Rozdział 12

2 0 0
                                    

-Nie możecie nam go zamknąć. To nasze główne miejsce spotkań. Co roku spędzamy tutaj wakacje. To nasze jedyne miejsce gdzie możemy pograć w piłkę. - krzyczałam na dyrektora tej popapranej placówki.

-Na to są paragrafy. - wydarł się Kuba.

-Mogę zrobić co chce. Jestem dyrektorem tej szkoły a z tego co wiem jesteście tutaj głośno. Chcę być solidarny z sąsiadami i z dniem dzisiejszym zamykam boisko do rozpoczęcia roku szkolnego. - powiedział i wsiadł do auta. Uchylił szybę i dopowiedział. - Nie ważcie się nawet wejść bo naślę na was policję. - zamknął szybę i odjechał. Każdy z nas pokazał mu środkowy palec. Chciał wojny to będzie ją miał. Nie z nami te numery.

-Co za kawał chuja. - Leon stał na krawężniku z rękami w kieszeni. - pokażemy mu gdzie jego miejsce. - wyciągnął paczkę fajek. Chłopak przestał palić ale w stresujących sytuacjach papieros sam cisnął mu się do buzi. - Chce ktoś?-zapytał

-Daj bo mnie za chwilę szlak jasny trafi. - wstałam z krawężnika i zabrałam fajkę od chłopaka.

-Nie wiedziałem, że umiesz palić. - odpalił mi papierosa, a później sobie.

-Życie, na imprezach czasami się paliło.

-To nasz ostatni przysięgnijmy sobie.

-Dobra nigdy więcej tego dziadostwa. - uśmiechnęłam się do chłopaka, a ten to odwzajemnił.

-Dobra trzeba działać. - wyrwał nas z zamyślenia Adam. - proponuję rozjebać te kłódki. Raczej nie są jakieś wytrzymałe. Jeżeli zadzwonią na psy to będziemy spierdalać. Zrobimy to jak się ściemni.

-Nie możemy po prostu wejść przez płot?-zapytał Kuba.

-Jeżeli chcesz spaść z co najmniej 5 metrów w dół to proszę bardzo. Droga wolna.-odpowiedział mu Leon, dopalający swojego papierosa.

-Nie no dobra pomysł Adama jest najlepszy. To co spotykamy się tutaj o pierwszej w nocy. Pierwsze rozwalimy tą kłódkę od strony placu zabaw. Później ogarniemy plan działania na miejscu.

-Dobra szefie. - zasalutował mu Wiktor, który wsiadł na rower i pojechał gdzieś razem z Amelia.

-Co powiesz na szybkiego kebsika?-zapytał Leon.

-Nie pogardzę takim dobrym tureckim jedzeniem.

-To chodź jedziemy. Pooplątamy się trochę po mieście i wrócimy koło pierwszej.-jedynie przytaknęłam na ten pomysł i wsiedliśmy do samochodu. Całą drogę dużo rozmawialiśmy na temat zaistniałej sytuacji.

-Jak można w ogóle coś takiego zrobić. Zabrać nam jedno z ważniejszych dla nas miejsc. Kurwa niech zamknął sklep ale nie boisko. - byłam zdenerwowana całą sytuacją.

-Posłuchaj, zrobimy wszystko żeby to miejsce odzyskać. Wychowaliśmy się tam. Co wakacje to miejsce "należało do nas", tym razem też tak będzie. - uśmiechnął się do mnie i chwycił moja dłoń. Byłam mu cholernie wdzięczna za to, że mnie wspiera. Może i nie było mnie tutaj 3 lata ale to miejsce ma dla mnie ogromny sentyment tak samo jak dla Leona. Dzięki boisku poznałam masę świetnych ludzi, którzy tak jak ja uwielbiają ten piękny sport. Gdyby nie to "durne" kopanie piłki, myślę, że nigdy nie poznałabym tylu wspaniałych ludzi i nie miałabym tak cudownych wspomnień.

Siedzieliśmy nad rzeką w najbardziej zacisznym miejscu jakie można sobie znaleźć w piątkowy wieczór, gdzie każdy chce odpocząć po ciężkim tygodniu. Jedliśmy ciepłego kebaba i delektowaliśmy się swoją obecnością. Jeden z piękniejszych czerwcowych wieczorów. Dzisiaj zaczynały się wakacje, niestety my już na nie byliśmy za "starzy". Leon pracował jako spawacz w lokalnej firmie więc cały dzień go nie było. Na szczęście pracę miał na miejscu i dojazd zajmował mu bardzo mało. Zdarzało się, że w godzinach jego przerwy przywiozłam mu ciepły posiłek.

Miłosny FaulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz