Na kalendarzu skreślałam kolejne okienka z numerkami do wymarzonego dnia. Choć tym razem odliczanie było ciekawsze.
9 dni
Bukiet stu krwiście czerwonych róż.8 dni
Naszyjnik z zawieszką fali.7 dni
Billboard w centrum Bostonu.6 dni
Samochód w przygaszonym miętowym kolorze.5 dni
Pieprzony ogród botaniczny w okolicach Bostonu.Przez ostatnie pięć dni dostawałam prezenty od Ronana po tym jak wprost dałam mu do zrozumienia żeby nie wchodził mi w życie. Każdy z nich był wyjątkowy i gdyby nie to wszystko zatrzymałabym każdy. Czerwone róże symbolizują przeprosiny, naszyjnik przypominał mi o falach Florydy, miętowy to mój ukochany kolor, a o ogrodzie zawsze marzyłam.
Jednak nie chodziło mi o cholernie wielki na pięćdziesiąt hektarów! Było to urocze, ale szalenie głupie i irracjonalne. Przejmowałam akt własności stojąc przed samą ogromną bramą. Zupełnie zbita z tropu. Aiden stojąc za mną podśmiewał się bawiąc w najlepsze. Dostałam do ręki pęk kluczy odwracając się do chłopaka ze zdziwioną miną.
- Otwieraj, na co czekasz zobaczymy co ci nowego zafundował.- wskazał na bramę, podeszłam grzecznie i przekręciłam największy klucz.
- Wariactwo. Czyste szaleństwo.- zagadałam, wchodząc za ogrodzenie.- Myślałam, że samochód jest przesadą, ale to!?
- Biedny, marnuje tylko pieniądze i czas. Warto byłoby zainwestować, ładnie tu.
Rzeczywiście było przepięknie, różnorodne kwiaty, rośliny, drzewa. Fontanny, od których odchodziły rozwidlenia, małe stawy i mosty. Szklarnie i posągi miałam wrażenie, że było tu dosłownie wszystko. Niesamowite.
- Nie lepiej sprzedać?- zapytałam, na co machnął głową na boki.
- W umowie jest zakaz sprzedaży. Wykupił ci do grobową własność.- prychnął śmiechem zakrywając usta.
- No chyba sobie żartujesz.- zatrzymałam się unosząc rękę by zakryć oczy przed mocnym słońcem.
- Wszystko to jest twoje.- westchnął zaciągając się przyjemnym zapachem.- Mogę ci życzyć tylko i wyłącznie powodzenia.
- Przestań.- uderzyłam go z otwartej dłoni w ramię, sama powstrzymując śmiech z całej sytuacji.
- Spójrz na to z drugiej strony, postawisz kilka stołów.- wskazał ręką na dziedziniec wśród girland z roślin.- I miejsce na kolację weselną jak znalaz.
- Tak, na kolację weselną. Moją, tą właściwą.
- To tylko konieczność.
- Tylko konieczność.- powtórzyłam zapewniając sama siebie.
- Pięć dni.
- Pięć.
- Potem znajdziesz sobie kogoś lepszego.
- Cholera, kruszynko. Mówisz to w ogrodzie mojego byłego kochanka, w którym zakochałam się tak naprawdę.
- Tak, jest to jakiś problem. Pamiętaj, pozytywne strony, jest twoim byłym! Dziękujemy, że na tym się skończyło.
- Rodzina Howell nie jest dla nas.- podniosłam brew patrząc na niego kątem oka.
- Mogłem się spodziewać, że dowiesz się szybciej niż bym ci powiedział.- potwierdziłam głową wchodząc na mostek. Oparł się łokciami o drewnianą barierkę obserwując złote rybki w stawie.- Nie jest dla nas. Wybacz.
CZYTASZ
The wall you didn't see || ZAKOŃCZONE
RomanceElen przeszła w młodości wiele, teraz żyje pełnią swojego dorosłego życia. Mimo iż ma zaledwie dwadzieścia pięć lat ma za sobą małżeństwo i kilka śmiesznych zaręczyn. Te, jednak stają się ważniejsze niż przypuszczała. Świat obrócił jej się do góry...