Rozdział 6

123 3 0
                                    

Ryż, szpinak, por, sos słodko-kwaśny, ziele angielskie... I tak dalej. Przeglądałam listę zakupów w moim telefonie i jednocześnie rozglądałam się po półkach sklepowych wypakowanych produktami od żywności po chemię. Pilnowałam każdej rzeczy by znalazła się w koszyku i by nic nie omijać. Dzień wcześniej przyrządziłam rozpiskę dań i jedzenia jakie muszę kupić co teraz jest dla mnie nie małym ułatwieniem. Zastanawiając się mogłam po prostu zaprosić wszystkich do restauracji i nie mieć problemu z gotowaniem, ale jednak coś mnie pokusiło by jednak zorganizować kolację w domu i już niestety nie ma odwrotu.

- Nie mogłaś zwyczajnie zamówić gotowych dań albo chociaż cateringu?- spojrzał na mnie z góry opierając się o wózek.- Wiem, że jesteś tępa, ale istnieję takie coś jak Glovo.

- Ha ha, bardzo śmieszne Noah.- spojrzałam na niego łapiąc się się za ramy.- Jak już zaprosiłam ich do naszej skromnej rezydencji to wypada zrobić coś samemu.- przewróciłam oczami.- I przestań tak tym wózkiem bujać bo zaraz wypadne!

Coś tam jeszcze gadał, że ich kubki smakowe i tak są przyzwyczajone do dań gotowych i tylko syfu w kuchni narobię. Nie chciał się przyznać, że nie chce mu się mi pomagać i w każdy możliwy sposób starał się wykręcić, bo co jak co ale ja mam owiniętego wokół palca Ronana, a on tego wypierdka Noah'a. W tym łańcuchu pokarmowym to ja pożeram i połykam w całości. Chociaż nie brzmi to tak dobrze jakbym chciała. Rozłożyłam nogi wygodniej opierając na metalowych prętach gdy niespodziewanie przyspieszył wjeżdżając w alejkę z rozmaitymi trunkami.

- No siorka wybieraj.- puścił mnie i podszedł bliżej regału biorąc już jedna butelkę do rąk przyglądając jej się z każdej strony.- Kolacja bez wódki to nie kolacja.- popukał się w skroń.

-Jak ty zamierzasz to niby kupić, huh?- zapytałam patrząc na niego jak na głupiego małolata, którym a propos był.

- Urokiem osobistym.

***

Wszedłem do domu, rzucając kluczyki na komodę, a obok nich papiery, którymi mam nadzieję nie zajmować się przez najbliższe godziny. W pierwszej chwili do mojego nosa dotarł zapach smażonego mięsa, ale z każdym kolejnym krokiem w głąb, woń zmieniała się w koszmarną spaleniznę. Wbiegłem jak opętany do kuchni machając ręką przed twarzy by ujrzeć gęsty dym wydobywający się z patelnii. Zdjalem ja w momencie z rozgrzanej płyty i otworzyłem okno by smród wyleciał na zewnątrz.

- Co tu się dzieje!?- wykrzyczałem i jak na zawołanie rodzeństwo przybiegło do kuchnii, kaszląc tak samo jak ja.

- Noah! Miałeś pilnować mięsa gdy ja będe nakrywać do stołu!- krzyknęła machając ścierką na boki- Miałeś jedno zadanie!

- A no ten. Mecz leci.- wskazał kciukiem za siebie w kierunku telewizora.

Czasem nie wierzę, że ta dwójka z jedną komórką mózgową dzieloną na pół może być naprawdę ze mną spokrewniona więzami krwi. Opanowując bałagan w kuchni, w końcu mogłem dowiedzieć się po co to całe zamieszanie i czemu lodówka jest tak niewyobrażalnie pełna bo nie wierzę, że potrafili sobie sami pójść na zakupy i kupić coś co nie jest paczka nachosów, energetykiem i fajkami.

- Zaprosiłam na kolację Aidena- przerwała na chwilę zdanie po czym dodała.- I jego rodziców.

- Czemu tego ze mną nie uzgodniłas?- zapytałem biorąc z lodówki sałatkę z liści sałaty lodowej w sosie musztardowo miodowym.

- To się działo tak szybko, że sama nie wiem.- odparła i złapała się za głowę.- Nie wiem, może jestem głupia, ale potem się na mnie pogniewasz, a teraz czy mógłbyś mi pomóc, a nie wyjadasz!

The wall you didn't see || ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz