Rozdział 28

38 3 0
                                    

Zgodziłam się na cholerny obiad z Howellem. Czy ja sama siebie dobrze słyszę bo mam wątpliwości co do mojej inteligencji. Jechał przez ulicę stanu New Hampshire, a ja siedziałam tuż obok bez telefonu, dokumentów niczego. Gdyby mnie próbował zamordować nie mam jak do kogo zadzwonić, jakby już to zrobił nie ma jak zidentyfikować mojego ciała i wyprawić mi porządnego pogrzebu. To tak jakbym weszła do klatki z lwami i myślała, że dam radę je okiełznać plastrem szynki. Obejrzałam wnętrze samochodu, z każdej strony, najbardziej zaintrygowało mnie to, że zamknął moje drzwi, więc nawet mimo gdyby mi przyszedł tak idiotyczny pomysł jak wyskoczenie z pędzącego samochodu to i tego nie można mi było zrobić. Siedziałam jak na szpilkach kiedy jedynym dźwiękiem w środku był szum asfaltu.

- Co mi chciałeś powiedzieć wtedy w szpitalu?- zapytałam bawiąc się palcami.

- Nic.

- No tak sekrety, spiski i tajemnice.

- O co tobie cholera chodzi. Próbuje do ciebie dotrzeć, a ty to utrudniasz!

- To ty od początku byłeś fałszywym dupkiem!

Ostrym zakrętem przejechał z głównej drogi na wąską uliczkę, prawie, że pustą. Zatrzymał auto przy ścianie jednej z kamienic. Nie było tu żywej duszy, czy to mnie czeka? Koniec żywota pod obskurnym blokiem obok kontenerów na śmieci.

- Spieramy się nawet nie wiem o co.- powiedział spokojniej bym i ja się uspokoiła.- Wtedy byłem przerażony. Kiedy przyszłaś do mnie i powiedziałaś o ciąży Brooklyn.

- A jednak.- prychnęłam.

- Bałem się nie o to, że posądzasz mnie o bycie ojcem, a o to, że jesteś świadoma co działo się wtedy po bankiecie.

- Więc co? Co takiego się wydarzyło? Wtedy już planowałeś jak mnie udupić? Wypierdolić na zbity pysk?

- Eleno. Też byłem pijany, i również ja nie kontrolowałem swoich działań.- westchnął zaciskając ręce na kierownicy.- Zabrałem cię do pokoju, rozebrałem bo cała się kleiłaś.- co chwila się zatrzymywał jakby nie mógł przyznać się do winy i chciał zakończyć rozmowę.- Nie powinienem cię dotykać, nie miałem prawa.- zakrył dłonią oczy by masować się po skroniach.

- Zgwałciłeś mnie? Gdy byłam pijana?- wpierw nie mogłam sama w to uwierzyć potem, jednak zrozumiałam jak poważne to są oskarżenia.

- Nie, do niczego nie doszło. W odpowiednim momencie wytrzeźwiałem i zobaczyłem jak cała ta sytuacja była cholernie niewłaściwa.- spojrzał na mnie, było po nim widać, że żałuję jak bardzo to przeżywa, choć tamtego dnia o poranku nie dawało się tego po nim poznać.- Przestraszyłem się. Bo byłaś i jesteś dla mnie ważna, jednocześnie jesteś narzuconą mojego przyjaciela. Sam fakt, że należysz do zrzeszenia sprawiał, że żałowałem nawet bycia w jednym pokoju z tobą. Wolałem skłamać i nieść ciężar ojcostwa niż przyznać się przed tobą, przed samym sobą jak nisko upadłem.

Wszystko zaczęło się układać, Ronan nie był ojcem to było wiadome od początku, ale teraz wiem czemu kłamał, choć był to większy powód na skandal, który miał go ode mnie odsunąć nie wyobrażałam sobie nawet jak mógł do czegoś takiego doprowadzić.

- Nie wiedziałem, co mam myśleć. Jak to się stało, że w ogóle zamieszałaś mi w głowie. Przestraszyłem się konsekwencji jakie może to nieść, nie chciałem cię stracić tak szybko jak potrafiłem się zakochać.- oparł głowę na kierownicy, był w zupełnej rozsypce.- Kolejnego dnia, pozwoliłaś mi się całować i cały ten strach oraz niepokój uleciały gdy zobaczyłem, że też pragniesz tego co ja. Potem to wszystko runęło, znienawidziłaś mnie za to czego nawet nie zrobiłem.

The wall you didn't see || ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz