Rozdział 2

152 5 0
                                    

–Mówiąc zabierz matkę na kolację miałem na myśli zwykłą, normalną, a nie cholera za ponad pięćset dolarów. Czy ciebie do reszty opętało?– krzyknął mężczyzna trzymając w ręku wydrukowany paragon przesłany na konto.

– Nie wiem jak to się stało musieli naliczyć coś jeszcze! Nie dalibyśmy rady nawet tyle zjeść!– bronił się młodszy.

– Sałatka z krewetkami, kalmary, małże w sosie krabowym i mogę wymieniać tak dalej. Poza tym ty młody masz dziewiętnaście lat. A tyle alkoholu matka nie dałby rady wypić sama!

– Sam widzisz! – wstał z miejsca zbulwersowany.– Nie wydałem tyle, nie zjedliśmy tyle, a ja nie piłem! Nie piję!

– Pijesz pijesz.– zaśmiała się dziewczyna wchodząc do gabinetu.– Drzecie się na cały dom o co wam chodzi, przesłuchać się nie da.

– Nikt cię nie zapraszał, wyjdź jesteśmy zajęci.– powiedział spokojniej do siostry i znowu przekierował wzrok na swoje młodsze rodzeństwo.– Odpracujesz to, zwrócisz mi te pieniądze.

– Ja ich do kurwy nie wydałem!– krzyknął uderzając o biurko.– Nic nie będę oddawał, zobaczysz jeszcze mnie będziesz przepraszał jak się wszystko wyjaśni.

Chłopak wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami i gadając coś jeszcze pod nosem. Straszy mężczyzna westchnął i usiadł spowrotem na swój fotel, masując się palcami po skroni. Do pokoju znowu weszła ta sama dziewczyna i podeszła do biurka.

– Normalnie to omijam ten pokój szerokim łukiem, ale chcę wiedzieć co się stało.– usiadła na fotelu krzyżując nogi.

– Oddam was kiedyś.– rzucił i opadł na oparcie.– zgodziłem się żebyście zostali, obiecałem, że będę was pilnować, ale musicie też dać coś od siebie.

– Wiesz co ci powiem. Starzejesz się. No co nie patrz tak na mnie! Noah jest po prostu debilem, a ty musisz to uszanować. Puściłeś go samego do restauracji z pełnią możliwości. Oczywistym było, że weźmie i to przepierdoli.

– Proszę cię nie denerwuj mnie bardziej. Ja wiem, że możemy sobie pozwolić na takie wydatki, ale czasem przesadza. Muszę go nauczyć choć trochę szacunku do pieniądza inaczej nie ma to sensu.

– Ale mama jest zadowolona najważniejsze. Przymknij na to oko od czasu do czasu i daj chłopakowi żyć.– wstała i pokierowała się do wyjścia.

***

Od samego rana męczyło mnie dziwne uczucie. Zdążyłam otworzyć oczy i zaraz poczułam się czymś przytłoczona. I to nie było to, że Charles znowu pojechał do pracy i nawet nie zobaczyłam go rano. Nie, obrzygany dywan w przedpokoju i nie w połowie pusta butelka wina, którą zdążyłam już od rana wypić. Coś jakby chwyciło mnie za serce i wykręcało bezboleśnie. Może umieram, może to już mój czas, moja kara, święta nie jestem, ale młoda i pełnia życia przede mną. Moje myśli przerwał dźwięk telefonu, gdy spojrzałam na wyświetlacz na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

– Cześć kruszynko!– powiedziałam rozpromieniona zapinając moje obcasy. W słuchawce usłyszałam westchnienie co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.

– Doceniam to, ale proszę nie mów tak na mnie.– wybrzmiał dorosły męski głos.– O której masz lunch w pracy?

– Tradycyjnie, około dwunastej zależy jak mnie przetrzymają na spotkaniu. Jeżeli chcesz się spotkać to wyjdę jak najprędzej. Powiedz tylko gdzie.

– Munchies Cafe, będę czekał na ciebie. I żeby cię nie martwić nic strasznego się nie dzieje.

– Mówiąc to mnie martwisz, ale mam nadzieję, że poprostu tęsknisz i chcesz się spotkać z mamą. Kocham cię kruszynko, papa.– pożegnał się i rozłączył.

The wall you didn't see || ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz