Rozdział 9

114 1 0
                                    

Staliśmy już przed apartamentem. Wciąż w ciszy czekaliśmy jak, któreś z nas coś powie. Nie chciałam się odzywać. Nie miałam ochoty, czemu faceci są tak niemądrzy? Jak można na miłym spotkaniu przy piwie zacząć rozmawiać o umowach, biznesach i innym korpo gównie. Na dodatek podważał moje słowa, które były płynącą prawdą. Truł mi dupę jak Charlie przez ostatnie dni. Nie miałam zamiaru słuchać kolejny raz o Johnsonie i jego biznesplanie. Nie wchodziłam w to i nie dam mojemu mężowi wplątać się w coś głupiego.

- Eleno.- zaczął, a ja miałam ochotę znowu go poprawić, dodając przedrostek panno, jednak powstrzymałam się i dałam mu mówić.- Dziękuje za zaproszenie do tego... miłego lokalu. Chciałbym ci się odwdzięczyć. Jutro wybieram się na przyjęcie. Nic formalnego. Chciałabyś dotrzymać mi towarzystwa jutrzejszego dnia?

- Panie Howell. Na szóstym piętrze tego budynku znajduje się mój narzeczony.- odparła, poprawiając kosmyk włosów.

- Widzimy się jutro.- odparł stanowczo, jakby w ogóle nie docierało do niego, co chce mu przekazać. Nie powiem, spodobała mi się jego stanowczość.- Odbiorę panią o dwudziestej.

- Niech przyjedzie David.- rzekłam oschle i wyszłam z auta. Zanim, jednak zamknęłam drzwi pochyliłam się i uśmiechnęłam.- Kolejny raz dziękuję za kwiaty. Do zobaczenia Ronan.

***

Chłodne światło muskało moja twarz, gdy siedziałam przed toaletką z wbitym w nią wzrokiem. Dokładnie przyglądałam się, czy wklepałam podkład we wszystkie miejsca i czy cienie nie osypały mi się na policzki. Moje świeżo umyte i wysuszone włosy teraz kręciły się na jedwabnym wałku, gdy dobierałam kolczyki. Moja ulubiona para już przestała nią być, po tym, jak został mi tylko jeden. Zapewne drugi zgubiłam na ostatniej imprezie albo u Ronana. Bez rozczulania się nad sobą wybrałam inne i dalej przeszłam do garderoby.

W chwili, w której wybierałam suknie plątała się w mojej głowie jedna myśl. Nie wiedziałam, czemu coś jest nie tak. Ostatnio moje myśli były spowodowane tym, że Howell opłacił mój obiad, ale teraz nie miałam pojęcia co się dzieje. Innych bolą nogi, gdy zmienia się pogoda, niektórzy wierzą w przesądy i kierują się swędzeniem dłoni czy czerwonymi uszami, ja natomiast mam mętlik w głowie, który nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Burzy moje emocje i poczucie kontroli, którą muszę łatać alkoholem. Dawno już tak nie przykładałam wagi do mojego wyglądu, przeszkadzał mi szum z klimatyzacji, kanapa w salonie przestała być dla mnie wygodna, Brianna dawno się nie odzywała, a ja sama nie wybierałam do niej numeru. Nawet to, że kolejnego ranka nie spotkałam Charlesa było dla mnie obojętne. Teraz stoję przed wielkim lustrem w pokoju i zastanawiam się, czy ta sukienka na pewno będzie odpowiednia. Od zawsze miałam nałożone, że muszę chodzić w czarnym na bankiety, czy spotkania. Obecnie dobieram szpilki do mojej białej sukni bez ramiączek, odkrywała mi plecy, a całość trzymała się owiniętą wokół szyi.

Rozpuściłam włosy i nastał kolejny problem. Miałam ochotę rozpłakać się przed lustrem i patrzeć na swoją żałosną twarz. Trzymałam w dłoni pęk włosów i raz po raz unosiłam je i opuszczałam, nie wiedząc, w którym wariancie wolę, żeby były. Finalnie po męczeniu się i tak wybrałam rozpuszczone.

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do salonu. Nie zastałam nic innego jak Charliego z whisky w dłoni oglądającego program o motoryzacyjnych nowinkach. Nie zwrócił nawet na mnie uwagi, gdy stanęłam na środku odjebana, jakbym szła na czerwony dywan. Westchnęłam, przechodząc za nim i objęłam go na szybko.

- Gdzie wychodzisz?- zapytał, nie odrywając wzroku od telewizora.

-Idę na kolację.- odpowiedziałam i wyprostowałem się opierając prostymi rękoma na oparciu od sofy.

The wall you didn't see || ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz