepcji. Podeszłam, upuszczając torbę z trzaskiem przyciągnęłam ich uwagę.

- Oo. Dzień dobry. - Aaron kiwnął głową na powitanie. - Poznałyście się już?

Była siódma, a mimo to Carmen wyglądała nieskazitelnie. Podziwiałam taką poranną zręczność; często samo wstawanie przed siódmą rano było dla mnie wyzwaniem.

- Oficjalnie jeszcze nie. Cześć, jestem Yesly - przedstawiłam się, wyciągając rękę do brunetki, którą ona uścisnęła.

- Carmen - przywitała się z uśmiechem.

- Yes prowadzi zajęcia łyżwiarskie i jogi, jest częścią Ice Hearts - wyjaśnił Aaron, rzucając mi zalotne mrugnięcie.

- W razie pytań wiesz, gdzie mnie znaleźć - zaoferowałam dziewczynie, po czym przeniosłam wzrok na Aarona. - Ma przyjść ta Joanna, chce dopiąć wszystko na ostatni guzik na sylwestra. Podpiszesz?

- Mam treningi conajmniej do południa, o której będzie? - spytał.

- Około południa. Dobra, ja podpiszę - oznajmiłam. - Tylko nie zapomnij odebrać garniaka. Masz czas do wieczora.

- Wiem, wiem. Zapisałem sobie... gdzieś - rzucił, po czym podszedł jeszcze do Carmen. - To jak, poradzisz sobie?

- Jasne, szefie. W razie co zawołam Yesly. - Brunetka uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłam.

- Dobrze. W takim razie lecę na rozgrzewkę - wyjaśnił i wyszedł zza recepcji, podchodząc do mnie. Objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy. - Wyspałaś się?

- Wręcz zaspałam. Czemu mnie nie obudziłeś? - spytałam, również go obejmując.

- Bo gryziesz jak cię budzę - odparł, po czym przejął mój kubek i dopił kawę. - Zapisałem cię do okulisty na drugi dzień po sylwestrze - rzucił i oddał mi naczynie.

Odruchowo się od niego odsunęłam i uniosłam brwi.

- Po co? Nie idę do żadnego okulisty! - oburzyłam się.

Ice HeartsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz